Rozdział 20

354 45 10
                                    

We've grown heavy hearted,

afraid and guarded,

can we begin again?

– Sunsleep Fever

Julia

– O rany, właśnie tego potrzebowałam – jęknęłam, pochłaniając porcję jajecznicy.

Artur przed snem kazał mi jeszcze wypić jakiś magiczny specyfik i wyglądało na to, że zadziałał. Kac był niemal nieodczuwalny. Lekki ból głowy, który powoli już przechodził po lekach i chciało mi się pić. Tłuste śniadanie załatwiło resztę. I prysznic. Długi, chłodny prysznic.

– Powinnam ci podziękować – zaczęłam, unosząc wzrok na Artura.

Miał wilgotne włosy, które pod wpływem wilgoci zaczęły się uroczo wywijać. Oczywiście w życiu nie powiedziałabym tego na głos. Jednocześnie przypominał mi tego złola z Inspektora Gadżeta, Doktora Klaufa, gdy tak machinalnie głaskał Mrużkę siedzącą na jego kolanach. Czarną koszulkę miał już całą w sierści, ale chyba niewiele go to obchodziło.

– To tylko jajecznica. – Wzruszył ramionami i ostrożnie sięgnął po swoją kawę. Wiedział aż za dobrze, że jeśli poruszy się zbyt gwałtownie, Mrużka podrapie go tak, że będzie wyglądał, jakby zaatakował go przydrożny krzak.

– Za śniadanie też – przytaknęłam. – Ale nie o to mi chodzi. Za wczoraj... – Odetchnęłam głęboko. – Chyba nie docierało do mnie, jak bardzo mi tego brakuje. Chociaż cholernie się bałam i przez moment planowałam twoje morderstwo, żebyś nie miał złudzeń. – Na ustach Artura błąkał się uśmiech, gdy wspomniałam o morderstwie. Ani trochę się nie przejął. – A potem to wszystko... wróciło.

Na samą myśl zalało mnie wspomnienie tego ciepła. Tej wyjątkowej mieszanki emocji, która buzowała i trawiła jak gorączka. To uczucie było jak narkotyk.

– Przez moment obawiałem się, że zwiejesz spod samej sceny – przyznał Artur, marszcząc brwi, jakby myślał nad czymś intensywnie.

– Przemknęło mi to przez myśl. – Wsunęłam do ust ostatni kęs pieczywa i z rozmysłem żułam go przez dłuższą chwilę, grając na czas. – Skąd wiedziałeś, że to dobry pomysł?

– Nie wiedziałem. Bardziej zgadywałem, ale gdy ja rzygałem jak kot przed wyjściem na scenę, ty zawsze wychodziłaś z koncertu taka... lekka. Beztroska. Dlatego tym bardziej się zdziwiłem, kiedy zupełnie z tego zrezygnowałaś.

Westchnęłam ciężko.

– To w sumie bardziej złożone – odpowiedziałam, czując, że powinnam być z nim w końcu szczera. Aż za dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że kiedyś zakochał się w zupełnie innej wersji mnie. Wciąż miałam obawy, czy polubi się z tą nową. – Myśl o wyjściu na scenę zaczęła mnie przerażać, ale nie tylko to. Wystąpienia publiczne ogółem. Wychodzenie do ludzi nagle stało się jakieś dziwnie trudne. Głupie, wiem. – Spuściłam wzrok na swoje dłonie. – Czułam się przez większość czasu jak oszustka, pisząc te wszystkie rozrywkowe teksty do Belle. Czasem nadal się tak czuję. I za nic nie wyszłabym wczoraj na scenę, gdybyś mi nie towarzyszył.

Artur wpatrywał się we mnie w skupieniu, nie przestając głaskać Mrużki.

– To nie jest głupie, Julka – stwierdził po dłuższej chwili milczenia. – To normalne. Tak jak mój strach przed wychodzeniem na scenę.

– W zasadzie nigdy nie rozumiałam, dlaczego aż tak się stresujesz. Nawet gdy byliśmy jeszcze totalnie beznadziejni, nigdy nie pomyliłeś choćby jednej nuty.

Blask zgaszonych świateł [dawniej Słodkie pożądanie] /ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz