księga pierwsza - Bhu'ja: aniołeczek

93 9 49
                                    


Młody łowca, którego wziąłem na skruchę, nazywał się Halkrath i nie był nazbyt rozmowny. Zabroniono mu zabrać cokolwiek ze sobą, odesłano go też do mnie prosto z osądu, co oznaczało, że wylądował na moim statku brudny, okrwawiony (zarówno krwią yautja, jak i swoich ofiar) oraz w mocno sfatygowanej zbroi z połową osprzętu przy sobie. Na masce widniały trzy nieładne rysy – któryś z jaszczurów na rytuale musiał dostać się bardzo blisko niego. Świadczyły też o tym rozległe oparzenia po kwasie na barku oraz poszarpana rana na udzie z zastygłą, brudną krwią.

- Wyglądasz jak odyńcowi z pyska wyjęty – mruknąłem. – Śmierdzisz.

Młody łowca skwitował to niezadowolonym, chociaż cichym pomrukiem. Dotąd szedł za mną bez słowa, czekałem, aż się odezwie, ale widocznie niedane było mi tego zbyt szybko uświadczyć.

- Wylatujemy od razu – poinformowałem go i wskazałem na jedne z zasuniętych szczelnie drzwi. – Twoja kwatera. Umyj się, opatrz, potem idź do warsztatu i napraw broń i osprzęt. Potem możesz iść spać.

Nie odpowiedział mi, nie skinął głową, nie zareagował nijak na moje słowa. Po prostu odwrócił się, uderzył bokiem pięści w panel przy drzwiach i wszedł do środka. Odetchnąłem, wszedłem na mostek i zmęczony usiadłem na krześle kontrolnym. Jedną rękę oparłem o panel sterujący, drugą podtrzymałem skroń. Ufałem ojcu jak nikomu innemu, ale teraz ta decyzja wydawała mi się po prostu błędna. Bardzo kłopotliwa.

- Dziadku Bhu'ja?...

Odchyliłem dłoń od twarzy i zerknąłem przed siebie. Stała tam drobniutka, ludzka dziewczyna. Ansa była młoda, śliczna i bardzo zagubiona. Jeśli chodzi o mnie i o nią, byliśmy teraz podobni jedynie w tej ostatniej rzeczy.

- Mamy towarzysza podróży, Ansa – poinformowałem ją ostrożnym tonem, swoje słowa wypowiadając czystą, chociaż nieprzyjemnie twardą i chrapliwą mową ludzi. – Nie przeszkadzaj mu i nie narzucaj się. Zrozumiałaś?

Pokiwała głową, a białe włosy rozsypały się po jej ramionach. Ansa była cicha i urocza, zwykle trzymała się od wszystkiego na uboczu, ale nie wiedziałam, jaki jest właściwie młody łowca. Wolałem, by ich ścieżki nie skrzyżowały się ze sobą w jakiś nieprzyjemnych zwłaszcza dla Ansy warunkach.

- Czy już lecimy? - zapytała.

- Tak - potwierdziłem, prostując się na krześle. - Ktoś tu był?

- Tylko jeden łowca - przyznała. - Siedziałam u siebie tak, jak kazałeś.

Pokiwałem głową z zadowoleniem. Tenshi, mój statek, ledwo co wylądował na Prime. Naprawa jednak nie była taka trudna, przynajmniej tak poinformował mnie łowca, który zajął się statkiem. Skorzystałem z portu poza miastem, tam było więcej mechaników z naszego klanu, którzy statki naprawiali sprawnie, szybko i bez zbędnych pytań. Odpaliłem systemy i przyjrzałem się panelowi kontrolnemu, który usłużnie pojawił się tuż przede mną, w pustej przestrzeni wyświetlając dane statku.

Tenshi otrzymałem jeszcze od ojca. To był dobry, starej budowy statek dla małej załogi. Polowaliśmy z jego pomocą na wszystkich okolicznych planetach wraz z braćmi. Potem miałem kilka innych grup, aż w końcu od ponad ćwierć wieku podróżowałem sam. Od kilku lat na statku gościła Ansa. Teraz doszedł jeszcze ten młody, trudny łowca.

Stan statku bardzo mnie zadowolił. Nie tylko zajęto się przegrzanym silnikiem, ale również całą kontrolą jego systemu oraz podajnikami paliwa. Krótka wiadomość od mechanika uświadomiła mnie, że naprawa nie była kłopotliwa, problem nie powinien się już pojawiać i że życzono mi dobrych łowów od całego klanu.

Utysk (Predator & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz