Rozdział XX - We Are The Champions

20 6 11
                                    

Tragedia była wydarzeniem, które na zawsze zmieniło ludzkość. 300 milionów martwych, miliard osób zagrożony głodem, kraje upadały, a ich tożsamość była gubiona. Jednak pomimo tych statystyk i faktów, nie wszyscy zgadzali się do tego, że Tragedia była katastrofą dla ludzkości. Wręcz przeciwnie. Wielu z nich uważało, że było to cudowne przypomnienie, co to znaczy być człowiekiem. Albowiem, według najbardziej wiernych popleczników Junko Enoshimy, panowało przekonanie, że to nie strach jest najstarszą ludzką emocją.

Jest nią rozpacz.

Ciemność.

Czarna ciemność.

Najczarniejsza i najbardziej samotna ciemność.

Lodowata jak najzimniejsza zima. Paląca jak najgorętszy ogień.

Teraz czarna i biała figura stała na skrajach monolitu. Cudem można nazwać to, że jeszcze nie wpadli w otchłań niebytu, nie stali się jednym z nicością świata.

Rozpacz.

Stara Rozpacz.

Nowa Rozpacz.

Cokolwiek nadchodziło, wyglądało na kres egzystencji. Na gwałtowny sztorm, który miał zniszczyć wszystko. Los, który zdepcze wszystko, nawet nie patrząc, co rujnuje. Jak zdeptanie owada.

Ale było to dopiero preludium. Preludium do najpiękniejszej pieśni, jaką egzystencje będzie mogła usłyszeć. Wiecznej harmonii, w rytm machania skrzydeł motyla.

Mistrz.

Bóg.

Król.

Wystarczy się pokłonić.

Czuł się pusty. Felix czuł się tak niewiarygodnie pusty. Wszystko co w sobie miał, wszystkie łzy skrywane w nim przez lata jego życia, wszystko wyleciało z niego. Setki razy powtarzana w głowie formuła, wspomnienie.

Przebicie serca.

Uduszenie.

Oparzenia chemiczne.

Zmiażdżenie.

Zadźganie.

Postrzelenie.

Rozerwanie.

Postrzelenie.

Przebicie serca.

Wszystkie tortury, cała ta okrutna śmierć. Z jakiego, skrajnie idiotycznego powodu, to wszystko trafiało nie w niego, a jego najbliższych? Dlaczego to nie był on? Dlaczego to byli oni? Dlaczego los go tak bardzo nienawidzi? Jakim cudem pokazuje mu jak największego pecha? Takiego, który zrani go najbardziej. Ostateczny pech bowiem nigdy nie może trafiać tylko w tego przeklętego, a w każdego innego wokół niego. W każdą istotę w którą kocha, w każdą rzecz która daje mi zapomnieć o jego roli na tym świecie.

Gdy podczas tej... długiej nocy... jego świadomość momentami nie wytrzymywała naporu i poddawała się, Felix zasypiał. Wtedy, poza wierszami śmierci, w jego głowie tkwiła jedna mantra.

Może uciekać.

Może próbować udawać.

Udawać...

przyjaciela

brata

kochanka.

Nic nie zmieni faktu, że jest przeklęty.

A mimo to... wciąż żył. Wciąż nie miał odwagi zrobić tego, co powinien już dawno zrobić. Dlaczego? Czy to dlatego, że nie chciał się poddać? Pokłonić losowi? Nie.

Danganronpa: Feeling of LightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz