ROZDZIAŁ 25

979 58 23
                                    


ROZDZIAŁ 25


„Postanowiłem zostać w łóżku do południa. Może do tego czasu szlag trafi połowę świata i życie będzie o połowę lżejsze."

Charles Bukowski


Siedzieli w wąskim korytarzu ściśnięci, smutni, niepewni, oczekujący. Hermiona starała się uporządkować chaos jaki panował wokół nich i w jej własnej głowie, ale nie było to łatwe. Wstała i przystanęła przy oknie wpatrując się w zasnuty szarością krajobraz. Drzewa i ulica lśniły od kropel deszczu, raczej przywodząc na myśl ponure jesienne dni, aniżeli radosną wiosnę.

Gdy tylko porozmawiała z Neville'm zrozumiała, że Millie wcale nie kierowała się zazdrością i poczuciem zranienia, a przynajmniej nie tylko. Jak więc mogłaby zabić ojca, do którego była tak przywiązana? Jak mogłaby choć pomyśleć, aby scedować swoje winy na tego biednego człowieka? Bulstrode stracił już wystarczająco wiele, by stracić też własne życie. Millie zabrała mu ukochaną żonę (choć może niewierną i kłopotliwą, to bezsprzecznie kochaną przez niego), wplątała go w skandal (wszystkie oczy zwróciły się nagle na posiadacza ingrediencji, ujawniając jego sekrety i czyniąc z niego człowieka na świeczniku, czego na pewno nie chciał; większość, jeśli jeszcze tego nie wiedziała, to już została poinformowana, że sprzedawał różne, nawet nie do końca legalne składniki do eliksirów na różnych rynkach zbytu), a w dodatku chciała zrobić z niego mordercę.

Hermiona nie myliła się wszakże w jednym: prawdziwym powodem nadal pozostawał brak miłości, ale nie matki czy ojca do Millie, a właśnie Millie do wszystkich innych. Najwyraźniej nie była zdolna do miłości, nie mogła wykrzesać z siebie takich uczuć.

Gdy poznała treść korespondencji między nieświadomym niczego Longbottomem, a Millie - wiedziała, że ma niewiele czasu. Straciła kilka cennych minut z Ginny. Gdy posłała Patronusa Harry'emu i właściwie od razu dostała jego odpowiedź, że lord Bulstrode został przytransportowany do Munga – zorientowała się, że Ginny płacze. Z początku sądziła, że to łzy rozpaczy, bo gdy sama zerknęła za szybę poczty, zobaczyła Theo Notta obściskującego i całującego gorąco jakąś nieznajomą blondynkę. Ale Ginny nie płakała ze smutku, ona płakała z wściekłości. Ruszyła do wyjścia, a potem ścieżką, podbiegła do pary kochanków, ogłuszyła czarownicę, a następnie potraktowała Theo potężnym Upiorogackiem i jeszcze potężniejszym kopem między nogi. Hermiona wiedziała, że teleportacja do szpitala była nieodzowna – nie tylko musiała przekazać czym Millie otruła ojca, ale też dopilnować, aby ktoś opatrzył Notta.

Pojawili się chyba w ostatnim momencie. Lord Bulstrode wyglądał źle, jakby już odchodził z tego świata. W desperacji krzyknęła tylko, że to cykuta. Nic więcej nie mogła zrobić. Magomedycy skinęli głowami i zabrali lorda, by podać mu antidotum. Czy nie spóźniła się zanadto z tą wiadomością? Czy Bulstrode wyjdzie z tego? Jak przeżyje utratę nie tylko żony, ale też córki?

Harry siedział obok Ginny i tłumaczył jej coś szeptem, ale słuchała tylko jednym uchem wciąż emanując wściekłością i chęcią mordu. Nie interesowała się specjalnie tym, co dzieje się z Theo, a raczej żałowała, że nie potraktowała go czymś paskudniejszym. Hermiona rozumiała jej reakcję. Theodor Nott nie zasługiwał na Ginny i może dobrze, że ona już wcześniej planowała ich rozstanie. Dzięki temu tylko upewniła się w swojej decyzji.

- A więc szalej jadowity.... – Hermiona usłyszała za sobą głos Draco, a wszystkie jej włoski na karku uniosły się i stanęły dęba. Oddech stał się płytszy, tętno przyspieszyło. – Dzięki tobie ma szansę, Granger. I nie będzie nikogo, kto ci za to podziękuje.

Wiatr Północy - część I - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz