Rozdział 12

269 16 3
                                    


Y/n pov.





Obudziłam się wyspana w swoim łóżku. Na zegarze była godzina 8.19. Chodź trochę niechętnie, podniosłam się z łóżka i odsłoniłam zasłony, rozjaśniając pokój blaskiem porannego słońca.

Przypomniałam sobie wydarzenia z wczorajszego wieczoru. Romantyczna, o ile mogę to tak nazwać, kolacja z Markiem. Wciąż próbowałam dopuścić do świadomości, że to było prawdziwe.

Dla kogo, jak dla kogo. Ale dla mnie, to był jeden z najpiękniejszych wieczorów w moim życiu.

Pomyślałam tak jeszcze przez chwilę, po czym podeszłam do szafy, wyciągnęłam z niej ubrania i poszłam do łazienki.













Wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, ubrałam się w wybrany komplet i rozczesałam swoje (długość włosów), (kolor włosów).

Zauważyłam, że w jednym miejscu są one trochę krótsze. Dokładniej w miejscu, gdzie byłam operowana. Moje włosy odrastały dość szybko, ale i tak trzeba było coś z tym zrobić. Nie wygląda to dobrze, gdy wszystkie pozostałe kosmyki sięgają ci do (miejsce, gdzie sięgają włosy), a jeden z nich, sięga ci niewiele poza obojczyki.

Sprawdziłam szybko w telefonie, gdzie jest najbliższy zakład fryzjerski i kiedy się otwiera. Znalazłam jeden niedaleko stąd. Może później tam zajrzę...

Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie i wyszłam z łazienki.













Nie słyszałam odgłosów w kuchni. Chłopak jeszcze najprawdopodobniej spał.

Ostrożnie uchyliłam drzwi do jego pokoju. Tak jak myślałam. Spał "zwinięty w kłębek", szczelnie okryty kołdrą. Jedynie jego dłoń zwisała z krawędzi materaca.

Podeszłam do niego po cichu i ostrożnie schowałam jego dłoń pod kołdrę. Popatrzyłam na jego twarz. Wyglądał tak spokojnie i niewinnie...

Delikatnie odgarnęłam spadające mu na twarz kosmyki jego niesfornych, ciemnoblond włosów. Chodź był przykryty kołdrą pod sam nos, z ruchów jego policzków wyczytałam, że uśmiechnął się przez sen.

Ostrożnie nachyliłam się nad nim i złożyłam delikatny pocałunek na czubku głowy chłopaka. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.

Nie chcąc go budzić, wyszłam z pokoju, najciszej jak się tylko dało i zamknęłam drzwi.













Zeszłam po schodach na dół i udałam się do kuchni. Pierwsze co zrobiłam, to posprzątałam po wczorajszej kolacji. Wczoraj kompletnie nie mieliśmy do tego głowy. Pozmywałam naczynia i schowałam je do szafek.

Postanowiłam przygotować dla nas śniadanie. Zajrzałam do lodówki i wyciągnęłam wszystko, co potrzebne do przygotowania gofrów. Położyłam wszystko na blacie i zabrałam się do roboty.













Kiedy akurat kończyłam ozdabiać jedzenie, usłyszałam kroki na schodach. Spojrzałam w tamtym kierunku. Do kuchni wszedł  ubrany w czarną bluzę i tego samego koloru spodnie Mark. Wciąż lekko ziewał i przecierał oczy.

Y/n: Hejka.

R: Cześć ... Sama posprzątałaś po wczorajszej kolacji?

Y/n: Tak. I przygotowałam śniadanie. Smacznego - powiedziałam, podając talerze do stołu.

R: Dzięki - odpowiedział z uśmiechem i usiadł razem ze mną przy stole.













W trakcie śniadania, standardowo, dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Cieszyliśmy się wspólnie spędzanym czasem.

Skyscraper (Ranboo x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz