księga czwarta - Thwei: wyznanie

57 9 20
                                    

- Mistrzem polowania był Cuatui. Razem z Amedem i Dhiinem mieliśmy przechodzić rytuał przejścia na Atov T37. Ruszyłem jako pierwszy. Tylko że... - Halkrath zaciął się, wciąż wahał się, czy mówić, czy jednak milczeć. - Amed spanikował. Chciał wracać.

- Stchórzył? - zamruczałem z niechęcią.

Halkrath skinął sztywno głową. Nabrałem powietrza i wypuściłem go powoli. Jeśli jeden z niekrwawych spanikował w taki sposób w czasie polowania, lepiej dla niego, że zginął.

- Jak zginęli? Nosili na sobie ślady yautjańskiej broni.

- Cuatui nie chciał uwierzyć Amedowi. Kazał mu iść na polowanie. Amed... wywiązała się walka i... nim wróciłem...

- Amed i Dhiin zabili Cuatui - dokończyłem za niego. - Co stało się z nimi samymi?

- Amed był mocno ranny, a Dhiin... sam się zabił, gdy tylko wróciłem.

Skinąłem tylko głową. Działania Dhiina były dla mnie całkowicie zrozumiałe. Gdyby nie zabił się sam, ruszyliby za nim egzekutorzy.

- Amed jeszcze żył. - Halkrath ewidentnie miał dość tej opowieści. - Bał się umierać, ale... zostałem z nim i...

- Obiecałeś bronić jego honoru, tak? - Warknąłem. - Honoru, którego nie miał. Halkrath! Poświęcasz własny honor i życie dla kogoś, kto nie jest tego godny.

- To był mój brat krwi - mruknął sucho.

Warknąłem niezadowolony. Ustalenie kogoś bratem krwi było jednym z najwyższych określeń, które mogło paść między niespokrewnionymi ze sobą łowcami. Z jednej strony rozumiałem Halkratha, ale z drugiej... młody głupiec!

- Opowiesz to na osądzie - zarządziłem.

Pokręcił jedynie głową, a ja z nieprzyjemnym warkotem podniosłem się ze złością.

- Są martwi! Sami sobie winni! - Uniosłem się, przecinając powietrze otwartą dłonią na znak uciętej dyskusji. - Opowiesz to. Sam wyznasz tę prawdę.

Patrzył na mnie spokojnym spojrzeniem i widziałem w nim upór i pewność mego brata. Halkrath był z jego krwi i wbrew pozorom bardzo go przypominał. Wiedziałem zatem, że będzie trudno go przekonać. Kiande rzadko kiedy byli na tyle usłużni, aby opuszczać swoją raz już obraną drogę.

- Otrząśnij się - poleciłem jeszcze sucho. - Wieczorem na osądzie powiesz wszystkim prawdę.

Wyszedłem z celi, nie czekając na słowa młodego łowcy. Z jednej strony bałem się, że znów odmówi, a z drugiej nie chciałem nawet dopuszczać do siebie myśli, że mógłby mi się sprzeciwić. Gdy drzwi zasunęły się za mną, uniosłem spojrzenie. Na korytarzu pod ścianą naprzeciwko siedziała Sztil, a obok niej Tarei'hsan. Stojący przy celi łowcy rzucali ku tworowi niepewne, krótkie i zdenerwowane spojrzenia. Potwór, przecudowna myśl naszego kompleksu naukowego, wciąż wywoływał strach wśród naszych, mimo że Sztil zawsze pilnowała go i szkoliła twardą ręką.

- Miałaś być przy Bhu'ji — mruknąłem, kierując się korytarzem ku wyjściu.

Podniosła się zgrabnie. Była drobna i zwinna, niczym dym poruszała się w każdej przestrzeni. Widziałem ją też w walce. Moje serce gorzało ogniem ze złości, gdy rozpoznawałem ten taneczny, bardzo intymny i wyjątkowo skuteczny styl.

- Lord Bhu'ja został ustabilizowany - zauważyła cicho. - Regeneracja zajmie jednak kilka tygodni. Nie będzie w stanie stanąć dziś na osądzie.

Skinąłem tylko głową. Sztil szła krok za mną, po mojej prawej stronie, a Tarei'hsan zamykał cały pochód. Korytarze więzienia były dość niskie, musiał zatem iść pochylony, z pomrukiem zahaczając raz po raz głową o sufit.

- Czy Halkrath zgodził się wyznać prawdę? - zapytała z tą swoją szczerą, ludzką troską i czułością.

- Wiedziałaś o tym? - zmrużyłem oczy.

Pokręciła głową, zaraz potem pokiwała, w końcu wzruszyła ramionami. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią. Miałem jakieś dwa i pół metra wzrostu, jak na yautja byłem dość wysoki. Ona ze swoim metrem sześćdziesiąt wydawała się drobna, bezradna i słaba. Drażniło mnie to, bo wiedziałem, że koniec końców, mimo młodego wieku i mieszanej krwi, jest po stokroć silniejsza ode mnie. Gdyby przyszło mi dziś stanąć naprzeciw niej jeden na jednego, poległbym i nawet by mnie to nie zaskoczyło.

Ten dziwaczny twór, Tarei'hsan, też o tym wiedział. Może sprawiłby jej więcej problemów w walce, ale też pokonałaby go do cna. Był dzikim zwierzęciem i miał doskonale rozwinięty, pierwotny instynkt. Ten instynkt podpowiadał mu, aby absolutnie nie sprzeciwiać się Sztil. Każdy z nas, gdzieś w głębi siebie czuł to samo.

- Czuję, że coś jest nie tak - zauważyła wolno i rozważnie. - Jest z krwi twojego brata, Lorda Theiego. Nie popełniłby głupiego błędu, prawda? Poza tym... on nie potrafi kłamać. Jak Lord Thei.

Parsknąłem tylko śmiechem. Owszem, mój brat był potężnym łowcą, silnym, brutalnym i nieustępliwym. Jego siła przerażała nawet jego partnerkę, Wierę. I pomimo tego wszystkiego nigdy nie widziałem, by kłamał. Był nieustępliwy również w wypowiadanej prawdzie. Halkrath bardzo go przypominał.

- Oskarżono go też o stan Lorda Bhu'ji - zauważyła Sztil.

- Został ranny w polowaniu - odparłem, ruszając dalej korytarzem.

- Wobec poprzedniego oskarżenia wysunięto też to - wyjaśniła. - Halkrath nie miał hełmu. Zostawił go na Ulunus?

Zamruczałem z niezadowoleniem.

- Hełm Bhu'ji? - podsunąłem.

- Zniszczony, nie możemy odczytać danych, czyszczenie zajmie kilka dni.

- Nie mamy kilku dni - warknąłem.

- Nie mamy - potwierdziła.

Zatrzymałem się i odetchnąłem. Sztil była bardzo inteligentna, sprytna i żywiołowa. Pomimo że nienawidziłem tego, jak bardzo przypominała Sir'kę, lubiłem z nią współpracować. Liczyłem się z jej zdaniem i mimo jej młodego wieku powierzałem jej wiele ważnych dla klanu misji.

- Leć na Ulunus - zadecydowałem. - N'ritja ma napęd do skoków. Znajdź wszystko, co możesz. Wróć przed osądem.

Kobieta uśmiechnęła się, skłoniła i pobiegła ku wyjściu, a jej czarny, krótki płaszcz zrobiony z miękkiej, poszarpanej chusty zafalował za jej plecami. Tarei'hsan zaryczał głośno i ruszył za nią.

Przez chwilę miałem nadzieję, że im się uda, potem jednak szybko zorientowałem się, kogo wysłałem na misję. Nie... kto, jak kto, ale Sztil wykona to zadanie bez problemu.

Utysk (Predator & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz