40

696 103 78
                                    


Jisung potrzebował kilku minut, by dojść do siebie i podnieść się z ziemi. Czuł się otępiały przez ból, jaki odczuwał. Nie sądził, że Minho potraktuje go w taki sposób. Było mu ciężko zebrać się, by się z nim pożegnać, a on? Nawet go nie wysłuchał. Nie dopuścił go do słowa. I zostawił.

Otarł mokre policzki, by ruszyć w stronę wioski. Skoro stracił jakąkolwiek nadzieję, nie było już nic co trzymało go w tym świecie. Kompletnie pomylił się co do Minho. Niestety w dalszym ciągu chciał się w niego wtulić i wypłakać. Chciał, żeby go pogłaskał po głowie. Chciał być z nim, ale nie miał na co liczyć.

Przyspieszył kroku, starając się powstrzymać szloch, który cisnął mu się na usta. Był kompletnie załamany.

A Minho ledwo powstrzymywał się przed zawróceniem i powrotem do Jisunga. Był na siebie wściekły. Kiedy zobaczył go z daleka od razu go rozpoznał. Ucieszył się na jego widok i chciał pobiec go przytulić, ale uraza nie pozwoliła mu to zrobić. Ciężko było mu przeboleć, że Jisung faktycznie wybrał Seungmina. I doskonale wiedział, że on sam wszystko zepsuł i popełnił błąd nie pozwalając mu dojść do słowa, ale stało się. Zniszczył wszystko. Nie był w stanie się powstrzymać, mimo że chciał Hana z powrotem.

Wściekły rozczochrał sobie włosy z cichym warknięciem. Przecież samo się to nie mogło rozwiązać, nie mógł na to liczyć. A Jisung przecież do niego przyszedł i chciał porozmawiać. To on go odepchnął.

— Cholera... — syknął niezadowolony, że pozwolił sobie unieść się dumą.

Stwierdził, że poszuka chłopaka następnego dnia, by go przeprosić i porozmawiać. Ostatecznie nie wiedział co Jisung chciał mu przekazać. Może to było coś ważnego. I chociaż na samą myśl było mu niedobrze ze stresu to po dłuższym zastanowieniu tak właśnie powinien zrobić. Szkoda tylko, że nie mógł cofnąć czasu.

Zrezygnowany wszedł na podwórko, a następnie do domu, gdzie zamarł. Felix siedział na środku podłogi i donośnie szlochał, tuląc do siebie jakiś materiał. Gdy się tak przyjrzał, rozpoznał w nim koszulę Hana, jedną z kilku, które zostawił.

— Co się stało Felix? — spytał zmartwiony, kucając przy bracie, który spojrzał na niego wściekły.

— Jeszcze się pytasz? Jak możesz być tak spokojny? Nie ruszyło cię to? — zawołał z wyrzutem, na co starszy szybciej zamrugał.

— Ale o czym ty mówisz? Co miało mnie ruszyć? — mruknął zaskoczony. — I czemu tulisz koszulę Hana? — dodał, wskazując na materiał.

Piegus aż się zapowietrzył z oburzenia. Zerwał się na równe nogi, spoglądając z niedowierzaniem na swojego starszego brata. Naprawdę nie ruszyło go to, że Han wracał do swojego świata?

— Myślałem, że go kochasz... A ty nawet nie przejąłeś się tym, że wraca do swojego świata? — szepnął w szoku, na co starszy zamarł.

Jego serce wręcz zatrzymało się, a całe powietrze opuściło ciało. Czas jakby zwolnił, a on słyszał każdy najmniejszy dźwięk, od drewna trzaskającego w piecu aż po nierówny oddech brata.

— Jisung... Odchodzi? — szepnął słabo.

Zdziwiony Felix uniósł brew, spoglądając na niego i ocierając policzki z łez.

— Nie mówił ci? Pytał gdzie jesteś, bo chciał się pożegnać. — wymamrotał niewyraźnie, ale cały czas uważnie go obserwował.

A Minho poczuł się jakby dostał z liścia. Jego plecy zgarbiły się, zaś oczy zaczęły nieprzyjemnie piec. Poczuł się jak najgorszy śmieć na świecie. Jisung chciał się z nim pożegnać, a on potraktował go w tak potworny sposób. Nie pozwolił mu nic powiedzieć. Odrzucił go.

— Nie chciałem go słuchać... — szepnął załamany, po czym również zerwał się na równe nogi. — Zamknij dokładnie drzwi. Zastukam trzy razy, gdy wrócę. — wypalił, by następnie wybiec z domu i rzucić się do szaleńczego biegu.

Był na siebie wściekły. Nie. Wściekły to za mało powiedziane. Nie był w stanie sobie wybaczyć tego, jak potraktował Jisunga. Chciał go przeprosić i prosić, żeby został. Był zraniony i zazdrosny, ale nie chciał by odchodził. A teraz zamierzał to zrobić i to wszystko jego wina. Otarł zapłakane oczy, biegnąc leśną ścieżką i licząc, że zdąży na czas go zatrzymać.

Nie rozumiał co w niego wstąpiło, ale teraz to nie miało znaczenia. Liczyło się tylko to, by odzyskać Jisunga. By nie odchodził. Przecież on go kochał. Popełnił wiele błędów i zranił chłopaka, ale naprawdę go kochał. Nie chciał by to wszystko się wydarzyło. Zrozpaczony więc gnał co tchu z nadzieją, że nie jest za późno. Ścigał się z czasem.

Wiedział dokąd powinien się udać, co sporo ułatwiło mu zadanie. Nie musiał szukać, ponieważ w wiosce był tylko jeden mag, który mógłby mu pomóc w powrocie do siebie. Przemknął więc szybko przez las i dopadł do odpowiedniego domu, do którego zaczął rozpaczliwie się dobijać.

W końcu nie wytrzymał i po prostu tam wszedł, a jego serce pękło.

— Jisung, nie! — zawołał, gdy ciemne oczy spojrzały w jego stronę. — Błagam nie odchodź. Zostań. Porozmawiamy. Nie wracaj tam. — upadł na kolana przed chłopakiem, kompletnie ignorując zirytowanego maga, któremu wtargnął do domu.

— Za późno. — uśmiechnął się smutno chłopak, a jego oczy wypełniły się łzami. — Żegnaj Minho. — westchnął, gdy zauważył, że zaczął zanikać.

— Nie, nie, nie, nie. Nie możesz mi tego zrobić. Przepraszam, zawiodłem cię. Zniszczyłem wszystko, ale nie opuszczaj mnie, błagam. — starszy zaczął się jąkać, próbując pochwycić dłoń swojej miłości, ale już nie był w stanie.

Chłopak pokręcił głową, dalej się uśmiechając, po czym spojrzał na swoją dłoń, która była już mocno prześwitująca. Skoro to były jego ostatnie chwile w tamtym świecie nie miał już nic do stracenia. Ponownie spojrzał w załzawione oczy Minho, a po jego własnych policzkach zaczęły spływać łzy.

— Kocham cię. I chociaż będę próbował to obawiam się, że nie przestanę. — jego głos załamał się płaczem i bólem, po czym całkowicie zniknął.

A załamany Minho klęczał na ziemi z szeroko otwartymi ustami oraz oczami, z których spływały łzy wielkości grochu. Jisung go kochał. Kochał go, a on go skrzywdził. Wygonił. Nie wysłuchał. Odwzajemniał jego uczucia, a on wszystko zniszczył.

Jego ciało zaczęło mocno drżeć do tego stopnia, że starszy mężczyzna wstał ze swojego miejsca z ciężkim westchnieniem i położył dłoń na jego ramieniu.

— Wstań chłopcze. Już go nie ma. — polecił, obserwując Lee, który faktycznie próbował się podnieść, ale ponownie upadał na kolana.

Jego życie właśnie legło w gruzach.

Fairytale | Minsung [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz