ROZDZIAŁ 11

955 46 38
                                    


ROZDZIAŁ 11


„Świat podobny jest do amatorskiego teatru;
więc nieprzyzwoicie jest pchać się w nim do ról pierwszych,
a odrzucać podrzędne.
Wreszcie, każda rola jest dobra,
o ile grać ją z artyzmem i nie brać zbyt poważnie".
[Bolesław Prus - Lalka]


Londyn 1810

Muzyka rozbrzmiewała w każdym zakamarku sali balowej, czysta i bajeczna, jakby oplatała niewidzialnym woalem wszystkich uczestników zabawy. Lady Forstenberg, która jako pierwsza zaprosiła nowego księcia i jego małżonkę, rozpływała się w uśmiechach i ukłonach, świadoma że będzie na ustach całej socjety. Wieść o pierwszym balu lady Diany i księcia Malfoya lotem błyskawicy obiegła miasto i zapewne z rana brukowce uprzejmie doniosą, że młodzi bawili się przednio.

Kiedy Hermiona i Malfoy stanęli przed drzwiami wejściowymi, anonsujący ich lokaj donośnie zapowiedział:

- Jej Wysokość Diana i Jego Wysokość Gabriel Malfoy, książę Northwind.

Zanim mogła zareagować, pociągnął ją stanowczo do wejścia, by powitać gospodarzy. Kurtuazyjne podziękowania i zapewnienia utrzymania prominentnych kontaktów trwały w nieskończoność, ale gdy wreszcie wpuszczono ich do głównej sali, Hermiona nie omieszkała stwierdzić kwaśno:

- Książę Northwind! I mam uwierzyć, że nie ma to nic wspólnego z Wiatrem Północy, prawda?

Niewiele można było zakładać z góry, jeśli chodziło o Malfoya, ale ta jedna rzecz, jedno wspomnienie, było oczywistym przytykiem do ich spotkania w sklepie z eliksirami. Jednocześnie była tak samo pewna, że Malfoy zwyczajnie wyprze się wszystkiego w sposób, w jaki tylko Ślizgoni potrafią.

Rozglądała się wokoło, wychwytując eleganckie stroje, migoczące świece, uginające się pod tonami jedzenia stoły i nęcące akordy ciężkich perfum. Wyraźnie czuła pod warstwą satynowej rękawiczki ciepło ramienia Draco. Było to uciążliwe i niespotykane. Nie chciała go dotykać, a mimo to przeróżne sytuacje wręcz wymuszały ich kontakt cielesny w najmniej oczekiwanych momentach. Nigdy nie chciała dopuszczać Malfoya tak blisko siebie i nie spodziewała się, że będzie do tego kiedykolwiek zmuszona. Gdyby dostatecznie przemyślała wszystkie niuanse pojawienia się u jego boku jako jego żona, prawdopodobnie znalazłaby wiele więcej punktów, by wpisać je do tabeli opatrzonej nagłówkiem „przeciw". Ale czy w ogóle miała wybór, by nie przenosić się do przeszłości? Z pewnością nie. Musiała więc skupić się na tym, po co ją tutaj przysłano i zapomnieć o niewygodach bycia trzymaną przez Malfoya pod rękę. Nie czuła się z tym swobodnie, wszystkie jej wnętrzności spinały się wraz z każdym jego dotykiem, każdym muśnięciem, każdą bliskością.

- Nikt nie każe ci w nic wierzyć, Granger – szepnął i posłał jej ironiczne, lecz zarazem rozbawione spojrzenie. – Myśl co chcesz.

- Diano! – poprawiła go od razu, rzucając okiem na jego profil. Wyróżniał się tutaj jeszcze bardziej swoim jasnym obliczem. – Jesteś takim draniem, Malfoy! Powinniśmy się rozdzielić. Spróbuję dołączyć do dam i dowiedzieć się czegoś na temat kamienia.

Hermiona miała na sobie suknię bogato wyszywaną złotą nicią, która eksponowała jej dekolt. We włosy wplecione były żywe kwiaty i klejnoty, więc przy każdym ruchu światło świec igrało w nich i sprawiało, że wyglądała jak nimfa. Pierwszy bal obkupiony był bezsenną nocą. Hermiona ostatnio tak się denerwowała podczas pogoni za horkruksami.

Tuż po zwiedzeniu całej swojej rezydencji z gospodynią, Hermiona i Malfoy zjedli pyszną, wytworną kolację, po której udali się osobiście do kucharki, by jej podziękować. Kobieta wręcz rozpływała się z zadowolenia, doświadczając takiej nobilitacji. Potem nałożyli zaklęcie konfundujące na korytarz, przy którym znajdowały się ich prywatne oddzielne sypialnie. Magia w niektórych przypadkach musiała zostać zamanifestowana, by ich tożsamość pozostała bezpieczna. Tuż po przekroczeniu progu udali się do gotowalni i wrócili do czasów obecnych tak, jakby po prostu wjechali windą na wyższe piętro w Ministerstwie Magii. Hermiona odetchnęła z ulgą, gdy udało im się bezpiecznie postawić stopy w Sali Czasu. Croaker czekał na nich i musieli spędzić jeszcze ponad godzinę na zdawaniu szczegółowego raportu. Profesor wydawał się być zafascynowany dosłownie wszystkim, o czym mówili. Potem każde z nich poszło swoją drogą – Malfoy wsiadł do ministerialnej windy, a Hermiona zdecydowała się zejść po krętych schodach do wyjścia. Każde z nich ukryło się pod zaklęciem kameleona, by nikt nie dopatrzył się czegoś dziwnego w ich obecności w Ministerstwie. Nazajutrz Hermiona spotkała się z Harrym na lunchu i zapewniła go, że wszystko u niej w porządku. „Tak, Harry, jest dobrze. Zamierzam się zająć moim naukowym projektem w wolnym czasie, więc mogę nie odpowiadać na twoje sowy, jeśli dopadnie mnie badawczy szał". Uwierzył, dlaczego miałby nie? W końcu nie na darmo była Hermioną Granger.

Wiatr Północy - część I - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz