Epilog

282 19 10
                                    


Y/n pov.




Spędziłam łącznie sześć najcudowniejszych miesięcy w całym moim dotychczasowym życiu. Spełniłam marzenia, podszlifowałam język...

Ale przede wszystkim...

Miałam najlepszego chłopaka na świecie.

Nie zliczę, ile wspaniałych rzeczy wspólnie jeszcze zrobiliśmy przez te pozostałe cztery miesiące. Było mnóstwo wygłupów, wspólnych wzlotów i upadków, oraz cudownych i romantycznych chwil.

Jakiś miesiąc temu, ogłosiliśmy w mediach nasz związek. Reakcje były różne. Jedni byli podekscytowani, drudzy obsypywali na krytyką, ale się nimi nie przejmowaliśmy. Byliśmy szczęśliwi.












Niestety nadszedł ten najtrudniejszy moment.

Moment, którego tak się bałam, przez ostatnie tygodnie tutaj.

Moment rozstania.

Staliśmy na środku lotniska, przytuleni do siebie. Nie obchodziły nas dziwne spojrzenia ludzi. Chcieliśmy nacieszyć się ostatnimi wspólnymi chwilami.

R: Chcę żebyś wiedziała, że twój pobyt tutaj, był jedną z najlepszych rzeczy, jakie mnie w życiu spotkały. To było najlepsze i najszczęśliwsze pół roku mojego życia. Jestem szczęściarzem, że poznałem tak cudowną dziewczynę, jak ty. Mam ogromne szczęście, że mam taką dziewczynę, jak ty. Bardzo cię kocham. Pamiętaj o tym.

Y/n: Ja też bardzo cię kocham Mark. Boję się tylko, że teraz, jak wyjadę, nasz kontakt się urwie, a nasza relacja trochę się zaprzepaści. Nie chcę tego. Nie chcę cię stracić, przez kryzys odległości. Związki na odległość w końcu rzadko są w stanie przetrwać. Mark, ja chcę...

Nie dał mi dokończyć. Ujął mój podbródek w dwa palce, uniósł go do góry i pocałował mnie. Bez dłuższego zastanowienia oddałam pocałunek. Po kilku sekundach oderwaliśmy się od siebie i popatrzyliśmy sobie głęboko w oczy.

Chłopak ujął jedną z moich dłoni i przystawił ją do swojego serca.

R: Czujesz?

Pokiwałam głową na "tak". Czułam bicie jego serca pod swoją dłonią.

R: Ono bije tylko dla ciebie. Nie pozwolę, żeby to, co razem stworzyliśmy, runęło przez głupią odległość. Będę dzwonił do ciebie tak często, jak to możliwe. Nawet chodźby codziennie. I chodźby miał być środek nocy, chodźbym nie miał zasięgu, chodźbym trafił na bezludną wyspę, bez żadnej możliwości ucieczki i komunikacji, ja i tak znajdę sposób, żeby się z tobą skontaktować i powiedzieć ci, jak bardzo cię kocham.

Jego słowa teraz brzmiały piękniej, niż najpiękniejsza piosenka. Ponownie wtuliłam się w jego tors, a on zaczął mnie delikatnie kołysać w swoich ramionach.

R: Zresztą, nie żegnamy się na zawsze. To tylko na jakiś czas. Zobaczysz. Wkrótce znów się zobaczymy.

Y/n: Może teraz ty mnie odwiedzisz?

R: Może. Tak czy siak. Pamiętaj, że to tylko chwilowe. Dobrze?

Y/n: Dobrze.

Potem dalej staliśmy w ciszy. Czas uciekał niemiłosiernie szybko i wkrótce powinien rozbrzmieć komunikat o moim locie.

R: Ou! Przypomniałem sobie. Chciałem ci coś dać.

Po tych słowach, zdjął plecak i wyciągnął z niego prezent, zawinięty w niebieski papier i obwiązany czerwoną wstążką.

Przyjęłam od niego prezent, po czym mocno go przytuliłam.

Y/n: Dziękuję - szepnęłam mu do ucha.

Skyscraper (Ranboo x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz