» 19

1K 59 21
                                    

WooGi spędziła u mnie czas do następnego ranka, a kiedy w końcu się pożegnałyśmy, znów poczułam, jak dokucza mi smutek i samotność. Tyle dobrego, że tym razem miałam kontakt z Woo, gdy wymieniłyśmy się na nowo numerami.

Teraz był kolejny poranek, czyli zaczynał się szósty dzień mojego nowego życia w Miami.

Czułam się, jakby to trwało jednak wieki, a nie parę dni.

Przerywając gapienie się w miskę płatków śniadaniowych i bawienie się w niej łyżką przerwało powiadomienie sms.

Od: WooGi
To jak, idziesz dzisiaj na poszukiwania pracy?

Zastanowiłam się przez chwilę. Z jednej strony może byłoby warto coś znaleźć, ale z drugiej... Skoro zostały mi zaledwie dwa tygodnie do rozpoczęcia ostatniego roku studiów – na nowej uczelni, co też nie dawało mi spokoju – wolałam chyba wykorzystać te dni na... Cóż, WooGi nazwałaby to zapewne zamartwianiem się, ale ja uważałam to za swego rodzaju mentalny odpoczynek.

Chociaż nie byłam pewna, czy faktycznie psychicznie odpoczywałam, kiedy chciało mi się z tego wszystkiego po prostu cały czas płakać.

Do: WooGi
Może jutro

Odpisałam, choć obie zdawałyśmy sobie sprawę, że jutro odpiszę to samo; moja przyjaciółka zaniepokoiła się, kiedy musiała wrócić do LA, widząc mnie w tak kiepskim nastroju, ale wierzyłam, że ostatecznie mi przejdzie; to samo jej więc powiedziałam.

Nie dostałam żadnej odpowiedzi z jej strony, toteż odłożyłam telefon z powrotem na blat i zmusiłam się do zjedzenia reszty śniadania.

Cholera, to nie mogło tak wyglądać. Przez te dwa tygodnie mój humor mógł ulec jeszcze większej zmianie, i to niekoniecznie w dobrym tego słowa znaczeniu.

Odetchnęłam głęboko, chcąc się trochę uspokoić. Woo miała rację; musiałam się czymś zająć. Niekoniecznie nawet pracą, ale choćby załatwieniem wszystkiego na uczelni.

Dobra, Skye. Dasz radę.

Wybrałam z walizki pierwszą lepszą rzecz, która okazało się być żółtą sukienką w małe kwiatki na cienkich ramiączkach i sięgającą mi do połowy ud. Włosy związałam w byle jakiego koka, bo po tym wszystkim nie nadawały się do wyjścia gdziekolwiek jako rozpuszczone. Sprawdziłam, czy mam wszystko, co potrzebne, w małej torebce i założyłam ją na ramię, następnie ubierając zwykłe białe trampki.

- Dasz radę - powiedziałam do siebie cicho, ale stanowczo. Miałam na myśli jednak nie tylko tę wycieczkę na uniwersytet, ale całą sytuację, w której się znalazłam.

Otworzyłam z impetem drzwi, zanim bym się rozmyśliła. Musiałam wziąć się w garść.

Ponownie biorąc głęboki wdech, wyszłam z mieszkania. Odwróciłam się, żeby zamknąć drzwi na klucz, przy okazji słysząc, jak ktoś wchodzi po schodach.

Ani razu nie spotkałam jeszcze jakiegokolwiek sąsiada.

Schowałam klucze do torebki i, zamykając jej zamek, odwróciłam się z zamiarem zejścia na dół.

Tyle że na kogoś wpadłam.

No, piękne pierwsze wrażenie, jeśli był to sąsiad z mieszkania obok.

- Przep... - zaczęłam, podnosząc głowę, ale kiedy zauważyłam, że to wcale nie był żaden mieszkaniec tej klatki, otworzyłam szeroko oczy i praktycznie krzyknęłam z zaskoczenia.

Bo był to, do jasnej ciasnej, Jungkook. We własnej osobie, stał przede mną i uśmiechał się, jakby z ulgą.

- Jak widać, zdążyłem w ostatniej chwili - odparł. - Wracasz do nas bez walizki?

The Heir || JJKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz