księga czwarta - Thwei: spokój

104 9 34
                                    

Zerknąłem na plac. N'ithya i Vayuh'ta ćwiczyli z Tharei'hsanem. Potężny twór yautjańskiej myśli technologicznej przerastał ich niemal dwukrotnie, ale dobrze sobie z nim radzili. Poprosili o te ćwiczenia Sztil – ich kolejna misja na Ziemi miała rozpocząć się niedługo, korzystali więc z okazji, by dowiedzieć się i nauczyć więcej.

Sama Sztil siedziała obok mnie, przegryzając w zębach soczystą, oskórowaną dokładnie gałąź łyka. Ściąganie cierpkiej i trującej kory zajęło jej ponad pół godziny, a teraz, po zaledwie minucie obgryzania cała radość z przysmaku powoli mijała.

- Twój ruch, Lordzie Thwei.

Zerknąłem z powrotem na planszę. Partia gambita trwała średnio kilkanaście minut, ale moje rozgrywki ze Sztil potrafiły przeciągać się nawet do godziny. Oboje byliśmy bardzo, bardzo uparci i nie potrafiliśmy łatwo odpuszczać.

Wykonałem swoje posunięcie i zastukałem pazurami w blat stołu. Dziewczyna miała przewagę, ale wiedziałem, że jeszcze jestem w stanie to wygrać. Nie było sytuacji bez wyjścia – ta również do takowej nie należała.

- Czy zostaniesz dłużej tym razem? – zapytałem. – Czy ruszasz od razu?

- Zostanę jeszcze trochę, Lordzie Thwei. – Uśmiechnęła się czule. – Dopóki Lord Bhu'ja nie poczuje się lepiej i sam nie ruszy dalej.

- Czy coś przeczuwasz? – zdziwiłem się.

- Nie wiem – przyznała. – Chcę też odpocząć. Trochę podenerwować cię swoją obecnością, Lordzie Thwei.

Parsknąłem jedynie śmiechem. Kobieta owszem bywała irytująca, ale odkąd dwie zimy temu przeszła swój rytuał i kiedy zaręczyłem za nią własnym honorem, była mi wyjątkowo bliska. Nienawidziłem jej i kochałem ją z całego swojego serca. Widziałem w niej zarówno własnego brata, jak i Sir'kę, a to połączenie nie było ani normalne, ani bezpieczne.

Oboje unieśliśmy głowy, gdy Tarei'hsan zaryczał donośnie i rzucił się na obu braci. Sztil nie zareagowała, co oznaczało, że wszystko jest w porządku. Zatem i ja nie miałem zamiaru niczego przerywać.

- Gdzie właściwie jest Halkrath?

- A gdzie może być? – mruknąłem, analizując dokładnie planszę. – Jest wolny, Bhu'ja jeszcze się leczy, a Ansa nie będzie wiecznie czekać.

Sztil zachichotała tylko. Była mieszanej krwi, ale z wyglądu i zachowania przypominała ludzką kobietę. Czasami nawet nazbyt.

- Tak! – Kobieta nagle uniosła ręce do góry. – Cztery tysiące dwieście siedemnaście do czterech tysięcy dwieście szesnastu!

- To tylko jedna wygrana różnicy, Sztil – zauważyłem. – Odrobię to. Za chwilę, jeśli tylko chcesz.

Kobieta zrobiła niezadowoloną minę, ale zaraz się rozpromieniła.

- A sparing? Czy jesteś już zbyt stary i stetryczały, żeby...

- Stawaj na placu, Sztil – przerwałem jej.

Pisnęła zadowolona i podbiegła do Tarei'hsana, który mocno przyparł Niebiańskich Braci do muru. Przegoniła trójkę z placu i sama stanęła do walki bez broni i w tych swoich lekkich, ludzkich fatałaszkach. Podniosłem się powoli, ściągnąłem płaszcz i stanąłem naprzeciw niej, idealnie wiedząc, że do wyniku cztery tysiące osiemset siedemnaście do tysiąca dwustu ośmiu dołoży się dzisiaj jeszcze jeden punkt dla niej.

Utysk (Predator & OC FanFiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz