Kamilę obudził ogromny ból głowy i karku. - Mój Boże.... - Otworzyła oczy, chwilę zajęło jej dojście do tego, że jest w swojej sypialni. Na nocnej szafce stała szklanka wody z cytryną i dwie tabletki. Nie zastanawiając się nawet chwili, połknęła je, popijając całą zawartością szklanki.
Wstała i poszła się wykąpać. Uznała, że zimny prysznic dobrze jej zrobić. Rześka zeszła na dół, gdzie siedziały kobiety. - Nie macie swojego domu, prawda? - Zapytała dwie swoje przyjaciółki.- Przestań.... - Basia podeszła do niej i rzuciła jej się na szyję. - Ostatni raz odstawiasz mi tak głupi numer. - Szepnęła stanowczym głosem do jej ucha.
- Dobrze. - Uśmiechnęła się i pocałowała swoją blondynkę.
- A teraz może mi ktoś wyjaśnić co się stało? - Usiadła do stołu i wzięła do ręki przygotowaną dla niej kanapkę.- Cóż....kiedy ty chlałaś... - Uniosła rękę, aby Sabina się nie wtrącała.
- Daj kochanie dokończyć. Więc...kiedy ty spożywała duże dawki alkoholu, moja kobieta narażała swoje życie, aby ratować ci tyłek.- Już? - Zapytała ironicznie Kamila.
- Pośmiałaś się?Basia podała kawę swojej narzeczonej i usiadła obok niej. - Wszystkie trzy jesteście okropne. - Zaśmiała się pod nosem i przytuliła do ramienia Kamili.
- Dobrze, mogę w końcu ja? - Zapytała Sabina. - Więc...żeby wywabić Ryśka z biura, musiałam udać, że chce do niego wrócić. Poszliśmy na kolację, oczywiście Dagmara mnie ciągle pilnowała, jakby mi nie ufała....
- Ha Ha....zabawne.
- W każdym razie...w tym czasie Gosia przeszukiwała gabinet prezesa, więc będziesz mieć kupę sprzątania, bo wywróciła go do góry nogami. Oczywiście znalazła testament. Prezes przepisał ci swoje udziały i Elżbiety po jej śmierci, ale musisz się nią opiekować. Tam jest wszystko napisane. Ty nie odbierałaś, więc pojechałyśmy do domu szefa, żeby zobaczyć co się dzieje. Tam zastałyśmy prawnika z synkiem, upijali cię i chcieli coś wstrzyknąć. Następnie przyjechała policja i koniec historii.
Kamila zaczęła się śmiać. - Nieźle....w sumie, to wzięłaś w końcu udział w akcji jak z twoich książek.
- Wal się idiotko... - Sabina pokręciła głową w geście rezygnacji i odeszła od stołu.
- Oj żartuję. - Kamila wstała, podeszła do kobiety i ją przytuliła. - Dziękuję. Gdyby nie wy, pewnie byłoby kiepsko.
- Liczę na jakieś chody Pani Prezes.
- Jasne... - Odsunęła się i wróciła na swoje miejsce. - A Elżbieta?
- A właśnie.... - Zaczęła Sabina.
- Dzwoniła policja. Znaleźli ją w szpitalu psychiatrycznym na Pomorzu. Przetransportowali do szpitala, w którym się leczyła z mężem i tam pomagają jej dojść do siebie. Policjant złożył wniosek w prokuraturze, żeby upoważnić cię do kontaktu z lekarzami w jej sprawie, bo testament tego jednoznacznie nie stwierdza.- Jutro do niej pojadę. Dziś czuje się fatalnie. - Oparła głowę o ręce, by po chwili szybko zerwać się na nogi.
- Gdzie Ala?- U mojej mamy.
- Jak? Bez ciebie? Ile tam jest? - Dopytywała zaskoczona kobieta.
- Przecież my jej nie zostawiamy nigdzie.- Ale dzisiaj jest z braćmi u dziadków. Jak będzie płakać to po nią pojadę. Nakarmiłam ją przed wyjściem i dostała zupę w pojemniku.
- Oh....okej. Dziwne...
- Pani Prezes... - Zwróciła się do Kamili Sabina. - Jutro widzimy się w firmie.
- Wiem....
- A za dwa tygodnie na urlopie. - Dodała zadowolona Basia.
- Jakim urlopie? Teraz, kiedy mam tyle roboty? - Kamila postukała się w głowę.
- Na pewne rzeczy trzeba znaleźć czas. - Dopowiedziała Dagmara i wstała od stołu. - Mówiąc już o czasie, kochanie.... - Wystawiła rękę do Sabiny. - Chyba powinnyśmy dać upust emocjom. - Puściła oczko do kobiety. - Narazie, Basiu w kontakcie!- Krzyknęła będąc już przy drzwiach.
- W jakim kontakcie?
Basia chwyciła rękę Kamili i pociągnęła - Chodź...
- Gdzie?
- Do sypialni. Trzeba wykorzystać fakt, że nie ma dzieci. - Blondynka idąc po schodach ściągnęła koszulkę i rzuciła nią w kobietę.
- Chciałabym wiedzieć co się dzieje. - Oznajmiła stanowczym głosem.
- Lecimy na urlop. Tyle musisz teraz wiedzieć. Masz dwa tygodnie na ogarnięcie firmy i pozwalam ci wyjechać i spać w hotelu, ale... - Pogroziła jej palcem. - Na weekend wracasz. Rozumiemy się?
Kamila podeszła, objęła Basię w pasie i pocałowała między piersiami. - Ale ja nie chcę wyjeżdżać. Tutaj mi dobrze.
- Przestań. Chyba nie chcesz, żeby szlak trafił firmę Wojciecha, na którą pracował całe życie.
- Nie chce. - Westchnęła. - Tylko nie wyganiają mnie z domu. - Dodała z żartobliwym oburzeniem.
- Nie wyganiam, ale lecimy na urlop, żebyś naładowała baterie przed ciężką pracą.
- Gdzie lecimy? Nie zniknęła z naszego konta podejrzanie duża kwota. Jak zapłaciłaś?
- Jeszcze nie płaciłam. Jak będziesz wiedzieć za co, to zapłacisz.
- Super.... - Przybliżyła usta do szyi Basi i delikatnie samymi wargami jeździła po niej, co jakiś czas muskając jej skórę końcówką języka.