Święta

101 2 12
                                    

Witam w piątek!

Ten rozdział jest długi... Ale jestem z niego dumna :D

A teraz zapraszam do czytania!

Komentarze i gwiazdki mile widziane :*


Święta. Kiedyś ulubiony czas w roku, tym razem jednak w domu państwa Shirogane panowała cisza. Właściwie, do świąt brakowało jeszcze dwóch dni, ale nie zmieniało to faktu, że było to dziwne zjawisko. Rodzice byli poza domem, a Clare zakopana była pod kołdrą w swoim pokoju, odmawiając wyjścia z niego, dopóki jej problemy same się nie rozwiążą. Keith i Lance na razie grzecznie spali, ale kto ich tam wiedział, czy przypadkiem coś się nie wydarzy, jak wstaną. Dlatego po śniadaniu Takashi zadzwonił do Adama i zaprosił go na świąteczne ustrajanie domu. Nie musiał mówić nic więcej.

Wright pojawił się w posiadłości dosyć szybko, na powitanie dostając buziaka od swojego ukochanego i kubek kawy.

- Clare w tym roku nie współpracuje..? - zapytał Latynos, popijając gorący napój.

- Tak... Coś jest na rzeczy, ale sam nie wiem co. Lance i Keith bez zmian... Tym razem naprawdę chodzi o nią – westchnął cicho Takashi.

- Chodzi z Mattem Holtem... Może coś u nich nie gra..? – Latynos zapytał niepewnie.

- U nich nic nie gra. Wiem, że im serio kibicowałeś. I nie tylko ty, ale w tym związku nic nie działa. Gdybym nie wiedział, że są razem, nie wpadłbym na to. Matt się stara, ale widzę, że średnio mu to wychodzi. Sam się pytam siebie, dlaczego Clare w ogóle się na to zgodziła – Japończyk przewrócił oczami.

- Musiała mieć powód. Inny niż uczucia do Matta – Wright pociągnął kolejny łyk kawy, patrząc na ukochanego.

- Clare zawsze ma jakiś powód. Ale my jesteśmy na tyle głupi, że jeszcze go nie poznaliśmy – mruknął czarnowłosy.

- Nie jesteśmy głupi, po prostu Clare jest inteligentniejsza od większości ludzkiej populacji – Adam wzruszył ramionami.

- Co do tego nie mam wątpliwości. Skoro doszliśmy do takiego wniosku, to zabierajmy się za ubieranie domu. Ona na pewno tego nie zrobi. Od dwóch dni prawie nie wychodzi z pokoju, jedynie na jedzenie i do łazienki – mruknął Takashi.

- Uch... Nie mówiłeś wcześniej... Ciężka sprawa... – Latynos zmarszczył brwi zaniepokojony.

- Ciężka... Ale to Clare, wiesz... – czarnowłosy uciekł wzrokiem w bok.

- I dlatego powinieneś mi o tym mówić! – prychnął Wright, zakładając ramiona na piersi.

- Okay, okay... Święta, dekoracje... – zaśmiał się Takashi i po chwili zaciągnął ukochanego na strych, pełen pudeł i kurzu. Adam nie był zadowolony, ale przynajmniej nie miał alergii na kurz. A w szafie jego narzeczonego i tak wisiało sporo jego rzeczy, zdecydowanie miał się w co przebrać.

Dom był pogrążony w ciszy, kiedy po kolei znosili kolejne pudła do salonu, na popołudnie zamówiona była już choinka, teraz wystarczyło zająć się dekorowaniem domu. Kiedy drabina stanęła na środku salonu, a Adam wdrapał się na sam jej szczyt, po schodach zbiegł Cosmo, a za nim podążał zaspany Lance, zdecydowanie ubrany w za dużą koszulkę Keitha i puchaty szlafrok, wcześniej zapewne należący do Clare. Kiedy zobaczył dwóch mężczyzn kręcących się koło drabiny, przystanął na chwilę, przetarł oczy, po czym wzruszył ramionami i wrócił do swojej wędrówki do kuchni, z której po jakimś czasie wyniósł butelkę z sokiem pomarańczowym oraz kupione poprzedniego dnia słodkie bułki. Zapowiadało się śniadanie w łóżku. Takashi i Adam tylko wymienili się uśmiechami. Wszyscy mieli wolne, mogli robić co chcieli, szczególnie że rodziców nie było w domu.

The End or The Beginning - Garnizon HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz