Miłosny trójkąt..?

125 8 10
                                    


Hej! Jak zwykle piątek, jak zwykle rozdział :D

Życzę przyjemnego czytania! :D


Następny dzień zaczął się dziwnie cicho. I u nich w domu i w szkole. Keith i Clare trzymali się ze sobą bardzo blisko, co przypominało trochę ich początki w szkole. Podczas przerwy na lunch, nawet nie spojrzeli na swoich przyjaciół, tylko wyszli na zewnątrz. Keith między jednym gryzem kanapki a drugim, szkicował zamyślony profil Clare, kiedy ta, opierała głowę na dłoni i spokojnym wzrokiem wpatrywała się w horyzont. Myślami była bardzo daleko, a jedynym, który mógł ją dosięgnąć, był właśnie jej brat. 

Latynosowi zaczynało brakować tej dwójki. Nie było porannego zrzędzenia, porannych przytyków, zmęczonego spojrzenia fioletowych tęczówek. Przy obiedzie Clare nie kłóciła się z Hunkiem o przepisy na najlepsze klopsiki, a Keith nie zrzędził, że znowu podają coś, co pewnie powinno być zabronione i zaklasyfikowane jako broń biologiczna. Hunk grzebał niemrawo w talerzu, Pidge zniknęła totalnie w swoim świecie kodów komputerowych, a on słuchał, jak Allura zachwyca się tym, co odkryła tego dnia w szkole.

Lance spojrzał na swoje jedzenie i jakoś go zemdliło. Żołądek skurczył się i zawiązał w węzeł. To wszystko było nie tak. Nie tego przecież chciał. Pidge rozmawiała przez chwilę ze smutnym wyrazem twarzy z Clare, kiedy wymieniały książki, ale w klasie obie milczały. Hunk podsunął Clare przepis na swój ukochany chleb bananowy, za co podziękowała mu smutnym uśmiechem. Lanca i Allurę natomiast traktowała jak powietrze. Nawet jak patrzyła, to jakby przez nich. To było dziwne uczucie. Jakby jego świat rozpadał się na kawałki. Może i uśmiechał się szeroko i starał flirtować z Allurą, ale wiedział, że uśmiech nie dosięga jego oczu. Keith pewnie by to zauważył i zapytał o co chodzi. Gdyby tu był. Ale wolał siedzieć ze swoją siostrą na zewnątrz. Lance chciał być o to zły, naprawdę chciał, ale nie potrafił. Bo znał Clare aż za dobrze, znał ją, kiedy była sobą, prawdziwie szczęśliwą dziewczyną z szerokim uśmiechem i sercem na dłoni. I widział jej załamanie, słyszał jej krzyk, jakby ktoś wyrwał jej duszę z ciała. Dosłownie zmieniała się na jego oczach, a on mógł tylko patrzeć na to wszystko z boku, bo nie potrafił jej pomóc. Jedyne co potrafił, to słuchać Keitha, kiedy siedzieli na szkolnym dachu, a czarnowłosy wyrzucał z siebie wszystkie dręczące go myśli. Lance nie wiedział dlaczego, ale wtedy jego świat kurczył się tylko do nich dwóch na tym dachu. Było im dziwnie dobrze we dwójkę, ramię przy ramieniu, wiatr we włosach i otaczający ich spokój. Ciche słowa Kietha, albo milczenie, które wręcz krzyczało, jak bardzo jest źle. Doskonale pamiętał zapach czarnowłosego, zapach jego skóry, jego włosów, jego perfum... Ile by dał, żeby znowu móc poczuć ten zapach z tak bliska, kiedy czarne kosmyki niemal muskały jego policzek, szarpane przez wiatr, kiedy Keith trzymał głowę między kolanami podciągniętymi do piersi i starał się nie rozsypać na kawałki. Ile by dał, żeby zabrać od niego ten ból. Ale nie zrobił nic, jak zwykle. Bo nie mógł, bo nie powinien. Nie powinien czuć tego, co czuje. Przecież Keith był chłopakiem. A Lance nie raz słyszał, że on przecież taki nie jest. Że ma być mężczyzną. Inni chłopcy to jego rywale. Tylko że Lance nie był szczęśliwy, kiedy traktował źle czarnowłosego. Tak rozpaczliwie chciał go przytulić, a jedynie mocno ściskał swoje własne nogi przy piersi, stykając się z Kogane ramionami, żeby dać mu znać, że on jest obok, że go wysłucha. Że go nie zostawi...

Cóż, okłamał ich obu.

Odstawił czarnowłosego na bok, kiedy tylko pojawiła się Allura.

Ale ona była ważniejsza, prawda? Była śliczna, miła, urocza... Była dziewczyną.

Była dziewczyną.

Dziewczyną.

Nie chłopakiem.

The End or The Beginning - Garnizon HighOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz