Strach

108 3 15
                                    


Hej! Tutaj wasza kochana autorka :D a przynajmniej mam nadzieję, że kochana :*

Przychodzę do was z kolejną częścią opowiadania :D

Bardzo mnie cieszy, że komentujecie i że coraz więcej osób chce czytać to, co piszę :D

Jestem ciekawa, co byście powiedzieli, jakbym pewnego dnia postanowiła wydać to opowiadanie w postaci książki...

A teraz zapraszam do czytania i komentowania! :*


Lance zrobił popcorn i z pełną miską wrócił do salonu, gdzie czekał już na niego Keith, wybierając im film. W całym domu było ciemno, tylko za oknem świeciły lampy, oświetlając trawnik i resztę zabudowań posiadłości Shirogane. Latynos powinien czuć się onieśmielony tym wszystkim, w końcu sam pochodził z biednej rodziny, ale tak nie było. Czuł się na miejscu. Czuł się dobrze. Znał rodziców Keitha bardzo dobrze, w końcu byli przyjaciółmi od kilku lat i bardzo ich lubił, ze wzajemnością. Zawsze był mile widziany w ich domu. Był jednak ciekawy, jak zareagują, kiedy czarnowłosy przedstawi go jako swojego chłopaka.

- Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko mnie..? – zapytał, stawiając miskę na stoliku przed kanapą. Japończyk spojrzał na niego zaskoczony tym pytaniem, po czym otworzył szeroko ramiona, żeby Latynos najpierw się w niego wtulił, zanim udzieli mu odpowiedzi. Lance zrobił to od razu, siadając mu na kolanach i obejmując za szyję.

- Moi rodzice cię uwielbiają – czarnowłosy zamruczał z uśmiechem, tuląc go do siebie. – Doskonale zdają sobie sprawę, że od zawsze wolałem chłopaków od dziewczyn. I zapewne zauważyli, że mi się podobasz, kiedy wpatrywałem się w ciebie maślanym wzrokiem...

- Czy wszyscy wiedzieli, że ci się podobam..? – zaśmiał się cicho Latynos, wplatając palce we włosy ukochanego.

- Oprócz Takashiego. On uważał, że jedyne co mnie interesuje, to latanie – Keith uśmiechnął się szeroko, wywołując u młodszego chłopaka kolejny chichot.

- Jak dobrze, że się pomylił – Kubańczyk ujął w dłonie jego twarz i pocałował czule. Poczuł dłonie czarnowłosego na swoich udach i uśmiechnął się w jego usta. Był tam, gdzie być powinien. – Hej, Keith... - zetknął się z nim czołami. – Clare mówiła prawdę..? Mogę być w waszej rodzinie? Mogę być jej częścią..?

- Kochany, jesteś jej częścią od dawna. Jedyne co się zmieniło, to nasz status z przyjaciół na parę. Będziemy się całować i więcej tulić... Oto cała zmiana – Kogane uśmiechnął się ciepło, wpatrując w niebieskie oczy, pełne napięcia. Widział jak bardzo Lance chce mieć rodzinę, która go będzie szczerze wspierała, jak bardzo chce gdzieś przynależeć. Dlatego zamierzał mu uświadomić, że już ma kochającą i wspierającą go rodzinę.

Kubańczyk odetchnął z ulgą i wtulił się w czarnowłosego. Potrzebował to usłyszeć.

- Ja... ja zawsze miałem u swojego boku rodzinę i przyjaciół, dlatego nie wyobrażam sobie nagle ich wszystkich stracić. Przeraża mnie fakt, że w momencie, kiedy im powiem, że się z tobą sportkam, nagle zostanę sam jak palec – zacisnął mocno dłonie na koszulce Japończyka, ukrywając twarz w jego ramieniu.

- Nigdy nie zostaniesz sam. Zawsze będziesz miał mnie, Clare i Takashiego. I Adama. I naszych rodziców. Jesteśmy dziwną rodziną, co zapewne już zdążyłeś zauważyć. Nie do końca normalną, no bo kto trenuje swoje dzieci na mistrzów sztuk walki..? – Keith uśmiechnął się, tuląc do siebie Latynosa. – Ale zawsze trzymamy się razem.

- No to chyba pasuję do waszej rodziny – Lance uśmiechnął się w koszulkę Japończyka. – Też mogę być niebezpieczny...

- Obyś nigdy nie musiał – pocałował chłopaka we włosy. – Nie myśl o złych rzeczach, pamiętaj jedynie, że ze wszystkim poradzimy sobie razem. Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.

The End or The Beginning - Garnizon HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz