Hej! Kolejny piątek, kolejny rozdział! W zeszłym nic nie publikowałam, bo nie miałam go skończonego... Wybaczcie... Ale wena wróciła, więc rozdziały ponownie będą co tydzień :D
Z dedykacją dla JesiennaRoza :* dziękuję kochana za komentarz, liczę na więcej :*
A teraz zapraszam do czytania!
Dzień przeleciał całkiem szybko. Poranny incydent był jedynym, który się zdarzył. Część ludzi po prostu olała temat a część najzwyczajniej się bała. Nikt nie chciał się narażać Clare. Wciąż miała swoją reputację w szkole. Mimo, że śmiała się i odciągała myśli McClaina od ludzkich szeptów, pozostawała czujna. Lance wcześniej nie zwracał na to uwagi, ale im więcej spędzał z nią czasu, tym bardziej widział, jak dobrze została wyszkolona. Powoli zaczynał się zastanawiać, kim byli państwo Shirogane, skoro wychowali w taki sposób swoje własne dzieci. Niby wiedział do czego zdolna jest Clare czy Keith, ale z drugiej strony nie zastanawiał się nad tym aż tak bardzo. Nie obserwował ich każdego ruchu, każdego spojrzenia, aż do teraz. Rodzeństwo broniło go, niby jedynie stojąc w swobodnej pozie. Keith obejmował go ramieniem i tulił do swojego boku, a Clare opierała się swobodnie o szafkę przed nimi i rozmawiała z nim spokojnie, uśmiechając się ciepło. Jednak widział czujność w jej oczach, znał to z polowań, na które zabierał go ojciec. Ale tym razem nie było to polowanie na zwierzęta...
- Clare... - zaczął niepewnie, skupiając na sobie jej uwagę. – Czy wasi rodzice są równie niebezpieczni jak wy..?
- Och... - widać było, że to pytanie ją zaskoczyło. – Tak – skinęła głową. – Ale mama już bardzo rzadko ćwiczy. Chociaż bardzo mi pomogła na początku, kiedy zaczynałam i nie miałam jeszcze aż tyle siły co bracia – dziewczyna uśmiechnęła się ciepło.
- Lubisz to, prawda? Siłę, sprawność, świadomość że nikt ci nie podskoczy... A jeśli spróbuje, nie wstanie z kolan – spojrzał jej prosto w oczy, uśmiechając się. Nie potępiał jej pod żadnym pozorem, sam znał to uczucie.
- Kocham to – uśmiechnęła się zadowolona. – Ty też znasz ten stan, prawda? Kiedy trzymasz broń w rękach...
Lance skinął głową. Im dłużej rozmawiał z Clare, która obecnie była z nim w stu procentach szczera i odpowiadała na każde pytanie, które jej zadawał, tym bardziej zdawał sobie sprawę, że idealnie pasuje do ich dziwnej rodziny. Niebezpiecznej rodziny.
- Jestem świetny w strzelaniu. Jestem świetny w tańcu powietrznym. Ale nie jestem świetny w walce wręcz – przyznał, uciekając wzrokiem w bok.
- Żaden problem, nauczę cię – zaproponowała od razu dziewczyna, nie spuszczając z niego wzroku. Za jej plecami pojawił się Lotor, opierając plecami o szafkę. Między tą dwójką była jakaś dziwna nić porozumienia, jakieś takie zaufanie, które było niedostępne dla innych i które strasznie denerwowało Allurę, zupełnie nie ruszając rzeczonej dwójki.
- Och, serio..? – Lance spojrzał na nią zaskoczony, na co dziewczyna pokiwała głową. Widział, że od razu mocniej się zrelaksowała, kiedy długowłosy zajął miejsce tuż za jej plecami.
- Tak! – pokiwała energicznie głową z uśmiechem. – To będzie dla mnie przyjemność! Ale nie wygadaj się przy rodzicach... Mam szlaban na przemoc... - westchnęła cicho, a zza jej pleców dało się słyszeć cichy śmiech Lotora.
- Piękna, przecież ty oddychasz walką... Dzień bez treningu, dniem straconym, nieprawdaż?
- Cóż... Dopóki rodzice nie widzą i nie wiedzą, nie ma z tym problemu – uśmiechnęła się olśniewająco, spoglądając na długowłosego.
CZYTASZ
The End or The Beginning - Garnizon High
FanfictionNikt nigdy nie powiedział, że miłość jest łatwa. Nikt nigdy nie powiedział, że życie jest łatwe. Dla grupy nastolatków, kolejny rok szkolny przyniesie jeszcze więcej problemów, niż sami by chcieli. Traumy z przeszłości, złamane serca, samotność, nie...