Rozdział 2

558 28 5
                                    


Y/n pov.





Na lotnisku byłam już od piętnastu minut. Byłam już po odprawie i koniecznych procedurach bezpieczeństwa. Na szczęście, obyło się bez problemów. Teraz czekałam na przyzwolenie, by wsiąść na pokład samolotu. W końcu z głośników odezwał się wyczekiwany przeze mnie komunikat...

"Osoby oczekujące na lot z (twoje miasto/wieś) do San Francisco o godzinie 9.23 czasu polskiego, proszone są o przejście do rękawa G7".

Y/n: No ... to tutaj chyba się rozstajemy - skierowałam spojrzenie na rodziców.

M.Y/n: Napisz na Messenger'ze kiedy dolecisz.

Y/n: Napiszę.

T.Y/n: Uważaj tam na siebie dzieciaku - mówiąc to, tata poczochrał moje włosy - I nie rób nic głupiego.

Y/n: Nie obiecuję, ale postaram się.

Po moich słowach ostatni raz ich przytuliłam i udałam się w stronę rękawa, przez który miałam wsiąść na pokład samolotu.














Na pokład wzięłam ze sobą niewielką walizkę i plecak. Moje pozostałe bagaże znajdowały się w luchu bagażowym.

Miła pani stewardesa zaprowadziła mnie na moje miejsce. Na szczęście, było ono przy oknie. Schowałam walizkę do schowka, a plecak położyłam sobie pod nogami. Wyciągnęłam telefon i słuchawki. Włączyłam tryb samolotowy i zaczęłam słuchać muzyki.

W samolocie, na szczęście, nie było dużo osób. Lepiej dla mnie, bo nienawidziłam wrzeszczących niemowlaków, niespokojnych dzieciaków, które kopią twój fotel lub ciągną za włosy, oraz wiecznie kłócących się ze sobą par. Oczywiście, znalazły się takie osoby, ale siedziałam wystarczająco daleko od nich, by się tym przejmować.

Równo o 9.23 rozległ się komunikat o zajęciu miejsc i zapięciu pasów, a chwilę później, samolot oderwał się od pasa startowego.













Lecimy już od dwóch godzin. W Stanach będę o dziewiętnastej czasu polskiego i dziesiątej czasu lokalnego. Mark pewnie będzie miał wtedy masę energii, ale ja będę padnięta.

Wyjrzałam przez okno. Cudowny widok na chmury uspokajał gonitwę moich myśli, tym samym sprawiając, że czułam się senna. Przymknęłam oczy i pozwoliłam sobie na sen...













Nie mam pojęcia jak długo spałam, ale zostałam obudzona przez komunikat...

"Ponownie prosimy o zajęcie miejsc i zapięcie pasów. Właśnie podchodzimy do lądowania na pasie lotniska w San Francisco".

Czyli przespałam praktycznie cały lot. No cóż ... tak bywa.













Po kilku minutach, samolot wylądował na pasie lądowania. Sprawdziłam czas lokalny. 10.02. Nie najgorzej.

Wyłączyłam tryb samolotowy, zabrałam swoje rzeczy i udałam się do wyjścia z samolotu.

Byłam przy Gate'cie 18. Napisałam do rodziców i do Oli, że doleciałem bezpiecznie i jestem już na miejscu.

Po chwili przyszła do mnie również wiadomość od Marka...











Wieżowiec🤍🖤





Wieżowiec🤍🖤:

Skyscraper (Ranboo x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz