Kiedy razem z Zuzią dojechałyśmy do mieszkania Maćka, impreza trwała już w najlepsze. Po drodze blondynka wyjaśniła mi skąd zna się z chłopakiem (wpadli na siebie na wystawie jednego ze studentów ASP, a on zaprosił ją później na drinka), jak wygląda (cholernie przystojnie) i jaki jest (czarujący, pewny siebie i niesamowicie uzdolniony). Widziałam w jej oczach jak zachwycona jest nowym znajomym, ale zdawałam sobie również sprawę z tego, jak prawdopodobnie potoczy się ich relacja. Kochałam moją przyjaciółkę jak nikogo innego, jednak byłam świadoma tego, jak traktuje mężczyzn w swoim życiu — może jak przedmioty to mocne określenie, ale zdecydowanie najbliższe prawdy. Zuzanna Filipiak się nie zakochiwała. A raczej nie pozwalała samej sobie się zakochać, bo dobrze wiedziała, czym mogło się to skończyć.
— Zuzka! — uśmiechnął się szeroko blondyn, który otworzył nam drzwi. Idealnie wpasowywał się w opis, który wcześniej podała mi przyjaciółka, więc śmiało założyłam, że był to gospodarz. — Wyglądasz jak pieprzone milion dolarów.
Chłopak ucałował jej policzek na powitanie, a ja mentalnie przewróciłam oczami widząc minę przyjaciółki. Weszłyśmy do niezbyt przytulnie urządzonego holu i odłożyłyśmy nasze kurtki.
— A ty to...? — spojrzał na mnie wyczekująco Maciej, a ja zarumieniłam się czując na sobie jego wzrok, skanujący mnie od góry do dołu.
— To moja przyjaciółka, Tosia. — odpowiedziała za mnie szybko Zuzia.
— Miło cię poznać. Maciek jestem. — uśmiechnął się miło blondyn i wyciągnął w moją stronę dłoń. Uścisnęłam ją delikatnie. Może jednak nie będzie tak źle... — Tu jest bar, bierzcie co chcecie. — ramię chłopaka momentalnie znalazło się na talii mojej przyjaciółki, a ona zachichotała i wtuliła się w jego bok. — Rozgośćcie się i dawajcie znać gdybyście czegoś potrzebowały.
Po chwili moi towarzysze gdzieś się ulotnili, prawdopodobnie zgarniając po drodze spore ilości alkoholu. Westchnęłam cicho i rozejrzałam się po mieszkaniu. Bardziej adekwatnym określeniem byłby jednak apartament, bo moja kawalerka na Ochocie była chyba wielkości połowy salonu w domu Maćka. Trzeba jednak przyznać, że lokum chłopaka było praktycznie nieurządzone — wyglądało jakby wynajął je tylko na dzisiejszy wieczór, brakowało w nim jakichkolwiek personalnych rzeczy, zdjęć na ścianach, czy innych bibelotów. Jedynymi drobiazgami, które wskazywałyby na charakter właściciela, była gitara stojąca pod ścianą w salonie i znajdujący się obok nich keyboard na stojaku. Ciekawe, czy umie grać...
Oczywiście, że umie grać, inteligentko. Przecież nie kupiłby instumentów, gdyby nie był zainteresowany muzyką. Chociaż kto wie, z takimi nigdy nie wiadomo.
Rozejrzałam się dookoła. W salonie znajdowało się mnóstwo ludzi, większość z nich w moim wieku. Część z nich nawet kojarzyłam, z zajęć i wystaw na uczelni, ale reszta była mi kompletnie obca. I nie zamierzałam tego faktu zmieniać. Gdzieś w tłumie mignęły mi blond włosy Zuzanny, ale byłam pewna, że zajmowanie się mną to ostatnia rzecz na którą teraz ma ochotę, więc skierowałam się w stronę balkonu. Takie masy ludzi zawsze sprawiały, że kręciło mi się w głowie, traciłam oddech i zaczynałam panikować, a wolałam uniknąć ataku lęku w towarzystwie pewnie z pięćdziesięciu obcych mi osób.
Otworzyłam drzwi prowadzące na balkon i uderzyło mnie ciepłe lipcowe powietrze. Na dworze było już ciemno, a dzięki zerowemu zachmurzeniu mogłam podziwiać rozgwieżdżone niebo. Westchnęłam cicho i spojrzałam na miasto pode mną. Warszawa zdecydowanie lepiej wyglądała w centrum miasta i po zmroku. Oparłam się o metalową barierkę i wyciągnęłam z torebki paczkę Malboro Goldów. Włożyłam papierosa między zęby i odpaliłam go zaciągając się mocno.
CZYTASZ
➶sztuki piękne [paweł kacperczyk]
Fanfic❝chyba zaczyna się kryzys i wszystko idzie nie tak❞