Pierwsze dni grudnia ciągnęły się niemiłosiernie. Najwyraźniej Maćkowi nie udało się ogarnąć brata, bo właśnie mijał tydzień od tamtego feralnego wieczoru, a ja dalej nie otrzymałam od mojego chłopaka ani jednego znaku życia. Nie do końca wiedziałam, czy jeszcze mogłam nazywać go moim chłopakiem, ale ostatecznie nie zerwaliśmy, a przynajmniej nie oficjalnie...
Sobotni wieczór spędzałam — jak zwykle — w moim salonie. Zuzia chwilę przed naszym planowanym spotkaniem napisała mi, że jednak dziś nie da rady. Nie winiłam jej, a tym bardziej nie było mi przykro, choć nie podała żadnego konkretnego powodu odwołania naszej posiadówki. W końcu w ciągu ostatniego tygodnia spędziła na wyciąganiu mnie z mojego, cóż... nie najlepszego stanu psychicznego, większość swojego wolnego czasu, więc rozumiałam, że chce też porobić coś innego. Czułam się już o niebo lepiej niż jeszcze parę dni temu, a wszystko to było zasługą mojej przyjaciółki.
Kończyłam właśnie notatki na zajęcia z historii sztuki. Prawie tydzień w plecy na uczelni nie dawał mi się zbytnio we znaki, ale i tak czułam, że powinnam szybko nadrobić zaległości, żeby nie czuć się zagubiona na poniedziałkowych zajęciach. Jako, że pozbierałam się już przynajmniej od strony mentalnej, udało mi się też wrócić do pracy. Arek nie zadawał pytań, tak samo jak reszta ekipy, po prostu cieszyli się, że już jestem i byłam im za to bardzo wdzięczna.
Rozległ się dzwonek do drzwi. Podejrzewałam, że to moje zamówione wcześniej jedzenie, więc bez wahania przekręciłam klucz w zamku. Moim oczom nie ukazał się jednak dostawca w pomarańczowej czapce z daszkiem, a ktoś, kogo zdecyzowanie się nie spodziewałam.
— Hej.
Nie wyglądał najlepiej, wręcz przeciwnie. Sprawiał wrażenie jakby nie spał od kilku dni, jego włosy były w kompletnym nieładzie, a oczy błyszczały ze zmęczenia. Jedynym elementem, który jakoś poprawiał ten widok był bukiet bratków, który brunet trzymał w ręce.
— Cześć. — wypaliłam zdenerwowana. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Paweł Kacperczyk stojący na moim progu to nie było coś, co sobie wyobrażałam, kiedy planowałam dzisiejszy dzień. Uchyliłam szerzej drzwi, wpuszczając go do środka. Bez słowa wszedł do mieszkania i położył kwiatki na blacie kuchennym. Staliśmy tak przez kilka chwil, nie odzywając się ani słowem.
— Więc...
— Więc... — zaczęliśmy w tym samym momencie. Uśmiechnęłam się nieśmiało, a chłopak oddał gest. — Mów pierwszy.
— Chciałem przeprosić... Po pierwsze za to, że w ogóle pomyślałem o tym, że ty i Aleks... — urwał. — A po drugie za to, że tak długo się nie odzywałem. Gdyby nie Zuzia to pewnie w ogóle bym nie przyjechał.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zanotowałam w pamięci, by podziękować przyjaciółce.
— Za bardzo się bałem, co się stanie jak wreszcie porozmawiamy. Byłem pewny, że ze mną zerwiesz, a na to nie jestem gotowy i nigdy nie będę. — ciągnął. — I kurwa... Po prostu przepraszam.
— Masz za co. — mruknęłam. — Wiesz jak ja się czułam? Zobaczyłeś jeden wycinek całego wieczoru i zamiast dać mi wytłumaczyć sytuację to doszedłeś do wniosku, że cię nie kocham. — do oczu napłynęły mi łzy. — I poważnie? Aleks? On ma osiemnaście lat, traktuję go jak brata!
— Przepraszam. — powtórzył cicho po raz któryś. Podszedł do mnie i wziął moją twarz w swoje dłonie prosząc, bym już nigdy nie płakała.
— Spróbuj jeszcze raz coś takiego odpierdolić. — mruknęłam, wtulając się w niego. Uśmiechnęłam się, słysząc jak oddycha z ulgą. Objął mnie mocniej i pocałował mnie w czubek głowy. Do tego momentu nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo tęskniłam za jego zapachem, za jego ciepłym swetrem, za nim całym.
— Kocham cię. — mruknął, odsuwając się i całując mnie delikatnie. Cholera, brakowało mi tego. Jego język zaczął nieśmiało błądzić po moich wargach, prosząc o dostęp. Rozchyliłam je, czując jak chłopak obejmuje swoimi ustami moją dolną wargę. — Kurwa, tęskniłem za tym. —szepnął, podnosząc mnie za uda i sadzając na blacie. Pisnęłam zaskoczona, a on się tylko zaśmiał, nie przestając mnie całować.
-----
— Ale jesteś piękna. — rzucił nagle Paweł, stawiając na stoliku przed nami dwa kubki z parującą herbatą. Uśmiechnęłam się i nic nie odpowiedziałam, wtulając się tylko w jego bok. Objął mnie ramieniem i zaciągnęłam się tym jego zapachem, którego brakowało mi przez ostatnie dni. Siedzieliśmy w ciszy, ja bawiłam się jego pierścionkami, a on kosmykami moich włosów.
— No kurwa... — mruknęłam, kiedy błoga chwila została zakłócona przez dzwonek mojego telefonu. Niechętnie wyplątałam się z objęć chłopaka i wstałam z kanapy, naciskając zieloną słuchawkę.
— Błagam powiedz, że się pogodziliście! — usłyszałam na powitanie po drugiej stronie.
— A gdzie się podziało jakieś dobry wieczór?
— Widzę, że humorek dopisuje. — parsknęła Zuzia. — Czyli mam rozumieć, że już wszystko okej?
— I to jak. — zaśmiałam się w odpowiedzi.
Usłyszałam jak blondynka dramatycznie wstrzymuje oddech. — Spaliście ze sobą?
— Zuza! — pisnęłam zawstydzona.
— O mój Boże, czyli tak... — odparła podekscytowana.
— Cicho bądź!
— Dobry jest przynajmniej?
— Rozłączam się. — mruknęłam ze śmiechem. — Nie pytaj mnie o to nigdy więcej.
— Dobrze, już dobrze, przyzwoitko. — odpowiedziała, już z mniejszym entuzjazmem przyjaciółka. — Pamiętaj o naszym obiedzie w poniedziałek!
— Jak mogłabym zapomnieć? Pa, kocham cię.
— Idź to lepiej powiedz swojemu kochasiowi!
Bez słowa się rozłączyłam i usiadłam z powrotem na kanapie wtulając się w chłopaka. Spojrzał na mnie pytająco, ale pokręciłam tylko głową.
— Zuza. Dziewczyńskie sprawy. — uśmiechnęłam się szeroko.
— Okej. — zaśmiał się brunet. — O, właśnie, przypomniało mi się. To jeszcze trochę czasu, ale moi rodzice zapraszają nas na święta do siebie.
— O... wow. — mruknęłam tylko.
— A co, nie chcesz jechać?
— Pewnie, że chcę. — uśmiechnęłam się delikatnie, ściskając go za rękę. — Tylko od wyjazdu z Lublina w sumie nie obchodziłam świąt... To znaczy obchodziłam, ale sama.
— No to w tym roku spędzimy je wszyscy razem. Maciek ma oczywiście zaprosić Zuzię, więc będziemy w komplecie. — brunet oddał uśmiech i mocniej przytulił mnie do siebie. — Będzie fajnie, zobaczysz.
— Wiem. — odparłam. — Będę musiała wymyślić, co dać twoim rodzicom pod choinkę...
— Wyluzuj, jeszcze masz dużo czasu. — zaśmiał się. — Wystarczy, że przyjedziesz.
— Kocham cię. — odpowiedziałam, po chwili ciszy. Nie widziałam jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechnął.
— Ja ciebie też. — mruknął, łącząc nasze usta.
ha! udało mi się napisać rozdział jeszcze w weekend, zgodnie z obietnicą! @maaaja33 mówiłam!
taki króciutki, ale przynajmniej wreszcie naprawiłam lekką kraksę z rozdziału dwunastego, nie ma za co, drodzy czytelnicy:)
miłego nowego tygodnia wam życzę, trzymajcie się na planszy życia<3 buziak!
[1053]
CZYTASZ
➶sztuki piękne [paweł kacperczyk]
Fiksi Penggemar❝chyba zaczyna się kryzys i wszystko idzie nie tak❞