Rozdział XIV - W imię Auld Lang Syne [CLASS TRIAL]

64 8 37
                                    

Niżej, niżej, co raz niżej i jeszcze niżej.

Winda, a wraz z nią żywa dziesiątka, zjeżdżała co raz głębiej w czeluście piekła. W największy klejnot korony Mistrza Gry.

Pozostało dziesięciu żywych. A to oznacza, że ponad jedna trzecia towarzyszy Felixa została zamordowana. Albo przez siebie nawzajem, albo przez ich oprawcę. I chociaż pechowiec chciał zrzucić całą winę za śmierci jego przyjaciół na tego, który kontroluje Monokumę... to zaczynało mu to przychodzić z coraz większym trudem. Bo w końcu... ile to nocy zajęło Mistrzowi zmuszenie jednego z nich morderstwa? Dwie? Może trzy? Felix powoli tracił już poczucie czasu.

Pomimo tego, że byli oni w koszmarze zwanym Brightside Falls, w którym król zabójczej gry nie dawał im spokoju, Felix miał nadzieję, że relacje jakie utworzyli wytrwają trochę dłużej. Nie wiedział czy słowa Rose zaczynają do niego przemawiać, czy to jego pesymistyczna natura zaczyna się udzielać.

Ktoś najpierw zabił Bogdana... ale na pewno ten, który to zrobił, musiał mieć jakiś powód? To przecież właśnie odróżniało ich od Mistrza Gry. Ich on zmuszał do mordowania, a jego nikt.

„Ale dlaczego... dlaczego ktoś miałby zabić Minervę?"

Felix zacisnął pięści wpatrując się w brudną, stalową podłogę.

Nie mógł wyrzucić ze swojej głowy obrazu, jaki widział kilkadziesiąt minut temu. Moment w którym z kogoś w sekundę ulatuje życie. W sierocińcu był świadkiem dziesiątek kontuzji, obrażeń, złamanych rąk i innych konsekwencji działań bandy małolatów nudzącej się zdecydowanie zbyt często. Jednak jak wielka część z tych urazów była spowodowana „talentem" Felixa - tego chłopak nie chciał tego wiedzieć.

Ale to? To była śmierć. Nie żadna kontuzja, nie coś, z czego da się wylizać. Minerva nie wróci. Bogdan nie wróci. W tym świecie był już świadkiem śmierci, jednak tego dnia zobaczył ją przed sobą, bez nawet tej żałosnej bariery w postaci ekranu.

Nie znał Minervy zbyt dobrze. Ale widział jak bardzo Marceline cierpiała z powodu śmierci jej przyjaciółki. Wiedział też, że Mistrz Gry skradł ich wspomnienia, a Minerva była dziewczyną, z którą najpewniej spędził co najmniej 4 lata w wspólnej klasie. Musieli przynajmniej się zakolegować.

„Ktoś zabił bez powodu... Nie... to nie możliwe. Przecież... ten ktoś musiał mieć jakiś powód... jakiś motyw. Dlaczego morderca miałby zabić drugi raz?"

Jedyne co mu przychodziło do głowy, jedyna możliwość gdzie podwójne morderstwo miało sens, to wtedy... to gdyby Minerva za-

Nie chciał ciągnąć tego wątku w swojej głowie. Był ponury i go dobijał. Czy naprawdę upadli tak nisko? Czy Mistrz Gry tak ich złamał? Że jak wygłodniałe psy rzucali się na kawałek mięsa, wyrywając go sobie z pysków, gdzie tylko jeden mógł się nim najeść?

Znowu zebrało go na filozoficzno-poetyckie myśli. Kto wie, może dogadałby się z Glorią, jeśli chodzi o potencjalny symbolizm i metafory ich obecnej sytuacji.

Lekki uśmiech kogoś, kto idzie na swoją śmierć pojawił się na ustach pechowca. Gdy wsiadał do tej windy był pełen determinacji, by rozwiązać tę zagadkę. Natomiast podczas samego zjazdu zdołał chyba przejść w ekspresowym tempie wszystkie pięć etapów żałoby. A może to były cztery? Nie pamiętał już. Ten powolny upadek był istnym rollercoasterem emocji.

Który właśnie dobiegł końca.

- Juhu! Witajcie z powrotem w perle mej korony moi droooodzy poddani! - krzyknął do nich Monokuma, delektując się każdą sylabą.

- Miejmy to z głowy - powiedział pod nosem Eden, łypiąc na nową dekorację sali sądu.

Jeśli faktycznie sala sądowa miała pełnić rolę sali tronowej "króla" zabójczej gry, to funkcję tę pełniła groteskowo dobrze. Wcześniej gdy tu byli, sala nie rzucała się w oczy - wyglądała jak zebrana do kupy na szybko. Bezguście brudnego karmazynu, szarości ścian i szachownic podłogi ratowały jedynie ciemności, jakie spowijały zakamarki wielkiej sali, ukrywając zaniedbanie.

Danganronpa: Feeling of LightOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz