Rozdział 8

271 30 1
                                    

'Cause I'm so drunk on you

Baby, you're all that I want

I want you all to myself

Oh, but you know me too well

– Nothing But Thieves You Know Me Too Well

Julia

Biegliśmy tak aż do najbliższego skrzyżowania, oddalając się od mojego miejsca pracy. Nie zdążyliśmy dotrzeć na przystanek, gdy zaczęło lać. Zaczęłam się głośno śmiać.

– Zdecydowanie jak za starych, dobrych czasów – zachichotałam, odgarniając z twarzy mokre włosy.

Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na Artura. Ociekał wodą podobnie jak ja i wpatrywał się we mnie jak urzeczony, zupełnie niewzruszony regularną ulewą. Tak zacinało, że nawet przystanek nie chronił nas przed deszczem. Zimne krople smagały moje nogi, w materiałowych trampkach chlupotało. Brązowe oczy Artura pociemniały, gdy nasze spojrzenia się spotkały, a potem poczułam jego usta na swoich wargach. Smakował piwem i pachniał deszczem, który mieszał się z zapachem jego perfum. Z wrażeń zakręciło mi się w głowie. Całował mnie, jakby chciał pochłonąć każdą moja najmniejszą cząstkę. Posiąść mnie. Wejść pod skórę. Czułam jego dłonie na pośladkach, zachłanny język w ustach. Nogi ugięły się pode mną i ogarnęło mnie pożądanie. To prymitywne pragnienie, które walczyło ze zdrowym rozsądkiem. Musiałam myśleć trzeźwo.

Oderwałam się od Artura, z trudem łapiąc oddech. Zimny, jesienny deszcz zacinał mi prosto w twarz. Moje piersi unosiły się i opadały gwałtownie. Patrzyłam na Artura z mieszanką zachwytu i przerażenia. Nie byłam przy nim sobą. Wydobywał ze mnie szaloną, nieokrzesaną Julkę, której się bałam. Tamta Julka łamała zasady. Jak dzisiaj.

– Powinniśmy... – Odchrząknęłam. Mój głos stał się nienaturalnie piskliwy. – Najlepiej będzie, jeśli na tym zakończymy wieczór.

Potrzebowałam pomyśleć. Artur Iskra dopiero co na powrót pojawił się w moim życiu, a ja już traciłam dla niego głowę. Zupełnie jak lata temu. Ktoś mógłby pomyśleć, że teraz powinnam być mądrzejsza, gdy wiedziałam, że jak nikt inny potrafi wywrócić moje życie do góry nogami. Jednak nie byłam. I chyba nigdy nie będę. Jeśli chodziło o Artura Iskrę, nie potrafiłam z siebie wykrzesać nawet krztyny oporu.

Artur przyglądał mi się chwilę, po czym przytaknął i przeczesał palcami przydługie włosy, zanim nonszalancko schował ręce do kieszeni.

– Masz rację – zgodził się, nagle spięty. – To... – zaczął, kręcąc głową.

– Za szybko – dokończyłam za niego. – Sporo się zmieniło przez te dwa lata. Nie psujmy tego. – Wskazałam przestrzeń między nami.

– W porządku – odpowiedział. – Ale musisz mi coś obiecać.

Zgodziłabym się najprawdopodobniej na cokolwiek, o co tylko by mnie poprosił. Ta obietnica miała być jednak łatwa do dotrzymania.

– Jesteśmy na wyłączność, bez względu na to, jak długo będziemy się na nowo docierać.

Wyprostowałam się i zadarłam głowę, żeby spojrzeć mu prosto w oczy.

– Ja się nie dzielę – oznajmiłam twardo.

Uśmiechnął się.

– Właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem.

***

Wróciłam do domu z mętlikiem w głowie. Z takim mężczyzną jak Artur trudno było postępować wolno. Tak samo wyglądało to za pierwszym razem. Przez lata tylko się przyjaźniliśmy, ale znaliśmy się już jak łyse konie, gdy oboje zapragnęliśmy więcej. Odpychaliśmy się i przyciągaliśmy na nowo ze strachu przed zniszczeniem przyjaźni. Zapewniała nam pewne bezpieczeństwo. Za to związek z Arturem był jak skok na główkę i po obserwowaniu pozostałych młodych Iskrów, miałam wrażenie, że z nimi po prostu nie da się inaczej. Każdy z nich miał w sobie ten dziwny rodzaj magnetyzmu, któremu trudno się oprzeć. I trudno było się w nich nie zakochać.

Blask zgaszonych świateł [dawniej Słodkie pożądanie] /ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz