Rozdział XIII - Wilk w Owczej Skórze [DEADLY LIFE]

74 9 37
                                    

Zimne, martwe ciało Bogdana.

Kolejna ofiara Królewskiej Gry Brightside Falls.

Felix, przez chwilę myślał, że śni. Że ta poranna senność była wskazówką nierealności całej sytuacji. Nadzieja, że wszystko, co widział, było złudzeniem. Jednak to, czego nauczył go Monokuma, czego świata nauczyła tragedia, było prawdą: nadzieję można zabić. Jej zwłoki zdeptać, zmiażdżyć i spalić. Lub przebić jej serce i patrzeć, jak się powoli wykrwawia.

Tak właśnie czuł się teraz Felix.

Jego nogi nagle dały za wygraną. Gdyby nie refleks Glorii stojącej obok, chłopak upadłby na podłogę. Naprawdę do tego doszło, że ktoś taki jak Bogdan...

- On... został zamordowany... - wymamrotał Eden, powstrzymując łzy.

Ernest umarł w pierwszym dniu ich piekła. O jego historii z rozdwojeniem jaźni, jakichkolwiek faktów o nim, wszystkiego dowiedzieli się dopiero po tym, gdy Josephine ukróciła jego życie.

Aya cały czas była skryta, cały czas cicha. Nikomu nie udało się do niej zbliżyć, tylko Felixowi było najbliżej. A mimo jego najszczerszych chęci i tak umarła. Żal, jaki wtedy ogarnął Sullivana, był szybko przytłumiony przez złość na jej mordercę. Okazało się, że był to Salvador. Kiedy ujrzał jego śmierć, pomimo tego, że mistrz gry wciąż żył, Felix poczuł jakąś krztynę sprawiedliwości w jego losie.

Ale Bogdan?

Felix spojrzał na Glorię, po której policzkach, pomimo prób ich powstrzymania, łzy lały się cienkimi strumieniami. Rudowłosa szybko ukryła twarz w barku Edena, który stał obok, tępo patrząc się na ciało Bogdana.

DING DONG, BING BONG

Ekran w rogu sali siłacza zapalił się, ujawniając Monokumę z koroną na głowie siedzącego na tronie. Uśmiechał się jeszcze bardziej złowieszczo niż zwykle.

- Upupu... Wiecie, znacie mnie. Starego, dobrego Monokumę. Naprawdę.... NAAAAPRAWDĘĘE nie chcę mówić „a nie mówiłem". No to nie powiem! - pluszak wzruszył ramionami. - Powiem za to, że dosłownie tylko dwa dni po tym, jak wróciłem, jeden z was zabił! Puhuhu... No nieźle, nieźle... Cudownie! Moi drodzy, sąd klasowy rozpocznie się za trzy godziny. Wykorzystajcie ten czas na to, aby znaleźć mordercę Bogdana. I pamiętajcie, że z mocą przyjaźni na pewno znajdziecie jego zabójcę... Upupupupu...

Ekran się wyłączył, a trójka, niczym zaklęta, stała tam, nie mogąc przełknąć pastylki rozpaczliwej rzeczywistości.

W końcu wszyscy przybiegli pędząc, zrywając się z łóżek, gdziekolwiek spali. Reakcje żywej jedenastki były różne, ale nadal bardzo podobne.

Marceline w pełni się rozpłakała, a twarz schowała w koszuli Minervy, która z bólem w oczach i grobową powagą patrzyła na zwłoki Bogdana.

Arthur nie dowierzał, ale w pewnym momencie wyszedł z laboratorium, chcąc zostać na chwilę sam.

Cassidy schyliła wzrok. Nie dało się w pełni odczytać tego, co czuje.

Edward, milczący, patrzył swym jedynym okiem na zwłoki.

Charlotte zdezorientowana patrzyła to na ciało, to na wszystkich pozostałych, jej myśli gnały po jej głowie z prędkością światła.

Robin upadł na podłogę, na swoje kolana. Łzy mu płynęły po policzkach, kiedy jego kamienna twarz wpatrywała się w martwego najbliższego przyjaciela. Istna katatonia.

A Rose?

Rose była wściekła.

- KURWA!

Niemka z całej sił uderzyła w ścianę framugi drzwi przy której stała. Żal i furia walczyły w niej, kiedy jej ekspresja, pełna bólu i cierpienia, dawała znak o jej stanie reszcie. Z całej siły zaciskała pięści i zęby, próbując coś powiedzieć, wykrztusić coś sensownego z siebie. Ale ten płomień w jej wnętrzu... nie pozwalał jej się skupić.

Danganronpa: Feeling of LightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz