Rozdział 7

282 25 1
                                    

Neck deep, I'm swimming

So far from the shoreline and I don't know if I'll make it

– Too Close To Touch Bedroom Hymn

Artur

Obudziło mnie uporczywe miauczenie. Gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem Mrużkę siedzącą na mojej piersi. Wpatrywała się we mnie wyczekująco. Bycie jej ulubieńcem oznaczało, że to również ja przejmowałem rolę karmiciela, jak tylko pojawiłem się na horyzoncie. Westchnąłem ciężko i wyplątałem się z ciepłej pościeli. Ta kocica była zwyczajnie okropna.

Cicho przymknąłem za sobą drzwi, pozwalając Julce jeszcze trochę pospać. Z naszej dwójki to ja wstawałem wcześniej. Nie tylko przez Mrużkę. Przez lata przyzwyczaiłem się do małej ilości snu.

Kocie żarcie znalazłem w tej szafce, co zawsze. Kotka znów zaczęła mruczeć, gdy nakładałem zawartość saszetki do jej miseczki. Ledwo postawiłem ją na podłodze, a rzuciła się na nią, jakby nic nie jadła przynajmniej od tygodnia. Pokręciłem tylko głową i wstawiłem ekspres, rozglądając się wokół. Niewiele się tu zmieniło przez dwa lata.

Przesunąłem palcami po klapie pianina. Wydawała się lekko zakurzona. Czy Julka muzykę również porzuciła? Usiadłem na stołku i dźwignąłem drewnianą pokrywę. Na próbę nacisnąłem losowe klawisze. Dźwięk wciąż był czysty.

Dałem się ponieść emocjom. Nie zastanawiałem się nad wyborem melodii. Pozwoliłem palcom mnie prowadzić, wybrzmieć muzyce kłębiącej się w mojej głowie.

'Cause it feels like I'm drowning

I can't breathe anymore

When all is gone and I can't take more

I try to hold it back, try to hold it back

But it haunts my sleep, haunts my sleep

Śpiewałem cicho, by nie stracić rytmu. W uszach słyszałem już nie tylko łagodne dźwięki pianina, a całą orkiestrę. Moje myśli zaczęły rozkwitać, wybuchać jak supernowa, skupione wokół jednego – wiodącej ich melodii. W sercu zapanował spokój, choć krew zaczęła płynąć szybciej, wrzeć. Puls dopasował się do taktu, bijąc pod skórą niczym bęben. Łatwo było się zatracić w tym stanie. Stać się jednym z instrumentem, zapomnieć o wszystkim innym. O Julce śpiącej w pokoju obok. Nie myśleć o tym, co nas rozdzieliło. Zepchnąć na bok wszystkie inne emocje. Tę niepewność, którą przynosiła ze sobą moja własna Królowa Śniegu.

Spod palców uciekł ostatni dźwięk i zapadła cisza. Dzwoniła mi w uszach, aż przerwało ją skrzypienie podłogi. Obróciłem się, a Julia stała w progu, oparta o futrynę. Wyglądała, jakby znajdowała się tam już dobrą chwilę.

– Obudziłem cię? – zapytałem.

– To była przyjemna pobudka – zauważyła. Nie podeszła jednak bliżej. – Dzięki, że zająłeś się Fioną.

Fiona. Tak Julka nazwała swoje pianino, które dorwała za bezcen, gdy jakaś kobieta wyprzedawała rzeczy swojego zmarłego męża. Pielęgnowała je tym bardziej, że miało już swoją historię.

– Nie grasz już?

– Straciłam zapał – odparła, odwracając wzrok. Kłamała.

Odnalazłem w głowie inną melodię, a rysy Julki zmiękły. Rozpoznała ją.

Jej głos otoczył mnie ciepłem. Miękkim ciepłem. I przez moment poczułem się jak dawniej. Gdy usypiał mnie nie jej oddech, a śpiew, który przenikał mnie na wskroś. To był dom.

Blask zgaszonych świateł [dawniej Słodkie pożądanie] /ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz