księga druga - Halkrath: słowa

56 9 15
                                    


Słyszałem, jak Bhu'ja pracował w warsztacie, oprawiając dużą, twardą czaszkę ważki. Trofeum z pełzacza, które należało do mnie, leżało zabezpieczone w ładowni. Bhu'ja sam oprawił je i przygotował w czasie, kiedy leczyłem się pod opieką Ansy w laboratorium.

Dziewczyna przebywała ze mną na okrągło. Zniknął jej strach i dystans, przychodziła, śpiewała i dotrzymywała mi towarzystwa pomimo tego, że tak właściwie się nie rozumieliśmy.

Zaskoczyło mnie to, że potrafi grać w gambit. To była stara, logiczna gra, którą raczyli się lordowie na spotkaniach w pałacu. Słyszałem, że kiedyś była o wiele bardziej popularna. Grałem w nią jako młody chłopak, znałem więc podstawowe zasady. Zdecydowanie było to za mało – dziewczyna wygrywała partię za partią, pozostawiając mnie złego, zirytowanego i bezsilnego.

Ansa klasnęła w dłonie, gdy kolejna partia zakończyła się z korzyścią dla niej. Odsunąłem od siebie zniechęcony grę i, pomimo że patrzyła na mnie błagalnie, stanowczo odmówiłem przeżywania kolejnego upokorzenia.

- Nie spodobał się gambit? – Bhu'ja oparł się od drzwi, z dziwnie zadowolonym pomrukiem okazując swoje rozbawienie.

- Skąd ona potrafi tak grać? – mruknąłem niezadowolony.

- Nauczyłem ją – przyznał Bhu'ja. – Ale właściwie sama ma do tego talent. Jeśli cię to pocieszy, również dużo przegrywam. Ansa po prostu jest w tym naprawdę dobra.

Syknąłem niezadowolony. Nie do końca podobało mi się to, ze ludzka dziewczyna jest lepsza w yautjańskiej grze od samych yautja. Bhu'ja powiedział coś do niej, a kobietka zebrała grę, zeskoczyła z łóżka i pobiegła w swoją stronę. Zerknąłem pytająco na starego łowcę.

- Poszła coś ugotować – wyjaśnił. – Czemu nigdy nie uczyłeś się języka ludzi? Przynajmniej jednego?

Odwróciłem jedynie wzrok. Nie bardzo uśmiechało mi się stwierdzić, że byłem zbyt arogancki, by uczyć się języka rasy, którą uważałem za słabszą i mniej wartościową.

- Nauczę cię, jeśli chcesz – zaproponował.

Skinąłem tylko głową. Teraz znajomość języka ludzi nie wydawała mi się taka zła.

- Jutro ruszamy dalej – poinformował mnie Bhu'ja.

- Nie będę polował na ważki? – zdziwiłem się.

- Nie ma już na co. – Bhu'ja zaśmiał się jedynie. – Przespałeś te dwa samce. Pełzacz ci nie wystarczy? To dobre trofeum.

Zamruczałem tylko z niechęcią. Tak, pełzacz był doskonałym trofeum, ale nigdy jeszcze nie polowałem na ważki. Żałowałem też, nie zdołałem przyjrzeć się, jak robi to Bhu'ja – jego doświadczenie mogło być naprawdę bardzo cenne.

- Przejdź się jeszcze na zewnątrz – poradził. – Rozruszaj się, zanim ruszymy. Możesz pościągać wnyki. Pobiegaj, ale raczej zrezygnuj ze wspinania.

Pokiwałem głową i podniosłem się z łóżka. W swojej kwaterze ubrałem część zbroi i sięgnąłem po maskę. Palcami przejechałem po czterech głębokich, brzydkich śladach. Pazury jaszczura zaryły tutaj akurat w momencie, gdy chciałem powstrzymać Ameda. Dhiin chwilę później dusił się we własnej krwi, a mistrz polowania Cuatui...

Wstrząsnąłem głową. Nie. Lepiej o tym nie wspominać. Lepiej o tym nie myśleć.

Założyłem włócznię od Bhu'ji na plecy i wyszedłem ze statku, rozkoszując się wilgotnym i chłodnym, przyjemnym wieczorem.

Utysk (Predator & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz