EPILOG

1.3K 78 53
                                    


EPILOG


Świt spłynął z nieba szybciej, niż Harry chciałby otworzyć oczy w swoim wygodnym łóżku. Odcienie różu mieszały się z czernią nocy i szarościami wstępującego na podium poranka, by wskrzesić nowy dzień.

Zapach bajgli unosił się nad chodnikiem, gdy Harry wędrował w umówione miejsce. Dwa komplety filiżanek w pudle grzechotały zapraszająco, jakby manifestowały sielskość poranka i zwiastowały nadchodzącą przyjemność w postaci czarnej kawy. Tym razem powinien zmniejszyć pudełko, nauczony doświadczeniem, że Malfoy zabronił mu tego z czystej ślizgońskiej złośliwości. Nie użył czarów jednak, woląc nie łamać schematów.

Jego humor nie był wcale szampański. Wydarzyło się coś, co zachwiało nim samym i dobitnie pokazało mu, że wciąż potrzebuje pomocy swojego dawnego antagonisty. Gdy na scenę wkraczało zło, Malfoy rozpoczynał swój taniec wśród oparów czarnej magii, trujących eliksirów i starych zakazanych woluminów, a trybiki w jego mózgu podejmowały niestrudzony wysiłek, by rozwiązać zagadkę. Każdy drobny szczegół, każdy ledwo widoczny ślad – wszystko to miało znaczenie, a przynajmniej mogło je mieć. Harry nigdy nie był specjalnie cierpliwy i zbieranie dowodów nużyło go bardziej niż zajęcia z Historii Magii w Hogwarcie. Draco Malfoy jednak odnajdywał się w tym wyśmienicie, niczym wirtuoz chwytający w swoje dłonie instrument.

Skręcił w odpowiednim miejscu i po chwili znalazł się tam, gdzie zwykli się umawiać. Tam, gdzie nikt się nie zapuszczał. W miejsce odludne, opuszczone i zapomniane. A Draco Malfoy już tam stał, obserwując kapliczkę i jaśniejące nad nim niebo.

- Malfoy – rzucił w ramach przywitania Harry. – Oto twoje cholerne dwa komplety. Proszę!

Wciśnięcie pudełka w dłonie Draco nie było wcale takie łatwe. Harry stał z wyciągniętymi przed siebie dłońmi, marząc o rzuceniu w Malfoya pakunkiem i ucieczce. Ale szkoda mu było tak ładnej i kruchej porcelany. Tymczasem Malfoy jakby specjalnie, na przekór, obserwował dłuższą chwilę twarz Wybrańca i dopiero po wyraźnych oznakach zniecierpliwienia na jego obliczu, zdecydował się przejąć całość.

- Masz zamiar dać jeden Hermionie? – spytał Harry, złośliwie mrużąc oczy. – Brała udział w dochodzeniu i może nawet była skuteczniejsza niż ty sam.

Malfoy odłożył pudło na bok i rozpiął płaszcz. Wiosenny wiatr zaczął pieścić mu włosy.

Wokół rosły krokusy – swoją fioletowością nadając dawnemu cmentarzowi ofiar zarazy w Spitalfields wrażenie baśniowości.

- Prawdopodobnie dostarczę jej komplet poprzez skrzata, Potter – odparł ze znużeniem. – Ale nie wykluczam, że nie spodoba jej się sposób, w jaki kończę każde dochodzenie...

- Po prostu każesz mi kraść filiżanki z domów morderców – podsumował Harry i założył ręce na piersi. – Faktycznie Hermiona może nie być szczęśliwa, że w ten sposób wynagradzasz swoje wybujałe ego po sukcesie. Ale nie wiem, w sumie razem robiliśmy wiele nielegalnych rzeczy w szkole, więc może mieć sentyment.

Malfoy parsknął.

- Będę potrzebował cię niebawem – rzucił po chwili wahania Potter. – Właściwie to jakby teraz. W sumie dzisiaj, teraz, zaraz.

Draco uniósł brwi i na jego twarzy wykwitł złośliwy, impertynencki uśmieszek.

- Świetnie, Potter! Nawet nie dałeś mi się ponudzić, co jak sądzę jest wyraźnym znakiem, że twoja aurorska kariera nie jest w stanie obejść się beze mnie.

Harry udał, że tego nie słyszał. Przestąpił z nogi na nogę i odwrócił się, by odejść.

- Wysłałem już sowę Hermionie, więc spotkamy się w drodze.

