księga druga - Halkrath: Bhu'ja

65 8 54
                                    


Ansa cofnęła się aż pod samą półkę skalną, szeroko otwartymi, przerażonymi oczyma wpatrując się we mnie. Z wściekłym, głośnym pomrukiem stałem tuż przed nią, zanurzony w tej wodzie po pas, oboma rękoma przytrzymując się skał. Kobieta dyszała, słyszałem, jak jej małe, strachliwe serduszko trzepocze szaleńczo w jej ciele.

Ścisnąłem mocniej dłonie, a trzymany między palcami prawej i lewej ręki wąż zwinął się i zasyczał wściekle. Przycisnąłem go mocniej prawą, otwartą dłonią do skały aż jego łeb nie zamienił się w nieruchomy worek pełen połamanych chrząstek i kości.

Ansa zerknęła w górę i w końcu zauważyła gada. Zbladła widocznie, jej policzki przybrały barwę jej jasnych włosów. Zamruczałem z niezadowoleniem. Dziewczyna była niezaradna, potrzebowała opieki, wiedziała o tym, a mimo to sama oddalała się od statku i ogniska.

- Wyłaź – poleciłem zirytowany.

Nie wiedziałem, czy mnie rozumie, a z racji, że nie posługiwała się zwykle naszym językiem, zakładałem, że nie. Musiała jednak wyczuć moje intencje – szybko przesunęła się pod moim ramieniem i wyszła z sadzawki, w biegu jedynie łapiąc długi, biały materiał i owijając się nim dookoła. Ja natomiast warknąłem, potarłem czoło palcami i mocniej ścisnąłem martwego węża w lewej dłoni.

Cholera. Jasna. Nie podobało mi się ani niańczenie kobiety, ani to, co stało się przy niej ze mną przed chwilą. Niezadowolony i zirytowany własnym chaosem w umyśle i sercu wyszedłem z wody, złapałem za nogę martwą kunę i skierowałem się za dziewczyną do ogniska.

Ansa zniknęła we wnętrzu statku. Dobrze, tam przynajmniej nie trzeba było jej pilnować. Ja natomiast usiadłem przy ogniu, wyjąłem nóż z pochwy zaczepionej przy bucie i zabrałem się za oprawianie zarówno węża, jak i kuny.

Ściągniętą skórę napiąłem na żyłki i rozwiesiłem w cieniu pod drzewami, gdzie było nieco chłodniej. Natarłem też ją piaskiem i solą. Jeśli Bhu'ja zdecyduje, że chce z nią zrobić coś innego, niż wysuszyć i pociąć na pasy, będzie gotowa. Mięsa z kuny nie ruszałem, śmierdziało padliną i było nieprzyjemne w smaku. Rzuciłem je na liście obok skóry. Będzie dobre na przynętę na pełzacze, jeśli Bhu'ja zgodzi się na polowanie.

Z węża ściągnąłem skórę, wyfiletowałem mięso i część ułożyłem na ruszcie, a część zawinąłem i odłożyłem. Miałem nadzieję, że Bhu'ja zgodzi się mi je przyznać – lubiłem gadzie mięso, było słone i cierpkie, ale smaczne.

Z potrawki niestety nie zostało wiele – w panice nie zwracałem uwagi na to, co miałem w ręku, większość wylała się na ziemię, gdy upuściłem miskę. To, co zostało, wyjadłem, resztę wysprzątałem i wyrzuciłem razem ze skórą i skrawkami skóry z kuny. Nie chciałem, aby przy obozie zaczęło śmierdzieć gnijącym jedzeniem. Może nie mieliśmy być tu długo, ale ojciec, o dziwo, kazał dbać o porządek w czasie polowania.

- A więc podeszły pod statek?

Uniosłem spojrzenie i zerknąłem na Bhu'ję. Wracał ze zwiadu, ale nie od strony północnej półki skalnej – szedł od wschodu, gdzie podejście było łagodniejsze, ale i pełniejsze roślin i zwierząt. Niósł ze sobą pełną siatkę różnorodnych owoców i dwie małe przepiórki.

- Węże też? – zapytał, bezbłędnie rozpoznając, skąd pochodzi filet na ruszcie. – Założysz wnyki wokół statku, nie chce, żeby coś wlazło do przewodów.

- Wokół twojej branicy też mam coś założyć? – mruknąłem niezadowolony.

Bhu'ja spojrzał na mnie zaskoczony, a zaraz jego wzrok spochmurniał. Mogłem powiedzieć nieco za dużo, ale byłem zły i rozdrażniony tym, że kobieta wpakowała się w kłopoty i zmusiła mnie do interwencji.

- Co się stało? – zapytał mimo wszystko spokojnie Bhu'ja.

- Myła się w sadzawce za statkiem – wyjaśniłem. – Najpierw przyszło to – wskazałem na kunę, a zaraz potem na węża. – A potem to. Nie uczyłeś jej walczyć?

- Nie – odpowiedział spokojnie. – Nigdy nie myślałem, że zostanie tak długo ze mną. Zakładałem, że... znajdę jej jakieś miejsce.

Nie odpowiedziałem. Nie była to moja sprawa, co Bhu'ja robił z dziewczyną i dlaczego ją przy sobie właściwie trzymał. Jego krótka opowieść o matce kobiety mogła sporo wyjaśnić, ale nie do końca mnie przekonywała.

- Nic jej nie jest? – Bhu'ja odłożył przepiórki.

- Nie wiem – przyznałem. – Raczej nie.

Skinął głową.

- Jadłeś?

- Tak, trochę – przyznałem. – Przyniosła mi zupę.

- Surowe mięso jest twoje, ile chcesz i z czego chcesz – zauważył. – Jedną przepiórkę zostaw, wypatrosz i oskub ją tylko.

Pokiwałem głową i sięgnąłem po ptaka, zabierając się za pracę. Bhu'ja zabrał siatkę z owocami i zniknął w statku. Sięgnąłem po surowego węża. Filety były cienkie i długie, włożyłem więc jedną końcówkę do ust i przeżuwając mięso kawałek po kawałku, zabrałem się za patroszenie i wydzieranie piór z jednej z przepiórek.

Gdy skończyłem, wszystkie trzy słońca Syntry świeciły już w pełni. Bhu'ja wyszedł ze statku i podał mi zestaw wnyków. Rozłożyłem je w miejscach, które mi wskazał. Gdy przyszedł sprawdzić, jak wykonałem pracę, z zadowoleniem stwierdziłem, że nie miał żadnych uwag.

Bhu'ja był doświadczonym łowcą w randze starszego. Polował już od ponad siedemdziesięciu lat, a jego doświadczenie było ogromne. Omijając fakt, że wylądowałem u niego na skrusze, byłem naprawdę zadowolony z faktu, że się u niego znalazłem. Mogłem wyjątkowo dużo nauczyć się z jego pomocą.

Sama postawa starego łowcy też była wyjątkowa. Był najmłodszym z synów Lorda Thwei'ego. Gorąca, brutalna krew Kiande była w nim wyjątkowo cicha, ale jednak idealnie wyczuwało się od niego dziwną siłę i burzliwy, niespokojny ogień.

Bhu'ja nosił się dość nietypowo – miał na sobie dziwną, płytowaną i zdobioną na czerwono zbroję, na którą składał się mocny pancerz na pierś, naramienniki i osłona na uda, która zbudowana była z dwóch części – przedniej i tylnej w formie długich, łuskowanych pasów. Od karwaszy aż po naramienniki ramiona okryte były grubym, twardym, ciemnym materiałem. Tą samą tkaniną łowca otaczał też szyję i łydki. Strój bardzo dokładnie okrywał jego ciało, co nie było tak często spotykane u naszej rasy.

Jego maska miała dziwne zdobienia na czole i przy szczęce. Oprócz standardowego wyposażenia – rzutek, dysków, dzidy i plecaka z plazmą – Bhu'ja nosił też przy sobie długie, lekko zakrzywione ostrze o drewnianej, owiniętej pasami rękojeści. Trzymał je zwykle przy pasie, często opierając się o rękojeść jedną ręką.

Dziwne były też jego włosy, których cześć podwiązywał z tylu głowy. Nie opadały one swobodnie jak u reszty naszych pobratymców. Układanie grubych, bardzo czułych na wszystko włosów nie było źle widziane, ale mimo to dość niespotykane.

Mimo ogólnie nietypowej postawy Bhu'ja bardzo mi zaimponował. Był silny, stanowczy i pewny siebie. Spośród mistrzów polowań, u których ćwiczyłem, on jeden wydawał się być najlepszym z nich.

Na pewno o wiele lepszym niż Cuatui, pomyślałem z goryczą. Z poprzednim mistrzem polowania droga Ameda i Dhiina, moich towarzyszy i braci w krwi, skończyła się ponuro. Miałem nadzieję, że mimo tego epizodu, moja będzie jeszcze trwać.

Utysk (Predator & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz