3. Koszmar.

1.8K 54 51
                                    

Siedziałam na zimnej podłodze w domu próbując zachować jakikolwiek spokój.

Chociaż średnio mi to wychodziło.

Odkąd Oscar przywiózł mnie i Kiarę ze szkoły, siedzieliśmy w moim pokoju i staraliśmy się ogarnąć tą pojebaną sytuację.

Patrick Seward, czyli gwiazda dzisiejszego wieczoru, to mój były chłopak. Był moją pierwszą miłością, a że życie to nie film, to nie wyszło to tak, jak chciałam. Chłopak był w stosunku do mnie bardzo natarczywy i często zmuszał mnie do aktywności seksualnych. Jeśli choć spróbowałam się mu postawić, obrywałam i nie było to łatwe do zniesienia.

Patrick traktował mnie jak szmacianą laleczkę, dosłownie, musiałam być na każde jego zawołanie. Nigdy nie obchodziło go to, jak ja się czuję i czego ja chcę. Nie liczył się z moim zdaniem na jakikolwiek temat. Jeździł po mnie jak po szmacie, wykorzystywał i zostawiał. A ja w tym tkwiłam, bo miałam piętnaście lat, byłam ślepo zakochana i przekonana, że to właśnie tak wygląda prawdziwy związek.

Cóż, wzorców z domu innych nie miałam, więc trudno się dziwić.

Patrick nie wiedział o mnie niczego, nigdy nie interesowała go moja przeszłość, czy zainteresowania. Wiedział jedynie, że coś się kiedyś stało, bo wzdrygałam się na każdy jego dotyk.

I tak naprawdę wzdrygałam się na dotyk każdego, oprócz dziewczyn i rodziny. Nie była to wina Patricka, lecz trauma z dzieciństwa, jeśli można to tak nazwać.

A teraz mój koszmar wracał, a ja cholernie się tego bałam, bo wiedziałam, że jestem na to zbyt słaba.

Do rzeczywistości przywrócił mnie dzwonek do drzwi. Oscar i Kiara popatrzyli na siebie, a ja wstałam na trzęsących się nogach z podłogi.
Zastanawiałam się kogo tu niosło po południu. Mama przecież była dziś w pracy do późnej nocy.

Otworzyłam drzwi, a przede mną stał w pełnej okazałości Calvin.

- Czego chcesz? - zapytałam chłopaka szybko odwracając się tyłem do drzwi, by szatyn nie widział mojej spuchniętej od łez twarzy. Bardzo nie lubiłam, gdy ktokolwiek widział, jak płaczę, a już zdecydowanie nie chłopak, który śmieje się ze mnie na każdym kroku.

- Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę. Nawet się nie przywitasz? - zapytał zaczepnie jak zwykle Calvin, a ja mimo, że nie widziałam jego twarzy, mogłabym przysiąc, że uformował się tam uśmiech pełen kpiny.

- Naprawdę nie mam humoru. Po co tu przyszedłeś? - zapytałam ocierając chłodnymi dłońmi moje powieki i odwróciłam się do niego przodem. Chłopak zmarszczył brwi uważnie przyglądając się mojej twarzy. Po chwili jednak włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej przedmiot.

- Kiara zostawiła na stoliku w szkole twój telefon. - powiedział już bez żartobliwego tonu, a całkiem poważnie i wyciągnął dłoń w moją stronę. Odebrałam od niego swój telefon i przez przypadek dotknęłam też jego ciepłej dłoni. Klasycznie, cofnęłam szybko rękę, wzdrygając się.

- Dziękuję. - wymruczałam pod nosem nie chcąc, żeby Calvinowi wybujało od tego ego.

- Co tam mówisz? - zapytał z ogromnym, zwycięskim uśmiechem i włożył ręce do kieszeni. Pokiwałam tylko przecząco głową i lekko się uśmiechnęłam. Chłopak szedł kilka kroków tyłem, po czym odwrócił się i wsiadł do czarnego mercedesa. Zamknęłam drzwi wejściowe i wróciłam na górę.

- Kto to był? - zapytała mnie Kiara, gdy tylko weszłam do pokoju.

- Calvin. Przyniósł mi telefon, który zostawiłaś na stoliku, idiotko. - powiedziałam z udawanym przekąsem, na co Kiara wybuchła śmiechem.

Beginning of the endOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz