ROZDZIAŁ 4

1.7K 58 34
                                    

ROZDZIAŁ 4


„Świat to trudne miejsce (...). Jemu nie zależy. Choć nie żywi nienawiści do ciebie i do mnie, nie darzy nas też miłością. Dzieją się na nim rzeczy straszne, których nikt nie potrafi wytłumaczyć. Dobrzy ludzie umierają w zły, bolesny sposób i pozostawiają tych, co ich kochali, całkiem samych."
[Stephen King – Lśnienie]


Angielska wieś nigdy tak naprawdę nie zasypiała. Krańce nocy rozpływały się w świcie, gdy opary poranka wspinały się po niebie. Szachownica pól i lasów, delikatna wędrówka dymu z palonych ognisk lub kominów, donośny szczek psów i barwna łagodność klimatu kolejny raz zachwyciła Hermionę tak, że znakomite paryskie wspomnienia bladły.

Widok za oknem wzruszał jej zatwardziałą, praktyczną naturę. Zgryzła wargę i objęła się ciaśniej ramionami. Po drugiej stronie szyby Draco Malfoy pochylał się z wdziękiem nad wiekową studnią. Otulona mgłą trawa tworzyła złudzenie białego dywanu, w którym ginęły jego eleganckie i zapewne diabelnie drogie buty. Blada twarz zlewała się z jasnymi włosami, od których ostro odcinała się czerń kołnierza płaszcza. Oddech zmieniał się w obłoczki pary, wirujące w chłodnym powietrzu.

Jego obecność w tamtym miejscu wcale nie dziwiła. Hermiona doskonale wiedziała, że tam pójdzie, zastanawiała się tylko dlaczego zajęło mu to tyle czasu. Ostatecznie tak czy owak nikt nie byłby w stanie tak szybko oczyścić całej wody z trutki, jeśli rzeczywiście ją tam wrzucono. Nie bez czarów. A czary można łatwo wykryć.

Obserwowała, jak zeskakuje z kamiennej cembrowiny, obchodzi studnię z każdej strony i kuca. Kiedy wstał, z ust wystawało mu źdźbło trawy. Nadawało mu to groteskowo niesforny wygląd. Prócz tego, rzecz jasna, w jakiś przedziwny i niewytłumaczalny sposób pasowało mu. Niech go szlag!

Źdźbło zadrżało, kiedy ponownie wskoczył na cembrowinę i wprawił w ruch kołowrotek. Rozpięty płaszcz powiewał za nim, jak peleryna. Jej oczom ukazał się czerpak wypełniony wodą. Nie zdejmując rękawiczek Malfoy nabrał nieco wody do fiolki, opuścił czerpak i wciąż żując trawę, zniknął w oparach mgły witającej różowy poranek.

Niech sobie bada, uznała łaskawie Hermiona. Pomijając wszystko inne, zdawała sobie sprawę, że Malfoy nie jest rodzajem partacza, który zniszczyłby próbki. Na pewno dobrze wiedział co robić. Nie robił tego pierwszy raz, stwierdziła. Pozwoli mu na to, choćby dlatego, że on pewnie oczekuje od niej rywalizacji, albo przynajmniej czegoś na kształt wyścigu. Prychnęła pod nosem, zastanawiając się, czy wciąż pamięta te lekcje Eliksirów, kiedy próbował z nią konkurować. To było tak dawno, ale prawie jakby wczoraj.

- Saul Croaker.

Och nie, nie.

Jakby to już nie było wystarczająco złe. A teraz, na domiar złego, w całą sprawę może być uwikłany cholerny Niewymowny.

Hermiona odwróciła się szybko i spojrzała na Millicentę spod zmarszczonych brwi. Sweter zaczął nieprzyjemnie drapać ją w kark.

- Millie, czy ty jesteś pewna? Ten facet pracuje w Departamencie Tajemnic, on... - urwała, gestykulując żywo. Coraz bardziej przygnieciona mentalnie przez napływające do głowy myśli, niemal się ugięła. - Jeśli on... To całkowicie zmienia postać rzeczy! W grę mogą wchodzić tajemnice, Czas i sprawy, o których nie wolno nawet myśleć!

Harry zbladł, a potem poczerwieniał. Zerwał się z miejsca, a następnie przestąpił z nogi na nogę i usiadł na krześle obok. Zapatrzył się w biały gzyms kominka, a potem poderwał głowę i spojrzał niewidzącymi oczyma prosto w oczy Millie.

- Jesteśmy udupieni – zawyrokował. – Jeśli on jej powiedział cokolwiek, jesteśmy już martwi.

Millicenta westchnęła i pokręciła się na krześle. Jej włosy o nieładnym odcieniu ciemnego blondu zafalowały.

- Merlinie, Potter, nie rób z niego takiego imbecyla. Facet jest Niewymownym, tak? Chyba wie, że nie może puścić pary z ust, nawet dla kobiety, która burzy w nim krew. To nie jest jakiś sztubak, tylko poważny, dorosły mężczyzna. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie, kiedy go poznałam. Poza tym moja mama nigdy by nie... - wyartykułowała niepewnie. – On ją zauroczył nie tym, że pracował w Ministerstwie, a nawet nie tym, że był taki tajemniczy. On był artystą, malował obrazy. Moja matka miała zawsze słabość do artystycznych dusz...

- A więc poznałaś go – podłapał z irytacją Harry. – Przed chwilą uparcie twierdziłaś, że widziałaś tylko list. Teraz mówisz, że go poznałaś. Co z tobą nie tak, Bulstrode? Chyba chcesz, żeby winny jej śmierci został pojmany i sprawiedliwie osądzony?

- Oczywiście, że chcę! – zaperzyła się.

- Żeby tak się stało, musisz przestać kłamać – warknął wściekle. - Wszyscy muszą przestać! Mów prawdę, a szybciej to rozwiążemy. Ślizgońska kłamliwa natura nie jest w stanie cię opuścić?

- Harry! – zawołała oburzona Hermiona. – Co w ciebie wstąpiło? – Spojrzała niepewnie na kobietę i poprosiła: - Millie, opowiedz mi o swojej matce. Opowiedz mi wszystko, co wiesz. Co lubiła robić, czym się interesowała, gdzie chodziła, z kim... Z kim spała.

- Nie wiesz o co prosisz, Granger – prychnęła. – W takich rodzinach jak moja nikt nikomu się nie zwierza. Zachodzą obawy, że każde słowo może być opacznie zrozumiane lub wykorzystane, aby skrzywdzić. Jeśli masz słodką, kochającą rodzinkę, to nie zrozumiesz tego! – warknęła, na co Harry już otwierał usta. Hermiona powstrzymała go gestem. To nie był moment, by wtajemniczać Millie w historię rodziny państwa Granger. O ile w ogóle miał kiedykolwiek nadejść taki moment, czego Hermiona nie była wcale pewna, to absolutnie nie była ta chwila. - Wszystkie te malownicze obrazki o wspólnych przyprószonych śniegiem świętach, drogich podarkach, wspaniałych podróżach w dalekie kraje... To wszystko, to tylko ułuda, iluzja! Czystokrwiści w większości przypadków są zimni, wyrachowani, nieufni i egocentryczni. Skąd mam wiedzieć, jaka moja matka była naprawdę? Myślisz, że ja to wiem? Że ojciec wie? Sądzę, że ona sama do końca tego nie widziała. Czasem nawet zastanawiam się czy naprawdę jestem ich córką. No tylko popatrz! Moja matka była piękna, posągowa, ponętna, ja z kolei wyglądam jak skrzyżowanie ojca z wielką kałamarnicą. Ja nie.. Ja..


***

Pub przylegał do ceglanej ściany, odstraszając spróchniałą drewnianą boazerią i brudną szybą wystawową. Ciepły poblask lamp z wnętrza kusił jednak obietnicą zacisznego kąta. To było całkiem dobre miejsce na tego rodzaju spotkanie i nawet jego melonik, prochowiec i czarny smukły parasol nie wyglądały tu osobliwie. Złoty, ozdobny napis na szybie głosił, że w środku można dostać kawę, herbatę, wino, a nawet podwieczorek. Hermiona wątpiła, by nabrali odwagi na jedzenie w tym przybytku. Croaker siedział przy stoliku w głębi, przed sobą miał Proroka, a palec wskazujący uwięził w uszku filiżanki. Aromat malin unosił się wokół niego jak mgła. Zanim się odezwał, z uwagą przestudiował identyfikator Harry'ego, a potem także identyfikator Hermiony.

- Gdzie trzeci? - zapytał uprzejmym, niemal gawędziarskim tonem, zdejmując melonik i odsłaniając delikatną łysinę na czubku głowy.

- Ron? - zapytał Harry, dziwiąc się zarazem dlaczego Niewymownego interesuje ich trio. - Ron nie pracuje z nami, prowadzi sklep na Pokątnej...

- Nie mówię o pańskim przyjacielu, panie Potter. Mówię o pańskim współpracowniku. Wiemy w Ministerstwie, że udało wam się przeskoczyć przez lata nienawiści i uprzedzeń, by teraz pokazać czym naprawdę jest równość czarodziejów. A lata to bardzo długo – uśmiechnął się delikatnie, jeden kącik powędrował wyżej niż drugi i jego grymas nagle stał się trochę bardziej cyniczny – wiem coś o tym.

Tuż obok ich zacienionego stolika przedefilował czarodziej przebrany w wielką czekoladową muffinkę. Zaczepiał gości i zachęcał do skosztowania specjałów szefa kuchni. Harry z trudem oderwał spojrzenie od tak niecodziennej reklamy. Hermiona zignorowała to cudaczne przedstawienie i bliżej przyjrzała się ich gościowi. Zawsze podziwiała profesora Saula Croakera i kiedy okazało się, że pojawił się na Mistrzostwach Świata w Quidditchu, była naprawdę podekscytowana – tym młodzieńczym, zapalonym, niegasnącym ożywieniem uczennicy, chcącej poznać i dotknąć mentora. Czas był fascynujący, a podróże w czasie czymś, co niezmiennie budziło tak zachwyt, jak trwogę. Hermiona przeczytała bodaj wszystkie pozycje dotyczące Czasu w szkolnej bibliotece i przestudiowała tuziny książek odnoszące się do różnych dziedzin fizyki. To wszystko jednak było ledwie podstawą, bazą do zgłębienia prawdziwej wiedzy, która w większości musiała pozostać enigmą. Takie myśli spowodowały, że poczuła cień zagrożenia.

- Czy tyle osób zgromadzonych przy jednym stoliku i rozmawiających szeptem nie wzbudzi podejrzeń? - zapytała cicho , odwiązując swój szal i rozglądając się za wieszakiem.

Już sam fakt, że spotkali się w miejscu publicznym z Niewymownym mógł pozostać zauważony. A jednak pod latarnią najciemniej. Harry wykonywał swoją pracę i – dzięki Godrykowi – słuchał jej rad, które w tej chwili wydawały się jednakże nie do końca słuszne. Mogła się mylić. Mogła źle oszacować ryzyko. Wciąż jednak miejsce publiczne, nierzucające się w oczy, gdzieś na uboczu – było lepsze niż prowadzanie Niewymownego po korytarzach Biura Aurorów. To na pewno wzbudziłoby podejrzenia i szepty. Wszyscy wiedzieli już, że Harry przejął sprawę morderstwa lady Bulstrode, a pojawienie się profesora Croakera u szefa Biura Aurorów z całą stanowczością powiązano by z tą sprawą. Trzeba było tego za wszelką cenę uniknąć.

- Być może, panno Granger, ale po co marnować czas, by powtarzać coś dwa razy, aby wszyscy zainteresowani byli na bieżąco? Czy to nie pani była najlepszą uczennicą, jaką widziały hogwarckie mury przez ostatnie sto lat? Czy byłaby pani... usatysfakcjonowana, o tak, to odpowiednie słowo, zdecydowanie czy byłaby pani usatysfakcjonowana, gdyby wiedzę na wszystkie tematy czerpała pani nie od profesorów, ale od kolegów z klasy? Z pewnością mogliby popełnić błędy w notatkach, albo zignorować wartościowe informacje, prawda? Mogłaby pani polegać na relacjach osób trzecich, by prowadzić poważne dochodzenie, związane z utratą ludzkiego życia?

- Nie – odparła Hermiona, czując gęsią skórkę na całych plecach. Saul wyglądał bardzo sympatycznie, niegroźnie i angielsko, ale gdzieś głęboko w jej podświadomości zawyły syreny alarmowe. Coś w jego spojrzeniu, w sposobie w jaki się jej przyglądał było nieprzyjemne. - Oczywiście, ma pan rację. Wyjdę na chwilę na zewnątrz, żeby przesłać Malfoyowi Patronusa z informacją...

- Proszę się nie kłopotać – machnął ręką niby od niechcenia – już się tym zająłem.

Hermiona uniosła brwi w zdziwieniu i machinalnie zerknęła na Harry'ego. Czy naprawdę Malfoy był taki nieodzowny?

- Tak jak mówiłem, panno Granger – powiedział, znowu delikatnie się uśmiechając – czas jest bardzo wartościowy. Szkoda go marnować. Zresztą pani wie co nieco o czasie, czyż nie? O zmieniaczach...

Dwoneczek nad drzwiami rozszalał się na chwilę, a zaraz potem czerń płaszcza Malfoya zasłoniła jej widok na Saula Croakera. Niewymowny gestem zaprosił ich do stolika i Malfoy ruszył w stronę Hermiony, jakby prowadzony był przez rutynę, przez przyzwyczajenie. Zatrzymał się jednak wpół kroku, obserwując jej wyraźne strapienie i cofnął się, nie spuszczając z niej wzroku. Hermiona zamrugała i próbując ukryć zdumienie, odwiesiła swoje nakrycie na wieszak. Czy Malfoy właśnie miał zamiar odsunąć jej krzesło? Czy po to podszedł do niej? A może po to, by odebrać jej płaszcz? Jego maniery były już tak wyćwiczone, że nie poświęcał im ani jednej myśli, ani ułamka sekundy uwagi. I właściwie dlaczego zrezygnował? Czyż nie była kobietą, by rzeczywiście odsunąć jej krzesło, jak stanowił bon ton? Hermiona sztywno zajęła swoje miejsce, uświadamiając sobie, że przecież bezustannie widział w niej szlamę, cokolwiek nie zostałoby powiedziane po wojnie. To zapewne był powód, że zrezygnował ze swoich zamiarów. Pomimo upływu czasu, wciąż mugolaczka nie mogła predysponować do bycia traktowaną jak czystej krwi czarownica. Oczywiście w światopoglądzie Draco Malfoya. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Czemu Harry nigdy nie wpadł na to, by odsunąć jej krzesło, gdy przychodzili do Trzech Mioteł? Czemu Ron przez cały ten czas nie kwapił się, żeby coś takiego zrobić? Wolał rzucać się na wygodniejsze siedziska, przepychając ją i niemal tratując w drodze po komfort.

- Zginęła pańska kochanka, profesorze Croaker – powiedział Malfoy, stukając palcami w lakierowane drewno stolika. Jego szare oczy lśniły oczekiwaniem. - To czyni sprawę nieco bardziej kłopotliwą, czyż nie?

Malfoy wyglądał, jakby właśnie był w swoim żywiole. Przez jego twarz przezierała ledwo tłumiona radość, a przecież byli tutaj, bo szukali mordercy. Podobnie wyglądał, gdy działał ramię w ramię z Umbridge. Saul przymknął oczy, co po raz pierwszy nadało mu dziwnie człowieczy wyraz. Drobna zmarszczka na czole pogłębiła się, aż mężczyzna pozbierał wszystkie emocje i wepchnął w zakamarek umysłu, by nie zostały dostrzeżone kolejny raz.

- Kochanka... - powtórzył zdegustowany, jakby smakował to słowo na języku. - To nie jest odpowiednie określenie, panie Malfoy.

- Semantyka. – Malfoy wzruszył ramionami i oparł się wygodniej na drewnianym krześle.

Jasna skóra Draco pozbawiona była defektów. Wrażenie bycia marmurowym posągiem zaburzał jedynie ledwie uchwytny cień zarostu. Światło świecy było wyjątkowym sprzymierzeńcem dla niego, oceniła Hermiona zerkając spod rzęs. Harry siedział bardziej skryty w cieniu, może było to przemyślane, bo czarodziejski świat od razu go rozpoznawał. W tej spelunce to Malfoy wyglądał bardziej na miejscu, mimo wytwornego stroju i tak samo wytwornych manier.

Sprawa zaczęła robić się odrobinę zagmatwana, gdy na jaw wyszły powiązania lady Bulstrode z Niewymownym. Hermiona była niemal pewna, że profesor Croaker jako jeden z naprawdę nielicznych naukowców dobrze wiedział, czego kategorycznie nie może powierzyć uszom postronnych, nawet jeśli darzył ich gorącym afektem. Z pewnością złożył wiele przysiąg, które zabezpieczały należycie wszelkie tajemnice. Tyle tylko, że zawsze istniał jakiś sposób, aby przekazać pewne rzeczy. Czy nie można odczuwać pokusy, by wstrzymać czas, gdy doświadcza się prawdziwie głębokiego uczucia? A może zdradził się z czymś na tyle ważnym, że musiał ją zabić? Hermiona analizowała i katalogowała w głowie dane, scenariusze, możliwości i motywy. Mnogość opcji, rozwiązań, kontaktów i przypadków była zatrważająca.

- Nikt nie wiedział o naszych spotkaniach – powiedział powoli Niewymowny i pociągnął łyk słodkiej herbaty. - Miałem nadzieję, że tak zostanie, ale potem okazało się, że jej córka wie. To nie była najzręczniejsza chwila w moim życiu, ale Millicenta okazała się bardzo nieśmiałą, miłą dziewczyną. - Podniósł wzrok i przełknął. Jego spojrzenie stało się zimne i matowe. - Nie zabiłem jej, jeśli o tym właśnie myślicie. Gdyby tak się stało, moje przysięgi aktywowałyby klątwy, które na mnie nałożono.

- Wiem – odezwał się Harry, a potem wyciągnął dłoń, by uciszyć wszystkich.

Zza rogu wyłonił się kelner i czarnej koszuli z podwiniętymi rękawami. Puścił oczko do Hermiony, a potem nonszalancko oparł się biodrem o stolik. Jedna z jego rąk od łokcia po koniuszki palców była drewniana. Wojna? Wypadek? Usunięcie Mrocznego Znaku? Kiedy już przyjął zamówienie, oddalił się niespiesznie, wciąż patrząc na gości z zaciekawieniem.

- Skoro pan nie zabił, profesorze, to czy może pan powiedzieć, kto mógł chcieć, by lady Bulstrode zginęła? - spytała Hermiona, przygryzając wargę. - A może to sir Bulstrode dowiedział się o romansie i w afekcie popełnił przestępstwo? Czy pana zdaniem jest to możliwe?

Takie proste, takie oczywiste pytania. Ale gdyby ich nie zadać, można byłoby sporo utracić. Hermiona postanowiła dać mu czas na odpowiedź i skierowała oczy na płonącą świecę. Wosk powoli zbierał się z małe jeziorko tuż obok knota. Jeszcze moment, a zacznie spływać, pomyślała bezwiednie. Niektóre rzeczy po prostu były nieuniknione.

- Panno Granger w każdym z nas tkwi pierwiastek zła – powiedział Saul po chwili wahania – i zwykle potrzeba tylko iskry, by wzniecić ogień. Jesteśmy tylko ludźmi i często gubią nas emocje.

- Idąc tym tropem, każdy miał powód, aby to zrobić, profesorze – stwierdził Malfoy z przekąsem.

- W rzeczy samej. Dlatego tak trudno odpowiedzieć na wasze pytanie. Kto mógłby chcieć jej śmierci? Każdy. Kto mógłby pragnąć celebrować z nią życie? Każdy. Wszystko rozbija się o motywy, o emocje i o poczucie zagrożenia.

Hermiona westchnęła. Ewidentnie, sama przecież doszła już do identycznych wniosków. Każdy mógł mieć motyw i nikt jednocześnie. Wszyscy naraz, jedna osoba, grupa, para albo żaden człowiek. Skrzat, trucizna, alergia, klątwa aktywująca się po czasie, przekleństwo rzucone dawno temu, depresja, jadowite węże i pająki, wylew krwi do mózgu, wstrząs anafilaktyczny, pomylony eliksir, zawał.

- To byłoby bardzo proste, przenieść się w czasie do momentu jej śmierci, żeby spojrzeć w twarz mordercy – kusił Malfoy z arogancką miną. Rozparł się wygodnie na krześle, a poły jego płaszcza rozchyliły się ukazując czarną kamizelkę z rzędem drobnych guzików.

- Malfoy! - skarciła go zbulwersowana Hermiona – To nielegalne i niemożliwe do wcielenia w życie!

Rzucił jej znudzone spojrzenie spod rzęs. Chwała Godrykowi, że w ogóle na nie zasłużyła. Czuła jak jej własne zasady zaczynają domagać się głosu. To była okropna idea! Namawianie do przestępstwa człowieka, który – jako jeden z wybranych – musiał trzymać się jak najdalej od przestępstw właśnie! Nurzanie go w cierpieniu po stracie, wykorzystywanie chwili słabości, załamania konstrukcji...

- Oczywiście! - zgodził się zadziwiająco gładko Malfoy. - Ale to kompletnie nic nie zmienia.

- Zmienia wszystko! - kłóciła się, gwałtownie zaciskając dłonie w pięści i niemal parskając z oburzeniem wokoło.

Kelner pojawił się nagle, sznurując wszystkim usta. Szybko uwinął się z rozkładaniem porcelany na lśniącej powierzchni stolika. Wymienił świecę i ponownie bezszelestnie pozostawił ich samych. Dzięki temu Hermiona mogła złapać oddech i poświęcić kilka sekund na zastanowienie się, co tak naprawdę wyczyniał Malfoy i czemu Harry zupełnie nie reagował na tak bezczelne insynuacje o łamaniu podstawowych praw. Zmieniacze czasu nie służyły do podglądania, na różdżkę Merlina. To było coś o wiele groźniejszego, z czym należało się obchodzić jak z jajkiem. Nie bez przyczyny Tajemnice wiązały się z Czasem, a wszystko to było ściśle tajne. Istniał szereg powodów, które zabraniały przenoszenia się w te i wewte pod wpływem jakiegoś głupiego kaprysu. Postanowiła, że jak tylko wróci do mieszkania i zajrzy w kilka książkowych pozycji, spisze dla Harry'ego wszystkie przesłanki i zagrożenia. Malfoy musiał o nich wiedzieć, ale jego brak elementarnej moralności i przyzwoitości z całą pewnością pozwalał zignorować prawo, obowiązki i bezpieczeństwo wszystkich ludzi.

- Granger – wycedził Malfoy przez zaciśnięte zęby – być może to jeden z tych najbardziej logicznych sposobów łapania złoczyńców, na który nie chce pozwolić Wizengamot i Potter. Oczywiście, że teraz jest to nielegalne i co najmniej niebezpieczne, ale są sposoby, aby obejść zagrożenie. Sądzę, że profesor też już o tym myślał.

- Nie raz i nie dwa – przyznał. - Ale nie zachodzi Wyższa Konieczność.

- Nie zachodzi co? - spytał zaintrygowany Harry.

- Wyższa Konieczność - powtórzył prostując się i mrużąc groźnie oczy. - Przenoszenie w czasie, to nie zabawa. Jeżeli istnieją inne sposoby, choć zawodne, to igranie z czasem jest najgorszą z możliwości.

- Oczywiście, że to ogromne zagrożenie! - podjęła Hermiona, prawie podskakując na krześle. - Zarówno dla podróżującego, jak i dla...

Malfoy prychnął głośno i bezceremonialnie przerwał jej ekstatyczny wywód:

- ...mądrzejsza niż wszyscy, ale wystarczy odrobinę pomyśleć...

- ...ślizgońskie cechy, które nieuchronnie prowadzą do kryminału...

- ... Epimenides z Krety, który podróżował w czasie i...

- ... wynika z teorii względności, co oczywiste, ale też...

- ... dylatacja kinetyczna i dlatego trzeba....

- ... hibernować żywe organizmy, co już samo w sobie jest....

- ... zmieniacze czasu, które oczywiście sugerują, że nie można...

- ...pieniądze i przywileje, póki życia starczy, a tak naprawdę...

- ... wyczerpany temat, Granger!

Harry mrugał oczami, a potem przekrzywił głowę i z zaciekawieniem przyglądał się Hermionie i Malfoyowi. Wyglądali jakby lada moment mieli skoczyć sobie do gardeł. Na policzkach Malfoya pojawiły się ciemnoróżowe wykwity, za to dłonie Hermiony drżały tak mocno, że chwycona filiżanka stukała nieprzyjemnie o porcelanowy talerzyk. Ponad tym wszystkim siedział Saul, który ze znaczącym szelestem przewracał strony Proroka i postanowił udawać pogrążonego w lekturze. Harry odchrząknął. Malfoy jako pierwszy przestał słać zabójcze spojrzenia i wyprostował się jak struna. Jego uniesiony podbródek wyraźnie sugerował, że już nie zniży się do jarmarcznego przekrzykiwania się z kimkolwiek w podrzędnym obskurnym pubie. Hermiona odsunęła się ze wstrętem i schowała twarz w filiżance miętowej herbaty. Saul posłał wszystkim zawadiacki uśmieszek.

- Przepraszam za to – westchnął Harry i skinął głową w stronę profesora, zupełnie ignorując swoich współpracowników. - W zasadzie powinienem ich za to zwolnić, ale że nigdy ich nie przyjąłem, nie mam takiej mocy sprawczej. Będę jednak musiał ich przyjąć, ta sprawa robi się poważna. Potrzebni mi konsultanci.

- Zwolnić?! - odparował Malfoy i zaśmiał się sarkastycznie. - Beze mnie walczyłbyś z bogu ducha winnym boginem.

- Być może – wymamrotał Harry, ponownie zbierając na swoje konto rozbawiony uśmiech Niewymownego. - Profesorze, co oznacza ta Wyższa Konieczność? Czy może pan uchylić rąbka tajemnicy, czy to jest szczególnie chroniona informacja?

- Później – warknął Malfoy, wyraźnie już rozdrażniony utratą kontroli nad sobą i nad rozmową. - Profesorze, co dokładnie łączyło pana z lady Bulstrode? Jaka była wasza relacja?

- Silna, trwała, oparta na wyższych uczuciach. Nie wiem, kto chciałby śmierci tak jaśniejącej gwiazdy. Nikomu przecież nie przeszkadzała...

- A jednak komuś weszła w drogę. Komu, profesorze? Skrzatom? Mężowi? Innemu kochankowi, o którym nikt nie wiedział? A może sama odebrała sobie życie?

- Nie, nie popełniła samobójstwa! - zaprzeczył gorąco i mechanicznie, w głębokim zamyśleniu dołożył łyżeczkę miodu do herbaty. - Tego akurat jestem pewny. Była zadowolona, zadziwiająco spokojna. Osiągnęła ten stan, w którym człowiek czuje się dobrze z samym sobą, czuje otaczającą go zgodę z otoczeniem i bliskimi.

Czarodziej przebrany za wielką muffinkę przedefilował tuż za Malfoyem. Harry pochylił się i oparł łokcie na blacie stolika.

- Profesorze – zagaił cicho. - Obaj dobrze wiemy, że to nie był przypadek.

- Może nie zdradził pan żadnych Tajemnic o Czasie – podjęła Hermiona – ale może cokolwiek wymsknęło się panu przez przypadek? A może to sir Bulstrode wynajął kogoś, żeby ją zabić? Brał pan to pod uwagę?

- Bulstrode nie wie – ton jego głosu był prawie skrzeczący. - Nie mógł wiedzieć...

- Jeżeli Millie wie – zakomunikowała szeptem – to skąd pewność, że nic nikomu nie powiedziała? Mogła rozmawiać z ojcem i zdradzić ten sekret. Mogła to powiedzieć innym, komukolwiek!

- Gdyby tak się stało chyba wiedziałbym wcześniej, że...

- Gdyby?! Chyba?! - parsknął Malfoy i pokręcił głową z niedowierzaniem. - A więc nie ma pan pewności, że Bulstrode się nie dowiedział. A to wcale go nie wyklucza, wie pan o tym, prawda? - Zabębnił opuszkami palców o stolik. - Nie musiał popełniać zbrodni sam, choć tak byłoby najbezpieczniej. Nikt by się nie dowiedział, poza nim samym rzecz jasna. Żadnych osób trzecich, mogących zostać świadkiem morderstwa. - Jego głos stał się niższy i bardziej schrypnięty. Hermionę przeszły ciarki. - Ale nie zrobił tego osobiście, bo był gdzieś indziej. Nie oznacza to, że nie wynajął kogoś. Mógł to być skrzat, ktoś ze służby, ogrodnik a nawet Millicenta, świadomie bądź nie. Ma w piwnicy cały arsenał składników do eliksirów, a jego żona została otruta. Nie dziwi to pana, nie daje to panu do myślenia? Mąż obraca wszystkimi dostępnymi ingrediencjami, a otruta żona parę pięter wyżej zionie ducha. A może to trochę zbyt proste, prawda? Trochę za bardzo wszystko do siebie pasuje, uszyte jak na miarę? A może jednak to pan kogoś wynajął, profesorze? Może pan uznał, że to będzie prostsze, by ją otruć, a jednocześnie dzięki temu włączyć do kręgu podejrzanych jej małżonka?

- Pan zwariował, nigdy bym jej nie skrzywdził!

- Doprawdy?!

- Tak! Jaki miałbym mieć powód? Przecież ją kochałem, na litość Merlina! Dalej ją kocham!

Malfoy odsunął się i wypuścił powietrze z płuc.

- Miłość – sarknął lodowatym tonem. - Tak jakby miłość mogła powstrzymać przed zabójstwem. Miłość często do niego popycha. - Hermiona przez jedną długą sekundę miała wrażenie, że Malfoy nawiązuje do czegoś zgoła innego. Może do tego, co był zmuszony zrobić, by ocalić swoich rodziców przed Voldemortem. Do tego, że z miłości do rodziny próbował zrobić wszystko, by ją ochronić. Nawet zabić. - Może Bulstrode nie chciała zostawić męża dla pana, a panu zbrzydło bycie tylko jej kochankiem, wzywanym wedle chuci?

Hermiona zakrztusiła się herbatą.

- Obiecywała panu wspólne życie? - zapytał Harry. - Kiedy?

- Nie, nic nie mówiła. Ani ja. Nie moglibyśmy żyć razem, pod jednym dachem, codziennie ze sobą.

- Dlaczego? - chciała wiedzieć Hermiona. - Z powodu tajemnic? Lady Bulstrode chciała mieć i wiedzieć wszystko? Szczerość to podstawa każdego związku. Ale podstawą związku lady Bulstrode były też pieniądze, prawda? Pieniądze i tytuł. Tytuł był chyba nawet ważniejszy od majątku?

- Do licha, przestańcie insynuować, że miałem motyw! Kochałem ją! Widać, że żadne z was nigdy nie czuło niczego głębszego do innej osoby. Myśl o jakiejkolwiek krzywdzie, o cierpieniu ukochanej kobiety dosłownie łamie serce!

Po raz pierwszy Saul Croaker pokazał swoją zupełnie zgnębioną, bezbronną stronę. Ręce mu się trzęsły, a jego herbata odrobinę rozlała się po spodku. Łyżeczka stukała trochę za głośno, a jego oczy nieco za bardzo lśniły.

- Bierze pan Eliksir Spokoju? - zapytał Draco.

- Owszem, biorę - odparł hardo. - Nie wstydzę się tego, panie Malfoy.

Malfoy skinął tylko głową, a potem wstał i rzucił na blat stolika kilka monet. Sekundę później Hermionie przed oczami mignął wyłącznie jego płaszcz.

- Dlaczego wyszedł? - zdziwił się profesor Croaker. - Czy powiedziałem coś obraźliwego?

- Skądże – zaprzeczył Harry i potarł bliznę na czole, a potem westchnął niemal sennie patrząc w punkt tuż nad ramieniem Niewymownego – prawdopodobnie dowiedział się już wszystkiego, co chciał wiedzieć.

***

- Harry, czy to konieczne, żeby znosić jego dziwactwa? - zapytała całkowicie poważnie Hermiona. - Albo w ogóle, żeby po prostu jego znosić?

Wracali spacerem, wspomagając się lekkim czarem ogrzewającym. Shad Thames* tuż po deszczu zmieniał kocie łby w lśniące grafitem lustra. Odbijające się od mokrych kostek latarnie tworzyły złudzenie podwójnie roziskrzonego południowego brzegu Tamizy. W czasach wiktoriańskich - do których nomen omen najbardziej pasowałby Malfoy z tą swoją dżentelmeńską manierą i elegancką kamizelką – Shad Thames obejmował największy kompleks magazynów, w których przechowywano przyprawy, suszone owoce, kawę. Hermiona podniosła wzrok, by spojrzeć na wąskie kładki nad ich głowami – charakterystyczne dla tej ulicy i niezwykle klimatyczne. Londyn nęcił ją i przypominał, jak piękny, mroczny i tajemniczy potrafi być, gdy poświęci mu się choć sekundę uwagi.

- Hermiono...

- Jasne, wiem – mruknęła pod nosem i uśmiechnęła się delikatnie. - Myśli jak mordercy, rozumie schematy działania, jest potrzebny. To twoja mantra, Harry, wiesz? - Spojrzała na profil przyjaciela i zmarszczyła brwi. - Ciągle powtarzasz, jaki to Malfoy jest niezastąpiony. Czemu więc oficjalnie go nie zatrudnisz? Nie z powodu Rona i państwa Weasley, bo oni wiedzą, że razem pracujecie. Z mojego powodu również nie, jestem tutaj i wszystko to obserwuję. On nie chce, czy ty się wstrzymujesz?

- Jeżeli ogłoszę, że Malfoy jest moim pracownikiem, jak myślisz, jaka będzie reakcja ludzi?

- Uznają, że będzie mataczył, ukrywał istotne dowody i wpływał na śledztwa, żeby chronić dawnych popleczników Voldemorta, wiem – odnotowała twardo, przeganiając dłonią loki z twarzy. Mocny wiatr znad rzeki zaczynał przełamywać ogrzewający czar. - Czas chyba udowodnić, że to bardzo krzywdzące i nieprawdziwe, nie sądzisz? Ile lat od wojny musi minąć, żeby Nott czy Malfoy zasłużyli na odrobinę zaufania?

- I kto to mówi! - Harry roześmiał się niewesoło. - Jeszcze dziś wątpiłaś w jego motywację i pobudki. Teraz twierdzisz, że powinienem poręczyć za Malfoya i ogłosić, że mu ufam?

- Nie twierdzę, że się nie sprawdza ani że będzie ukrywał niewygodne fakty przed Ministerstwem! - wyjaśniła Hermiona ostatkiem sił tłumiąc zniecierpliwienie - Po prostu go nie lubię, Harry. Mam do tego prawo. Był śliski, tchórzliwy i egocentryczny. Nie mogę nic poradzić na swoje emocje. - Przystanęła i chwyciła jego łokieć. - Obrażał mnie ilekroć się na niego natknęliśmy. Nadal to robi, na Merlina! Ale jeżeli mamy mieć dostęp do świadków i do akt, to chyba nie masz innego wyjścia. - Harry spojrzał na nią uważnie i przestąpił z nogi na nogę. - Postępowanie zaraz zostanie objęte klauzulą poufności, będziesz składał przysięgę, a to spowoduje, że nie będziemy mogli niczego się od ciebie dowiedzieć. Poprzednie sprawy może udało się wam przemycić, ale w tej sytuacji wszystko będzie utajnione... A przynajmniej poufność będzie obowiązywała do momentu całkowitego wykluczenia Niewymownego. Wiesz, że nie można go całkiem wyłączyć, prawda? Może lady Bulstrode chciała się z nim związać na stałe, a on jej odmówił? Może to on naciskał na ujawnienie się, a ona obawiała się reakcji męża i towarzystwa? - Hermiona zmarszczyła brwi w skupieniu. Ten widok obudził u Harry'ego lawinę szkolnych wspomnień. - Możliwości jest całe mnóstwo, trzeba każdą rozważyć i zbadać. Trzeba też sprawdzić jej testament, nie wiemy czy przypadkiem nie scedowała na profesora swojej części majątku.

Harry wyszczerzył się radośnie ku konsternacji Hermiony, a potem śpiewnym tonem oznajmił:

- A więc wejdziesz w to! Wiedziałem, że mi pomożesz. Cieszę się, że wróciłaś do Londynu, Hermiono. To jest twoje miejsce, tak przypuszczam. Bez ciebie tutaj było okropnie pusto.

Hermiona poczuła, jak wzruszenie łapie ją za gardło. Sama nawet nie wiedziała, że to właśnie takiego spontanicznego wyznania było jej trzeba. Po wszystkich przeżyciach z okresu szkolnych lat, po traumatycznych doświadczeniach i wojennych emocjonalnych bliznach – to właśnie tak proste stwierdzenie pokonało wszelkie jej opory przed zaangażowaniem. To było oczywiste, że pomoże Harry'emu. Zawsze mu pomagała, zawsze czuła się za niego w pewien sposób odpowiedzialna. A teraz ponownie miała okazję podać mu swoją pomocną dłoń, jakby wszystkie te lata w Paryżu były tylko krótkim przystankiem, mało ważną przygodą, mającą w końcu zaprowadzić ją na jedyną właściwą stację – do Londynu. Nawet jeżeli w to wszystko wplątany był jakoś Malfoy, to była w stanie to znieść. Dla Harry'ego.

- Harry, Milicenta powiedziała, że jej matka chciała zmienić otoczenie i podróżować po świecie z profesorem Croakerem – przypomniała, podskórnie czując, że ten fakt ma niebagatelne znaczenie. - Dziś sam profesor powiedział, że nie planowali żadnej wspólnej przyszłości i wspólnego życia. Nie wydaje ci się, że poniekąd stoi to w sprzeczności?

- Rzeczywiście, Millie mówiła coś takiego – zastanowił się i podrapał po brodzie. - Odwiedź Millicentę jeszcze raz, proszę. Jej zeznania są dziwnie niespójne. Ja tymczasem jutro zobaczę się z Parkinson i może dowiem się czegoś więcej o tej rodzinie i samej Millie.

- Nie wiedziałam, że Pansy nadal przyjaźni się z Millicentą.

- Cóż, Pansy jest... - zawahał się. - Wydaje mi się, że po tej wojnie, stała się trochę inna. Bardziej ludzka, jeśli chcesz znać moje zdanie.

Prawie potknął się na kocich łbach. Z roztargnieniem zerkał na wystawy sklepowe i śledził wzrokiem wchodzących do rozlicznych restauracji. Hermiona uniosła brwi w geście zdziwienia, ale nawet tego nie zauważył.

- To ciekawe, że o tym wspominasz, Harry... - Spojrzała na niego zaintrygowana. Policzki Harry'ego pokryły się czerwienią. Było to doprawdy intrygujące. Hermiona jednak nie była w stanie rozgryźć o co chodzi. - A co będzie robił Malfoy? Zdaje się, że to on chce wyznaczać zadania pozostałym. Sam wybiera sobie dokładnie to, na co ma ochotę.

- Tak, tak właśnie pracuje, ale przyzwyczaiłem się już do tego.

- Nie zatrudniaj go, Harry – zdecydowała stanowczo. - Nie czyń go oficjalnym pracownikiem Ministerstwa, bo nikt na tym nie zyska. Zrób z niego zewnętrznego konsultanta. Dzięki temu pozbędziesz się podejrzeń o mataczenie w śledztwach, a przy okazji pozwolisz mu udowodnić, że jest dobry w tym, co robi. Będzie mógł zachować też swoją dumę, bo pewnie w dużej mierze i o to chodzi – argumentowała z ożywieniem. - Nigdy nie wybaczyłby ci, gdybyś mógł mieć nad nim jakąkolwiek władzę, prawda? Nie pozwoliłby ci być jego szefem, to nigdy nie wchodziło w rachubę – zgadła i uśmiechnęła się cynicznie. - Zewnętrzny konsultant to stanowisko, które byłby w stanie przełknąć. Jeśli oblejesz mu je Tattingerem**, oczywiście.

Harry wybuchnął śmiechem, którym chwilę potem zaraził także Hermionę. Śmiech był czysty, zdrowy, obezwładniający. Zmywał niesmak chłodu, niewiedzy i goryczy. Był jak promień słońca w pochmurny dzień i strumień na pustyni. Gdy już się uspokoili, Harry oznajmił z satysfakcją:

- Jeżeli on ma być zewnętrznym konsultantem z bonem na dowolną ilość butelek Tattingera, to ty również dostaniesz ode mnie to stanowisko. Nie mógłbym zaproponować wam niczego więcej bez aurorskich kursów, ale to wydaje się być odpowiednie.

- Naprawdę to nie jest konieczne...

- Jest, zdecydowanie – podkreślił, rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie. - Jeżeli Malfoy jest tym złym, który doskonale czuje się w skórze zbrodniarzy, to potrzebujemy kogoś dla równowagi. Kogoś z wbudowanym barometrem uczciwości i moralności. Kogoś jak ty, ma się rozumieć.

- Harry... - jęknęła z wyraźną nutką rezygnacji w głosie. - Nauka w Hogwarcie jest dla mnie... Profesor McGonagall... - zamilkła na parę sekund, a potem dodała: - Dobra, zrobię to. Ale bez Tattingera, obejdzie się. Jednak jest coś... Kawa, Harry Potterze, kawa! - Jej ręce wystrzeliły w górę, ponad ich głowy. Zamachała nimi w powietrzu dla podkreślenia wagi swoich słów - Saint Helena*** i nic poniżej tego pułapu!

Harry znowu się roześmiał. A potem z czułością oznajmił:

- Merlinie, Hermiono, naprawdę dobrze, że już jesteś. Od razu czuję się zdrowszy na umyśle. Ron pewnie też skorzysta, ostatnio popadł w marazm. Nasze jutrzejsze spotkanie to po prostu koło ratunkowe!



______________________________

* Shad Thames – londyńska ulica na zachodnim końcu Tower Bridge, w dawnych czasach nazywana „spiżarnią Londynu"; charakterystyczne są dla niej kładki wysoko nad chodnikiem, które łączą ze sobą różne budynki;
** Tattinger – francuski ekskluzywny szampan;
*** Saint Helena – rodzaj kawy produkowany na Wyspie Świętej Heleny, na którą to został zesłany Napoleon Bonaparte; jest to jedna z najdroższych kaw świata z powodu unikatowej jakości ziaren oraz wyjątkowo niewielkiej ich ilości;

Wiatr Północy - część I - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz