Rozdział trzeci

1.7K 75 28
                                    

Uwielbiałam wakacyjne poranki. Zwłaszcza takie, kiedy słońce wkradało się do mojego mieszkania przez przysłonięte firankami okna i łaskotało mnie w nos dopóki nie podniosłam się z kanapy. Lato zazwyczaj spędzałam na próbach — nie zawsze udanych — dbania o siebie. Dużo spałam, uczyłam się nowych rzeczy i przede wszystkim malowałam. Moja kawalerka już i tak była po brzegi wypełniona obrazami, wszędzie walały się pędzle, płótna i wstępne szkice. Mimo narzekań Zuzi, która praktycznie codziennie pojawiała się na moich włościach, że panuje tu niewyobrażalny bałagan, ja nie chciałam niczego zmieniać. To mieszkanie było moją bezpieczną przestrzenią i moim azylem. Miejscem, w którym wreszcie czułam się komfortowo.

Poranki takie jak dzisiejszy sprawiały, że miałam nadzieję na odnalezienie samej siebie w tym zabieganym mieście.

Przeciągnęłam się leniwie i uśmiechnęłam do samej siebie. Nie miałam jeszcze siły patrzeć na ekran telefonu, więc podniosłam się z kanapy, pościeliłam ją i narzuciłam na siebie bluzę. Na szczęście rozmowa kwalifikacyjna w Newonce zaczynała się dopiero za dwie godziny, więc dalej miałam sporo czasu na spokojne śniadanie i przyszykowanie się do wyjścia. Zaparzyłam sobie herbatę i z gorącym kubkiem w dłoni udałam się do łazienki. Po kilkunastu minutach byłam już przebrana i porządnie rozbudzona, więc zjadłam śniadanie i wreszcie zaczęłam przeglądać telefon, z którego wręcz wysypywały się wiadomości i nieodebrane połączenia od Zuzi. Bardzo nie chciało mi się marnować czasu na odsłuchiwanie wszystkich głosówek, więc po prostu wybrałam dobrze znany mi numer i czekałam aż przyjaciółka odbierze komórkę. Ku mojemu zdziwieniu, zrobiła to całkiem szybko i nawet nie brzmiała na zmęczoną.

— Jezu, Tosia, mam ci tyle do opowiedzenia!

Zaśmiałam się cicho na ekscytację w głosie blondynki, która mimo pewnie dość dużego kaca, wcale nie wydawała się padnięta. — Dawaj.

— Dziewczyno, on jest po prostu niesamowity. Przysięgam, nikt nigdy w takim czasie nie doprowadził mnie...

— Oszczędź mi szczegółów. — jęknęłam, przerywając dziewczynie.

— Twoja strata. — mruknęła i zaśmiała się cicho. — Ale serio, było zajebiście. A ty jak tam z Pawełkiem?

— Co ja z Pawełkiem?

— No przecież widziałam jak na siebie patrzyliście.

Przewróciłam oczami na argument Zuzanny i bardzo żałowałam, że nie może mnie teraz widzieć. — Ty przez alkohol to różne rzeczy pewnie wczoraj widziałaś.

— Dobra, nie to nie. Tak w ogóle, gotowa na nową pracę?

Rozmawiałyśmy z przyjaciółką aż do momentu, kiedy dotarłam na Aleje Jerozolimskie. Ku mojemu zdziwieniu, w holu nikt na mnie nie czekał. Zdjęłam z siebie płaszcz. Doszłam do wniosku, że może Kędzierskiemu coś się opóźniło i nie zdążył mnie o tym poinformować, więc usiadłam na jednej z kanap i wyciągnęłam z torby książkę. To taki nawyk, został mi jeszcze z czasów liceum, kiedy dużo czasu spędzałam w komunikacji miejskiej i z braku ciekawszych rzeczy do roboty, czytałam.

Kiedy dziesięć minut oczekiwania zamieniło się w dwadzieścia, a później w czterdzieści, zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno nie pomyliłam miejsca, jednak wielki neon na fasadzie budynku zaprzeczył tej teorii. Może pomieszałam datę, albo godzinę? To by dopiero było niezręczne. Szybko sprawdziłam jednak konwersację z Piotrkiem i wszystko się zgadzało. Więc dlaczego dalej nikogo tu nie było?

— Hej, czekasz na kogoś? — z zamyślenia wyrwał mnie sympatyczny głos brązowowłosej dziewczyny ubranej w duży niebieski dres i bluzę w identycznym kolorze. Idealnie wpasowywała się w klimat tego miejsca.

➶sztuki piękne [paweł kacperczyk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz