ROZDZIAŁ 14

913 52 12
                                    


ROZDZIAŁ 14

W ogóle niech mi będzie wolno poradzić pani,
Małgorzato, niech się pani nigdy niczego nie boi.
To rozsądne".

[M. Bułhakow -"Mistrz i Małgorzata"]


Londyn 1810

Skórzana rękawiczka na jej ustach blokowała jej także drogi oddechowe. Siła, z jaką została uciszona, przerażała ją do tego stopnia, że dalej dziwiła się swojej przytomności. Widziała przed sobą zabójcę wciąż dźgającego sztyletem martwego już bez wątpienia Andersona.

Zdecydowany ruch, pociągnięcie do tyłu i jej plecy uderzyły w ciepłą i twardą klatkę piersiową. Minimalne rozchylenie palców w rękawiczkach, które spowodowało, że na moment jej nozdrza złapały powietrze. Powietrze przesycone zapachem ziemi, sosny, piżma, tytoniu. Męską wonią z odrobiną mięty.

Malfoy.

Kolejny krok w tył, jeszcze następny. Ciągnął ją mocno, ale nie tak, by straciła grunt pod stopami i narobiła zamieszania. Jeszcze jeden krok i nagle znaleźli się na ulicy. Puścił ją i odwrócił twarzą do siebie. Wzięła ogromny haust powietrza, prawie się zakrztusiła. Jego jasne oczy skanowały jej twarz szybko i skutecznie. Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę targu. Szedł równo, nie zwalniając kroku i nie odwracając się. Hermiona zaciskała zęby z taką siłą, że obawiała się ich pęknięcia. Gdy nie mogła robić już tego mocniej, zaczęła przygryzać wargę aż do krwi. W głowie chaos myśli i obrazów wirował, nie dając jej wytchnienia.

Nawet nie pamiętała jak wsiedli do dorożki i przejechali pod tylne wejście rezydencji na Grosvenor Square. Zatrzymali się w niewielkim ogrodzie, doskonale osłonięci krzewami róż, niewidoczni dla nikogo, kto patrzyłby na nich przez okno. Malfoy wreszcie zwolnił kroku, zatrzymał się, chwycił Hermionę za nadgarstki i powiedział cicho:

- Krwawisz.

Dopiero wówczas poczuła, że w ustach ma posmak krwi z przegryzionej zębami wargi. Wpatrywała się w jego koszulę niewidzącym wzrokiem, wciąż błądząc w umyśle labiryntem wspomnień tego popołudnia. Od sztyletu z ciemnobrązową rękojeścią, przez rozbryzgującą się na kocich łbach krew, po strach ściskający pierś i uniemożliwiający wzięcie głębszego oddechu. Nie mogła podnieść wzroku, nie potrafiła.

Jego zapach trochę ją uspokajał, jakby już potrafiła skojarzyć go z czymś względnie bezpiecznym, ale nadal nie mogła pozbyć się widoku morderstwa sprzed oczu. Czym innym było oglądanie martwej lady Bulstrode, a czym innym samego aktu zabójstwa. Tak nieoczekiwanego w świetle dnia. Tak brutalnego bez jakiegokolwiek wyjaśnienia.

- Granger – odezwał się ponownie, dużo łagodniej, jakby przemawiał do dziecka. – Wróciliśmy do domu. Jesteśmy już w Mayfair. Nic ci nie grozi. Nie mogliśmy pomóc baronowi, był już... nieżywy.

- Martwy – powiedziała ochryple Hermiona, wciąż patrząc na guziki jego koszuli, w nieskończoność analizując ruchy ręki jednego z zabójców. Jak bez wahania zatapiał ostrze w ciele człowieka. Bez skrupułów. – Martwy.

- Granger, popatrz na mnie – poprosił i dotknął jej ramion.

Łzy same wezbrały się w jej oczach. Nie chciała ich, wolała poczekać aż znajdzie się w cichych ścianach własnej sypialni. Sama, bez świadków. Próbowała się wyrwać, czując jak pierwsze krople toczą się po policzkach. Przytrzymał ją mocniej, aż poniosła wzrok. Kolejna porcja łez wydostała się na policzki.

Malfoy sapnął na ten widok. Coś w jego twarzy wyostrzyło się. Jakaś wewnętrzna surowość, chłód, opanowanie.

- Nie wolno ci blokować tych emocji – powiedział prawie lodowato. – Musisz je wypuścić.

Wiatr Północy - część I - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz