Rozdział czternasty

1.2K 80 28
                                    

Pierwsze trzy dni były najgorsze. Nie chciałam wychodzić z mieszkania; zadzwoniłam do Arka z pytaniem, czy mogę wziąć sobie wolne do końca tygodnia. Od razu się zgodził, choć wiedziałam, że wyczuł, że coś jest nie tak — próbował zacząć rozmowę o tym, czy wszystko u mnie w porządku, ale szybko ją ucięłam mówiąc, że jestem po prostu trochę przemęczona. Studia kompletnie olałam, chociaż nimi akurat nie musiałam się martwić —  profesorowie na zajęciach i tak nie zwracali uwagi na frekwencję, a materiał miałam przerobiony kilka miesięcy do przodu. 

Całe dnie spędzałam w łóżku, płacząc jak głupia, wtulając się w bluzę Pawła, którą kiedyś zostawił u mnie w mieszkaniu i przeglądając nasze wspólne zdjęcia. Gdziekolwiek bym się nie ruszyła, wszystko mi o nim przypominało — jego szczoteczka do zębów w łazience, koszulka w pralce, magnes na lodówce przywieziony z Paryża... Za dużo go tu było.

Zuzia zdążyła się pogodzić z Maćkiem — tak, jak sądziłam, ich konflikt tak szybko jak się zaczął, tak też się skończył. Przyjaciółka, nie musząc się już martwić ratowaniem ich relacji, całkowicie skupiła się na doprowadzeniu mnie do normalnego stanu. Proponowała, że porozmawia z Pawłem, albo przynajmiej naśle na niego Maćka, żeby uświadomić mu jego błąd, jednak sama jej tego zabraniałam. Wiedziałam, że on musi sobie to sam przemyśleć i wtedy się odezwie, bo od sobotniego wieczoru nie mieliśmy żadnego kontaktu.

— Koniec tego!

Do mieszkania wpadła Zuza. Zanim zdążyłam zaprotestować, odsłoniła rolety, wpuszczając do pomieszczenia zimowe słońce, które nie docierało tu od trzech dni. Jęknęłam i naciągnęłam na siebie koc, jednak po chwili poczułam, że dziewczyna siłą go ze mnie ściąga. — Tosia, ja mówię poważnie! — rzuciła, siadając na kanapie obok mnie.

— Weź mnie zostaw... — mruknęłam, przecierając oczy.

— Nie ma opcji. Nie będziesz marnowała takich pięknych dni na płakanie za tym kretynem. — odparła blondynka, zbierając ze stolika puste kubki po herbacie i opakowania po batonikach, których nie miałam siły umyć. — Zbieraj się, idziemy dziś na zakupy. I posprzątamy tu.

Z ociąganiem podniosłam się i usiadłam, rozglądając się po mieszkaniu. Rzeczywiście, nigdy nie było tu pedantycznie czysto, ale przez ostatnie kilka dni zrobiło się po prostu nieprzyjemnie. Zmęczyło mnie też ciągłe płakanie i rozmyślanie nad moją relacją z Pawłem — dotarło do mnie, że nie mam wpływu na to, co zrobi chłopak i jedyne co mogę to cierpliwie poczekać aż zrozumie swój błąd i przeprosi. A przynajmniej liczyć, że właśnie to zrobi.

— Okej. — uśmiechnęłam się po raz pierwszy od soboty, co wyraźnie ucieszyło Zuzę. Dała mi buziaka w czoło i na jej twarz też wypłynął szeroki uśmiech.

— No, i to rozumiem.

-----

— Co powiesz na jakieś jedzenie? — zaproponowała Zuzia, kiedy po kilku godzinach chodzenia po sklepach w Atrium, obładowane torbami z różnych sklepów, usiadłyśmy na ławce niedaleko części galerii, w której znajdowały się restauracje.

— Jestem jak najbardziej za. Umieram z głodu po tych zakupach... — odparłam. Już po chwili znalazłyśmy wolny stolik i zabrałyśmy się za konsumpcję naszych zamówionych dań; ja — makronu, Zuza — sałatki.

— Strasznie się cieszę, że już ci lepiej. — uśmiechnęła się blondynka. Pokiwałam głową.

— Ja też. Serio, dziękuję, że mnie wyciągnęłaś z domu, bo chyba bym się tam zapłakała na śmierć... — mruknęłam.

— Żaden problem. — mrugnęła do mnie. — Pamiętaj, że jeszcze nas czeka sprzątanie twojej zapyziałej nory.

— Wypraszam sobie! — oburzyłam się. — To nie jest żadna zapyziała nora, to jest moje cudowne, najwspanialsze mieszkanko.

— Wmawiaj sobie co chcesz... — odparła Zuzia ze śmiechem. Po dokończeniu naszego późnego obiadu wróciłyśmy do mojej kawalerki na Ochocie, po drodze wstępując jeszcze do sklepu spożywczego, by uzupełnić moje braki w lodówce.

Po powrocie rozpakowałyśmy zakupy i zaczęłyśmy sprzątać, dzieląc się po równo pracą. Zuza wzięła na siebie łazienkę i kuchnię, a ja cały salon, którego porządne ogarnięcie okazało się niemałym wyzwaniem. Kiedy jednak skończyłyśmy i całe mieszkanie wręcz lśniło, doszłyśmy do wniosku, że było warto. Przebrałyśmy się w bardziej komfortowe ubrania i ległyśmy przed telewizorem, włączając jakiś losowy film.

Na zegarkach właśnie wybiła dwudziesta, kiedy rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Mogłabym przysiąc, że serce mi przyspieszyło przynajmniej kilkukrotnie, kiedy spojrzałam na Zuzię, a ta tylko wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Podniosłam się z kanapy, wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi.

— Siema. — przywitał się Maciek, praktycznie wpychając się do mieszkania. Westchnęłam cicho i zamknęłam za nim drzwi. Blondyn momentalnie znalazł się przy Zuzi całując ją na powitanie. Odwróciłam wzrok i zaczęłam zmywać naczynia stojące w zlewie, by odsunąć myśli od ogarniającego mnie szybko uczucia, którego nie potrafiłam nazwać. Chyba była to tęsknota, której nie odczuwałam od rana, bo zajęcia, które zaplanowała dla nas moja przyjaciółka wypełniły mi czas.

— Tosia, my się będziemy zbierać, okej? — zwróciła się do mnie Zuzia. Wyglądała, jakby chciała przeprosić za nieplanowane wtargnięcie chłopaka. Kiwnęłam głową z uśmiechem. — Okej, zaraz wracam.

— Kurde... — westchnął Maciek, kiedy dziewczyna zniknęła za drzwiami łazienki. Chyba chciał coś powiedzieć, ale zmienił plany i zamknął usta.

— Co tam? — zapytałam, wycierając dłonie w ścierkę i opierając się o blat.

— Nie wiem, chciałem cię przeprosić za Pawła...

— Nie zaczynaj. — przerwałam mu. — To nie jest twoja wina, nie przepraszaj za niego. Możesz mu przekazać, że jak się ogarnie i zrozumie, że nigdy bym go kurwa nie zdradziła to niech się odezwie.

— Ja wiem, że byś tego nie zrobiła. — uśmiechnął się nieśmiało. — Serio. Widzę, jak na niego patrzysz.

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

— I jak on patrzy na ciebie. Nie wiem, co mu odpierdoliło... Chyba nigdy nie widziałem go tak załamanego jak w sobotę wieczorem. Nie odzywał się do mnie w ogóle do poniedziałku, zamknął się w pokoju i widziałem go ze dwa razy, jak wyszedł do kuchni po kawę. Dopiero Zuza mi powiedziała, co się stało. Prawie się pokłóciliśmy, bo powiedziałem mu, że jest kretynem, jeśli naprawdę uważa, że mogłabyś go zdradzić.

— Zwłaszcza z Aleksem... — dodałam. — Dosłownie tego samego wieczoru on mi opowiadał o dziewczynie w Szczecinie, która mu się podoba. Od pół roku daję mu porady sercowe. — zaśmiałam się, a blondyn mi zawtórował. — I traktuję go jak młodszego brata. Nigdy w życiu by mi nawet nie przeszło przez myśl, że my...

— Wiem. — odparł od razu chłopak. — I Paweł też to wie.

— W takim razie niech się doprowadzi do porządku i do mnie zadzwoni. — rzuciłam. 

— O czym tak rozprawiacie? — w pomieszczeniu nagle pojawiła się Zuza. Taszczyła ze sobą wszystkie torby z ubraniami, które dziś kupiła dla siebie.

— O życiu. — westchnął tylko Maciek i odebrał od niej część rzeczy. — To my się będziemy zbierać.

— Dzwoń jakby co. — przyjaciółka cmoknęła mój policzek i uśmiechnęła się szeroko.

— Ogarnę go. — szepnął jeszcze Maciek, przytulając mnie mocno na pożegnanie.

— Mam nadzieję. — odparłam cicho, pomachałam jeszcze parze i zamknęłam za nimi drzwi. 



dzisiaj taki krótki i trochę o niczym rozdział, ale planuję opublikować jeszcze jeden w ten weekend, bo wyjątkowo mam odrobinę czasu i nie jest to prima aprilisowy żart!

dotarło do mnie, że zdecydowanie za rzadko dziękuję wam za to, że ze mną tu jesteście i czytacie każdy rozdział... także wiedzcie, że bardzo sie cieszę i jestem niesamowicie wdzięczna za każde z was z osobna<3 buzi!

ps kto też jest mega podjarany wizją płyty kinniego???

[1200]

➶sztuki piękne [paweł kacperczyk]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz