Od całych pięciu minut stałam pod drzwiami do domu Hemmingsów, wahając się przed zapukaniem w nie. Ku mojemu nieszczęściu pewne było, że otworzy je Luke, ponieważ Elizabeth, czyli pani Hemmings, uprzedziła mnie, że tego dnia wychodzi wcześniej do pracy. Na potwierdzenie tego, pod domem nie stał żaden samochód, co oznaczało, że w domu znajduje się tylko Luke i Molly. Stąpałam z nogi na nogę, wyobrażając sobie konfrontację z blondynem. I były to naprawdę różnorakie obrazy, gdyż w takich momentach wyobraźnia mnie nie oszczędzała.
Wiedząc, że czas mnie goni, z niechęcią wyciągnęłam przed siebie rękę i delikatnie zapukałam w drzwi. Natychmiastowo moje serce zaczęło bić z niecodziennym tempem, przysparzając mnie o niemiłe mdłości. Usłyszałam odgłosy kroków, które dochodziły z coraz mniejszej odległości, aż w końcu zobaczyłam, że klamka się poruszyła.
Drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się sylwetka osoby, której nie miałam najmniejszej ochoty widzieć. Musiałam kilka razy zamrugać powiekami, żeby jako tako się uspokoić i przestać rozważać myśl o ucieczce, gdzie pieprz rośnie. Wtedy zrobiłabym z siebie jeszcze większą idiotkę, o ile w ogóle było to możliwe.
Zagryzłam wnętrze policzka, czując się co najmniej niezręcznie. Wiedziałam, że blondyn skupiał na mnie swój wzrok, ale tak samo jak i ja nie potrafił, a może po prostu nie chciał, się odezwać.
Dopiero po kilku sekundach byłam w stanie podnieść głowę i spojrzeć w niebieskie tęczówki chłopaka, które teraz wyrażały emocje dla mnie nie do odczytania. Powoli odsunął się na bok, zapraszając, a właściwie wpuszczając mnie do środka. Wypuściłam swawolnie powietrze i bojaźliwie minęłam go, wchodząc do wnętrza. Usłyszałam, jak zamyka drzwi i gdyby nie dźwięki telewizora, dochodzące z salonu, gdzie pewnie Molly oglądała bajki, zapanowałaby tu zupełna cisza. Napięta, krępująca cisza.
Odwróciłam się w stronę Luke'a, żeby zobaczyć jak zakłada na stopy czarne trampki, nie szczycąc mnie nawet spojrzeniem.
- Luke... - zaczęłam cicho, właściwie nie wiedząc, co chciałam powiedzieć. Przeprosić? Prosić o podziękowanie?
Podniósł głowę i wyprostował się, sprawiając, że ponownie górował nade mną o jakieś dwadzieścia centymetrów.
- Co? - zapytał niezbyt grzecznie, sprawiając, że po całym moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Już nawet nie wspomnę o tym, jak bardzo dudniło mi serce. Miałam wrażenie, że spojrzenie jego niebieskich oczu przeszywa mnie na wskroś. - Liczysz na pokłony? Że rzucę się na kolana i będę Ci dziękować, bo "uratowałaś" mnie przed nieobecnością na lekcji?
Spuściłam głowę, czując się jak skarcony pies. Jeszcze brakowało, żebym podkuliła ogon i poszła schować się pod stół. Jego głos był dziwny, taki oschły, jakby traktował mnie jak totalne zero.
Może teraz powinnam rzucić jakąś ciętą ripostę, pokazać mu, kto tutaj "rządzi", ale nie potrafiłam. Bo właśnie taka byłam - potulna, cicha myszka.
- Ja... - chciałam powiedzieć cokolwiek, spróbować jakoś się obronić, ale bezczelnie wszedł mi w słowo, kręcąc głową na boki.
- Wystarczyło, że wszyscy wiedzieli, że zajmujesz się moją siostrą i jesteś jej pieprzoną opiekunką! - wyrzucił z siebie, posyłając mi spojrzenie pełne pogardy, a ja poczułam jak łzy cisną mi się do oczu. Zamrugałam kilka razy powiekami, nie chcąc, że spłynęły po policzkach. Nie mogłam przy nim pokazać, jak bardzo jestem słaba.
- Chciałam Ci tylko pomóc, chciałam dobrze - mruknęłam cicho, bawiąc się palcami u dłoni i mając wrażenie, że tłumaczę się jak idiotka albo jak czteroletnia dziewczynka, która zjadła o cukierka za dużo.
CZYTASZ
The Babysitter || l.h
Fanfiction„(..)Przeniosłam wzrok na panią Hemmings, która teraz uśmiechała się do mnie, doskonale zdając sobie sprawę, że nie potrafiłabym odmówić dziewczynce. - No, dobrze - powiedziałam niepewnie, zagryzając wargę. - Zostanę opiekunką Molly. Molly Hemmi...