- Co? – warknął Draco, a jego twarz natychmiast się wydłużyła. Oczy zrobiły się ciemnoszare, zasnute złością i zaskoczeniem. – Granger nie będzie brała w tym udziału. Jeżeli jest to niebezpieczne, to na pewno rozumiesz, że nie jest to sprawa dla niej. Nie pamiętasz już, jak Millie chciała ją zabić? – mówił równym, niskim głosem. - Wystarczyłaby sekunda na zmianę zdania i Millicenta posłałaby jej w plecy Avadę zamiast Ardenti Intus!

Odległa wieża zegarowa dała o sobie znać wybijając godzinę. Dudnienie dzwonu otaczało ich ze wszystkich stron.

- Wiem, tak, oczywiście masz rację – przyznał Harry, przystając w miejscu i uważnie lustrując twarz Malfoya, jakby szukając w niej odpowiedzi na niezadane dotąd pytania. – Ale to jest Hermiona. Jeśli się na coś uprze, to nikt jej od tego nie odwiedzie. Nikt nawet nie odważy się próbować. Możesz, rzecz jasna, pójść do niej i zabronić jej udziału, ale jestem przekonany, że potraktuje cię tą swoją ciemną stroną osobowości. Potrafi być harpią, gdy tego chce.

- Zazwyczaj jest harpią, Potter – sprostował Malfoy z niezadowoleniem. – Po prostu wycofaj jej licencję. Powiedz, że nie wolno ci mieć dwóch konsultantów. Wymyśl coś.

Harry'ego nie zwiódł niemal nonszalancki ton Malfoya. Starał się utrzymać fasadę spokoju i równowagi, ale wyraźnie pod płaszczykiem opanowania czaiło się zaniepokojenie i wzburzenie.

- Czemu?

- Bo to niebezpieczne! – odparował szyderczo. – Nie chcesz chyba, żeby coś jej się stało?

- Nie, nie chcę i widzę, że ty też nie, ale nie wycofam żadnej licencji, Malfoy. Potrzebuję Hermiony, tak samo jak ciebie. Oboje doskonale się uzupełniacie w śledztwach i wydaje mi się, że to połączenie przynosi lepsze rezultaty. Zresztą ona się nie zgodzi, by zostać odsunięta. Sama prosiła mnie o informację, gdy obejmę kolejną sprawę i właśnie nadszedł ten moment. Jest częścią mojego zespołu i nią pozostanie.

Draco zacisnął szczękę. Tłumienie w sobie uczuć nie było czymś, co Harry rozumiał. Zwykle nie potrafił tak ukrywać tego, co czuje. Wybuchał jak fajerwerki w Nowy Rok, ale dzięki temu jego stabilność psychiczna nie chwiała się w posadach.

Malfoy wyprostował się i odetchnął. Wyraźnie jego proces myślowy dobiegł końca i wyciągnięte zostały jakieś wnioski. Harry czekał, choć nie miał zbyt wiele czasu. Kolejna sprawa była niepokojąca i potrzebował skupić się na niej.

- Wiem, że nie można jej zatrzymać. Nie można zabronić jej być sobą – mruknął cicho, nie kryjąc rozgoryczenia. - Dobrze. Będę gotowy.

Harry przekrzywił głowę i spojrzał Malfoyowi w twarz. Z jakichś powodów czuł, że Draco nie mówi tylko o ich rychłym spotkaniu w sprawie nowego śledztwa.

- Gotowy na co?

- Cóż – parsknął niewesoło i uniósł jedną brew w kpiarskim wyrazie – najwyraźniej na wszystko, Potter.

Harry przez chwilę gapił się w milczeniu. Posłał mu szybki uśmiech. Taki, który mógł być przywidzeniem, jeśli byłoby to wygodniejsze. Odetchnął głęboko wiosennym, cieplejszym powietrzem i ruszył w stronę wyjścia. Starał się nie rozdeptać krokusów.

Gdy był już przy ulicy, zerknął przez ramię. Malfoy nadal stał przy kapliczce, z głową uniesioną do słońca, rękami w kieszeniach spodni i zamkniętymi oczami.

Wszystko wydawało się być poprzestawiane, a jednak na miejscu. Inne, a właściwie takie samo. Harry dobrze wiedział, że bywają noce, gdy wilki milczą i tylko księżyc wyje. I rozumiał, że czasem po prostu tak bywa. 



______________


Raz jeszcze dziękuję Wam za obecność, komentarze i lekturę :). Do zobaczenia za miesiąc, może dwa :).

Ściskam ciepło!
B.O. 

Wiatr Północy - część I - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz