4

1K 101 61
                                    

Blondyn niezadowolony zmarszczył nos, czując, że leży na czymś niewygodnym. Przeszkadzało mu to w spaniu, jednak nie otwierał oczu, bo myślał, że po prostu w trakcie snu zsunął się na ziemię. Jakby nie patrzeć zdarzało mu się to dosyć często.

Chciał już z powrotem zapaść w sen, jednak nie pozwoliło mu na to kilka rzeczy. Pierwszą z nich był wiatr, który delikatnie muskał jego policzki i rozwiewał włosy na różne strony. Drugą był szum liści oraz traw. Trzecią był fakt, że pod swoimi dłońmi wcale nie wyczuł swojego łóżka, pościeli ani paneli.

Zaspany podniósł się do siadu i powoli otworzył sklejone snem powieki, by rozejrzeć się wokół. Początkowo nie zrozumiał gdzie się znajduje, ponieważ kontaktował jedynie w połowie, ale dość szybko się ocknął.

Zdecydowanie nie znajdował się w swoim domu.

Leżał w jakimś cholernym lesie pod brzozą, której listki delikatnie szeleściły przez przyjemny, chłodny wiatr. Było to urokliwe miejsce, wszędzie wokół było zielono, a słońce delikatnie przebijało się przez korony drzew. Ale Jisungowi nie w głowie było zachwycanie się przyrodą.

Chłopak zaczął wręcz panikować, nie wiedząc gdzie się znajdował. Zerwał się na równe nogi, szybko dostrzegając kolejne rzeczy. Nie miał ze sobą swojego telefonu, a ubrany był w  niekoniecznie swoje ciuchy. Na myśl przywodziły mu jakieś średniowiecze, ponieważ miał na sobie białą koszulę z wiązaniem na dekolcie, jakby skórzane, brązowe spodnie i ciemne, wiązane buty.

Czuł się wyjątkowo dziwnie i niekomfortowo, a poza tym był zdezorientowany. Doskonale pamiętał, że kładł się do swojego łóżka w swojej piżamie. Zaczął nawet podejrzewać, że to w dalszym ciągu sen, ale nawet szczypanie się w rękę nie sprawiło, że się obudził. Jedynie syknął z bólu.

Z daleka usłyszał charakterystyczny stukot, który wydawały kopyta koni uderzające w szybkim tempie o ziemię. Nie był nawet w stanie opisać ulgi, którą poczuł, i nawet sam zaczął iść w tym kierunku, ale za sobą usłyszał bieg, który nieco go zaniepokoił.

Miał się odwrócić, ale nie zdążył.

— Padnij! — usłyszał jedynie, a po chwili poczuł na sobie ciężar, pod wpływem którego wywrócił się w krzaki z nieznajomym chłopakiem.

— Co ty wyprawiasz? — warknął Jisung, zamierzając go odepchnąć, ale brunet zatkał mu usta dłonią.

— Chcesz żyć? To cicho bądź, ratuję ci skórę. — syknął, wpatrując się w niego zdenerwowany, i bardziej docisnął go do ziemi.

Zdezorientowany Jisung nie wykłócał się, jednak odsunął się od nieznajomego, marszcząc brwi. Był zbyt blisko. Fuknął cicho pod nosem, by zabrać również jego dłoń ze swojej twarzy, na co drugi wywrócił oczami.

Z każdą sekundą słyszał dokładniej konie, a także okrzyki zapewne mężczyzn, którzy na nich jechali. W końcu odgłosy byli na tyle blisko, że Han wręcz czuł, że ziemia drżała. Później zaczęły powoli cichnąć, na co nieznajomy rozluźnił się. Widocznie naprawdę się zestresował.

— Czy ty jesteś normalny? — rzucił z niedowierzaniem, wstając i nieco oddalając się od zdezorientowanego Jisunga.

— O co ci chodzi? To ty się na mnie rzuciłeś! — zawołał oburzony blondyn.

— Gdyby nie ja, porwaliby cię i albo zabili, albo zrobili z ciebie swojego niewolnika! — krzyknął zdenerwowany ciemnowłosy, zaskakując Hana.

— Kto to niby był? — uniósł brew i spojrzał za siebie, jednak jeźdźcy dawno zniknęli.

— A myślisz, że wiem? Jeżdżą sobie po okolicy od jakiegoś czasu i wyłapują młodych. — burknął pod nosem, otrzepując swoje ubrania z ziemi oraz trawy.

— Że co? — Jisung był jeszcze bardziej zagubiony niż wcześniej.

— Nie jesteś stąd, prawda? — westchnął z politowaniem wyższy, spoglądając na niego spod nieco przydługiej grzywki.

— Nie, zdecydowanie nie. — potwierdził jego domysły.

— Minho, Lee Minho. — przedstawił się krótko. — Uważaj lepiej, bo następnym razem cię nie uratuję. — skrzywił się, po czym odwrócił się i ruszył przed siebie.

— Zaraz, dokąd idziesz? — zawołał za nim zdezorientowany.

— Jak to gdzie? Do siebie. — parsknął zdziwiony, spoglądając na blondyna.

— Zostawisz mnie tak? — spytał z niedowierzaniem.

— A czego się spodziewałeś? — uniósł brew.

— Że mi pomożesz... — westchnął ciężko, opuszczając powoli wzrok na trawę.

— Każdy radzi sobie sam. — rzucił i zniknął między drzewami, zostawiając zagubionego chłopaka samemu sobie.

— Kurwa mać, co się dzieje? — wydukał przerażony blondyn, bo nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.

Nie wiedział, gdzie jest i która jest godzina. Nie wiedział również w którą stronę powinien iść, by odnaleźć jakichkolwiek ludzi. I to takich, którzy nie zrobiliby mu krzywdy. Chłopak naprawdę zostawił go samego w tym cholernym lesie, mimo że widział jego zagubienie. Porzucił go.

Zrezygnowany ruszył mniej więcej w tym samym kierunku, w którym poszedł Minho i w duszy liczył, że w ten sposób dotrze gdziekolwiek. Może gdyby nie strach, podziwiałby piękno otaczającej go przyrody i przyjemną ciszę, jednak nie był w stanie. Jego serce wariowało, a on sam miał ochotę się rozpłakać.

Nie rozumiał, co się właściwie stało, ale był pewny jednej rzeczy. To wszystko było winą babci, a raczej tego jednego słowa, które wypowiedział tuż przed snem. Gdyby nie to, pewnie dalej byłby w swoim bezpiecznym mieszkaniu, które znał jak swoją kieszeń.

— Szlag by to trafił. — jęknął pod nosem, przedzierając się przez dość gęsty las.

Fairytale | Minsung [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz