5

833 65 4
                                    

Kamila podjechała pod dom Elżbiety i Wojciecha. Było już dawno ciemno, a na dworze nie paliły się żadne światła. Bała się, że chłopaka nie ma w domu. Wysiadła z samochodu i zadzwoniła dzwonkiem. Po kilku minutach drzwi otworzył syn Pani Elżbiety.
Od razu zaczął podejrzliwie rozglądać się po okolicy. - Byliśmy umówieni?

- Nie. Obiecywałam Elżbiecie, że ją odwiedzę. Wracam ze spotkania i postanowiłam wstąpić.

Chłopak otworzył szerzej drzwi, zapraszając ją do środka. Jego krótkie, ciemne włosy były jeszcze mokre, co świadczyło o tym, że nie miał w planach nigdzie wychodzić.
- Mama jest wciąż w sanatorium. - Oznajmił i nalał sobie alkoholu do szklanki.

- W takim razie, powiedz w jakim. Chętnie ją odwiedzę. Moje dzieci dopytują się o babcię.

- Twoje dzieci? - Zaśmiał się. - Ty przecież jesteś lesbijką.

- I co z tego? Wyobraź sobie, że mogę, jako kobieta mieć dzieci i nie potrzebuje do tego mężczyzny.

Zmierzył ją wzrokiem i usiadł na kanapie, zakładając nogę na nogę.
- Niech ci będzie.... Moja mama po tym wszystkim potrzebuje spokoju. Jak tylko wróci do formy, powiadomię cię.

- Niestety, na to już się nie nabiorę. Podaj mi jej adres.

- Nie. I przestań się tak rządzić. Podobno mój ojciec wystarczająco cię wielbił. - Wypił swój alkohol i poszedł dolać sobie kolejny.

- Może dlatego, że jestem dobra w tym co robię?

- Teraz też firma prosperuje, a ciebie w niej nie ma. - Usiadł ponownie na kanapie, ściągnął krzyżyk z szyi i go otworzył, rozsypując biały proszek na stolik. - Chcesz? - Zapytał, dzieląc go złotą kartą płatniczą.

- Nie, dziękuję. - Kamila wciąż stała w tym samym miejscu, co chwila rozglądając się dookoła w poszukiwaniu innych osób. - Tak ciężko ci było w... Gdzie ty w ogóle tyle czasu spędziłeś?

- Różnie. Większość w Stanach.

- Tak źle ci tam było? Czyżbyś był beznadziejny w tworzeniu muzyki?

- Waż słowa.... - Wciągnął jedną dziurką i po chwili druga.

Kamila widząc, że wyprowadzą go z równowagi postanowiła pociągnąć temat. - Mam kolegę, jest dobry w szukaniu różnych ludzi. Powiedz mi. Jak to jest, że nic nie znalazł na twój temat. I to w całym internecie?

- Źle szukał.

- A może ty nie istniejesz? Amadeus? Może po prostu Cezary?
Pamiętasz swoje imię? Czy jednak jest inne...ponownie.

Mężczyzna kipiał że złości. Wypił cały alkohol i wstał z kanapy. - Mylisz się.

- Chyba jednak nie. Ale... - Machnęła na niego ręką. - Kompletnie mnie nie interesujesz. Potrzebuję wiedzieć, gdzie jest Elżbieta.

- Nie powiem ci. Nigdy się nie dowiesz. - Podszedł bliżej. - Czas na ciebie.

- Dlaczego tak się denerwujesz? - Wycofała się ostrożnie i poszła do kuchni nalać sobie wody. Wolała utrzymać odpowiedni dystans w stosunku do mężczyzny. - Sam tutaj mieszkasz?

- Tak. - Odpowiedział dziwnie patrząc na Kamilę. - Kazałem ci stąd iść.

- Zaraz.... Twoi rodzice chcieli sprzedać ten dom, wiedziałeś? Chcieli coś mniejszego. Nawet gdy ja tutaj mieszkałam, to bym za duży.

- Ty tutaj mieszkałaś? - Zapytał zaskoczony

- Oczywiście. Mówili do mnie nawet nasze dziecko, czasami córciu. A do ciebie jak mówili?

Mężczyzna zacisnął pięści i podszedł bliżej swojej rozmówczyni.
- Wypierdalaj! Już!

Kamila nawet nie drgnęła. - Myślisz, że nie wiem, co jest w prawdziwym testamencie? Myślisz, że nie wiem, że nawet słowem nie wspomniał ojciec o tobie?

- Bzdury! Gówno wiesz! Oni mną gardzili!

- Chyba ty nimi. - Zaśmiała się.

- Nie! Wyjechałem, żeby zaimponować ojcu, że mogę dać sobie radę sam.

- I nie wyszło. - Powiedziała obojętnie.

- Nic nie rozumiesz....

- Oświeć mnie w takim razie.

- Ojciec chciał, żebym przejął po nim firmę. Nagle pojawiasz się ty, idealny pracownik a temat mojej pracy i przygotowania do przejęcia firmy się zamyka. To wszystko przez ciebie!

- Więc uciekłeś?

- Co?! Nie! - Krzyczał zagubiony. - Liczyłem, że będą się martwić, że jak zadzwonię, to będą ciekawi co robię, że będą się martwić. A ich kompletnie nie interesowało to, czym się zajmuje. Mówili że to głupota i kazali wracać. Miałem zaczynać od początku, jako zwykły, szary pracownik.

- Czyli jak każdy dobry dyrektor....

- Nigdy nie pojmiesz tego, przez co przeszedłem

Kamila zaczęła się śmiać. Nie chciało się jej tłumaczyć, że miał świetnych rodziców a ona nie, że miał pieniądze, a ona musiała sama na wszystko zarobić.  - Na pewno... - Odwróciła się tyłem do mężczyzny i skierowała do wyjścia.
- Pójdziesz siedzieć. - Chwyciła za klamkę. Chciała otworzyć drzwi, gdy poczuła uderzenie w tył głowy, ogromny ból i ciemność.


Stara miłość nie rdzewieje cz.2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz