Rozdział VII - Cud Jakim Jesteś [CLASS TRIAL]

106 7 22
                                    

 Niemy szum windy obijał się po uszach więźniów Brightside Falls. Pustka jaka powoli była coraz bardziej obecna między nimi była okropna. Tam gdzie stało piętnastu, stoi teraz trzynastu. I nie ważne jak wiele razy Felix powtarzał sobie w głowię ten koncept, dreszcze cały czas oblatywały go. Domyślał się, że nie da się przyzwyczaić do śmierci. Ale nie było to jedyne uczucie jakie generowało ciarki na jego plecach.

Wśród nich jest morderca.

To nie podlegało wątpliwości. Któraś z osób z jakimi co rano jadał śniadania, z którymi mijał się na korytarzach, i która teraz stoi z nimi w windzie jest zabójcą Ayi. Przerażała go możliwość tego, że ktoś kogo myślał, że znał mógł jedynie się ukrywać za maską i być zupełnie kimś innym. Jak okropny musiałby być ich sekret, że przez niego Aya teraz nie żyłai? Może w przeszłości zabili i boją się konsekwencji, wolą zabić niż gnić wiecznie w więzieniu. Może zrobili w sekrecie coś okropnego osobie na której im zależało, zdradzili partnera i zrobili sobie dziecko na boku. Może sami nie chcą poznać czegoś co uczynili i sami o tym zapomnieli...

Nie nie nie, to niedorzeczne. Byli tylko bandą nastolatków, zmuszoną do zabijania się nawzajem przez psychopatę, jakich rzeczy mogliby się niby dopuścić w swoich krótkich życiach żeby przez to mordować?

Blondyn pokręcił głową.

To nie ma znaczenia. Chodź irytowała go ta myśl, wiedział, że realnie motyw zabójcy nie gra żadnej roli dla ich obecnej sytuacji. Winny mógł zabić z byle jakiego powodu, ważne, że zabił. Ah, czemu to życie musi być takie brutalne i okrutne, bez głębszego powodu...

Winda z niemym dźwiękiem dobiła do swojego celu, a jej kraty z metalicznym brzękiem obijania się o siebie, otworzyły się, ujawniając salę sądu. Niechętnie wszyscy wyszli z windy, rozlewając się po wielkim pomieszczeniu którego sercem było szesnaście podwyższeń i jeden masywny tron na którym siedział ich oprawca.

- Witajcie na powrót w perle mojego królestwa! - krzyknął Monokuma. - Nie wiele zmieniło się od waszej ostatniej wizyty, ale ale, wiecie jak to jest. Perfekcji nie da się poprawić. Puhuhu!

Wtem Felix spostrzegł na miejscach Ayi i Josephine obrazy podobne do tego na miejscu Ernesta. Przedstawiały czarno białe profile martwych osób z neonowo różowymi bazgrołami układającymi się w kształty. Na szyi Josephine znajdowała się wyraźna pętla której napięty sznur ciągnął się do góry. Twarz Kashiwagi była zaś przykryta gryzmołami, jakby ktoś chciał niedbale zamazać jej twarz. Chłopak prędko domyślił się znaczenia rysunku, który za grosz nie miał smaku. Niedbałe linie symbolizowały krople żrącego kwasu które przeżarły skórę Ayi. Chłopak przypomniał sobie jak bolesny musiał być koniec dziewczyny. Dreszcze ustąpiły złości, a ze złości wyłoniła się determinacja.

- No, po co tak stoimy? Chyba wiemy co robić. - powiedział kierując się do swojego stanowiska obok którego upiornie widniało miejsce gdzie onegdaj stała Aya.

- Upupupu... czyli tak musi się czuć rodzic który jest świadkiem jak jego dziecko samo robi pierwsze kroczki. Ah! Rozpiera mnie taka duma z was moi drodzy! - Monokuma aż zadrżał z radości.

- Nie pogrywaj sobie ty mały gnoju. Jeśli myślisz, że będziemy zachowywać się jak potulne owieczki to grubo się mylisz! - krzyknęła Rose idąc na swoje miejsce.

- Ta? Bo na razie tylko to widzę. - powiedział drwiąco Monokuma

- Kh... - Rose brak było kontrargumentów.

Faktycznie od początku tańczyli jak ten przeklęty pluszak im kazał. Było to niezwykle frustrujące. Gdy chciał aby uczniowie przestrzegali zasad, to to robili. Gdy chciał by wstawali, to robili. A gdy chciał by zabijali i to miało miejsce.

Danganronpa: Feeling of LightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz