ROZDZIAŁ 7

945 49 68
                                    

ROZDZIAŁ 7


„Jak ma się zamknięte oczy, straszne rzeczy wydają się jeszcze straszniejsze".

[Tove Jansson – Kometa nad Doliną Muminków]


- Sądzę, że powinnaś porozmawiać ze swoim kochankiem, Ast – oświadczył opadając z gracją na jeden z eleganckich wiktoriańskich foteli. - Zdaje się, że nie ceni swoich przyjaciół na tyle, by w ogóle przejmować się ich losem. Bez wyrzutów sumienia naraża Granger na niebezpieczeństwo i wysyła na przesłuchania.

Nie powinien był tego mówić, ale gdzieś po powłoką skóry wciąż tliła się u niego złość. Nie spodziewał się po Potterze zbyt wiele, ale w tej sytuacji niemal poczuł się chory. Nie dość, że niespecjalnie padł trupem na wieść, że Granger oberwała klątwą, to jeszcze bardziej interesowało go, czy była to klątwa z pogranicza czarnej magii. Granger mogła dogorywać na jego rękach, a ten imbecyl zastanawiał się, kto ją czymś potraktował. Gdyby to Narcyza okazała się celem podobnego zaklęcia, poruszyłby niebo i ziemię, żeby ją wyzwolić spod jego działania, potem zająłby się nią odpowiednio, dostarczając wszystkiego, czego mogłaby potrzebować w rekonwalescencji. A na końcu potraktowałby rzucającego klątwę tak, jak na to zasługiwał. Tymczasem Potter zachowywał się, jakby ktoś codziennie traktował mu przyjaciół śmiercionośnymi przekleństwami.

- Słyszałam, że oberwała Ardenti Intus... - powiedziała Astoria i uniosła filiżankę earl greya do ust. Jej wyraz twarzy był nieprzenikniony.

- Jeszcze kwadrans, a teraz już wywoływałby jej pośmiertny portret – podsumował Draco, rozpinając płaszcz i ściągając niedbale szalik z szyi.

To było cholerne szczęście, że był w Hogsmeade. Podejrzewał, że gdyby nie to, naprawdę z Granger mogłoby być krucho. Kiedy usłyszał łoskot upadającego ciała, wiedział że coś się stało. Przez jedną kosmicznie długą sekundę miał ochotę odejść. Po prostu zignorować ten dźwięk, przyspieszyć kroku i zniknąć stamtąd, jakby zupełnie niczego nie zarejestrował. Niestety coś głęboko wewnątrz jego jestestwa mu na to nie pozwoliło. Może to dobrze, inaczej właśnie Potter chowałby swoją przyjaciółkę.

- On ją kocha na swój sposób, ale chyba jest tak przyzwyczajony, że ona mu matkowała, więc nie potrafi matkować jej – usprawiedliwiała go Astoria, na co miał ochotę parsknąć niewesołym śmiechem. - Przez cały ten mroczny okres po prostu utrzymywała obu przy życiu. Gotowanie, pranie, nawigowanie, czary ochronne, unikanie szmalcowników, poszukiwania horkruksów.

Kiedy podbiegł, jej brązowe oczy były rozszerzone. Nie mrugała, usta miała lekko uchylone i nieznacznie sine. Jeden rzut oka i wiedział. Wszyscy Śmierciożercy znali Ardenti Intus. Była alternatywą do Avady. Trzeba było tylko ją rzucić i poczekać, aż mózg wytworzy odpowiednie wrażenie – uczucie płonięcia wewnątrz. W końcu z przeciążenia mózg ofiary umierał. Zdjął rękawiczkę tylko po to, żeby stwierdzić, że skóra Granger zaczęła chłodnąć. Miała zadziwiająco miękki policzek. Delikatnie zaróżowiony, gładki. I rzęsy, tak cholernie długie, jakich nigdy w życiu nie widział. Na pewno to nie był żaden czar ani specjalny tusz.

- Świetnie, wiem to, opowiadał mi to już wiele razy. – Otrząsnął się ze wspomnień i rozejrzał za trunkiem. Potrzebował czegoś mocnego, zdecydowanie. - Dostaję mdłości jak słyszę kolejne wojenne historie. Na przykład tę, jak się zmieniali w pracowników Ministerstwa, żeby ukraść Umbridge naszyjnik. Albo jak rzucili Imperiusa na goblina, żeby Granger mogła udawać ciotkę Bellę. Wszystko jedno. Po prostu nie chce mi się patrzeć na to, jak idiotycznie się zachowuje wplątując w to wszystko Granger.

Wiatr Północy - część I - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz