Rozdział 17

439 66 7
                                    

I need you, nothing more
I've been lying to all of you
'Cause I've been trying to face the truth

- Palisades Ways To Disappear

Artur

Julka zasnęła na kanapie z laptopem na kolanach. Gdy wziąłem ją na ręce, tylko westchnęła przez sen. Prawie jak za starych dobrych czasów, pomyślałem, okrywając ją kołdrą. Było już po drugiej, ale nie czułem zmęczenia. Nie do tego stopnia, żeby się położyć obok niej. Wycofałem się więc z sypialni i ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi.

Lata pracy w barze zupełnie przestawiły moje pory funkcjonowania. Przywykłem do kładzenia się o świcie. Z Julką nie byłem do końca szczery, jeśli chodziło o muzykę. Nadal tworzyłem. Tyle że nie dla siebie. Wyrzekłem się tylko tego, co najbardziej mnie jednocześnie przerażało i ekscytowało – występowania przed ludźmi. Pisałem piosenki dla innych, bo tak było łatwiej. W końcu dotarła też do mnie gorzka prawda – to była jedyna opcja, żebym kiedykolwiek usłyszał swoje piosenki w radiu.

Gdy Robert, mój były perkusista, mi to zaproponował, sądziłem, że zupełnie padło mu na mózg. Miałbym pisać teksty dla kogoś? Obnażać się w ten sposób i oddawać komuś innemu? Po tym jednak jak nasz zespół umarł śmiercią naturalną, jako jedyny został w biznesie, głównie jako perkusista studyjny, czasem jeździł też w trasy. I to on podsunął jedną z moich piosenek menadżerowi jednej ze wschodzących gwiazdek popu. Sam zupełnie nie wierzyłem w powodzenie tego pomysłu, ale następnego dnia zadzwonili do mnie z wytwórni i machina poszła w ruch. Przez te dwa lata napisałem ponad trzydzieści utworów dla różnych artystów. Wszystkie były o Julce. Jednak złamane serce to dobra inspiracja.

Rozłożyłem się na stole w kuchni z laptopem i kontrolerem. W większości pisałem w nocy, więc gitara odpadała, sąsiedzi by mnie chyba zamordowali. Podłączyłem słuchawki i odpaliłem ostatni zapisany plik. Linia melodyczna już gdzieś zmierzała, ale tekst wciąż kulał. Spojrzałem na pokreślone strony w notesie. Zdecydowanie kulał.

Pracowałem nad tą piosenką od prawie trzech tygodni i utknąłem. Ponowne pojawienie się Julki w moim życiu sporo zmieniło. Ze wszystkich sił próbowałem jej wybaczyć, bo przerażała mnie sama myśl, że znów miałbym ją stracić. Starałem się zrozumieć punkt widzenia Julki, nawet jeśli był dla mnie krzywdzący.

I've fallen in love with the heaven above

You were the stars

While I was the ocean below

Aglow with reflection of your light

Odchyliłem się na krześle i spojrzałem w sufit., wsłuchując się w to, co już nagrałem, gdy zobaczyłem, że dzwoni Stasiek. Trzecia w nocy i telefon z baru w porze zamknięcia, to nie wróżyło nic dobrego.

– Co jest? – zapytałem z napięciem w głosie.

– Sąsiad nas zalał. A konkretnie zalał nam magazyn. Cała lewa ściana jest mokra. Nie wiem, co on tam zrobił na górze, chyba basen.

– Kurwa – zakląłem pod nosem, zrywając się od stołu. – Już jadę.

Zgarnąłem kluczyki, złapałem kurtkę w garść i słuchając relacji Staśka, napisałem krótką wiadomość dla Julki, obok której zostawiłem dodatkowy komplet kluczy do mieszkania. Nie byłem pewien, ile mi zejdzie.

Na miejsce dotarłem w niespełna kwadrans. Lokal był już pusty i ciszę przerywały tylko rozmowy dobiegające od strony zaplecza w połączeniu ze stukaniem szkła. Kurtkę zostawiłem za barem, zanim dołączyłem do Staśka, Tomka i Kamili, którzy przerzucali właśnie wszystko na drugą stronę magazynu.

– Duże mamy straty? – zwróciłem się do Staśka, który pracował tu najdłużej.

– Nie jest źle, akurat w większości stało tu szkło, więc kwestia wypakowania z przemokniętych kartonów. Trochę podkładek do wywalenia, słomek, tego typu pierdół, łącznie może kilka stówek. Ale malowanie trzeba będzie zrobić. – Wskazał na mokrą plamę na suficie. – No i ściana jest mokra, po osuszeniu pewnie też malowanie.

– Kiedy to zauważyliście?

Stasiek spojrzał na Kamilę.

– Tuż przed zamknięciem. Kamila uzupełniała zapasy za barem i w lodówce na zapleczu, żeby jutro nie zaczynać na pusto. Weszła do magazynu i od razu nas zawołała, woda wypływała spod regału.

Westchnąłem ciężko. Bałem się, że będzie gorzej, ale to wciąż dodatkowe koszty, których totalnie teraz nie potrzebowałem.

– Dobra, co wejdzie, przerzucamy na zaplecze, reszta na drugą stronę na regały – zarządziłem. – O tej porze nic nie załatwię, a nie wiemy, ile tej wody się jeszcze przeleje. Skorygujcie potem grafik o ten dodatkowy czas.

We czwórkę poszło nam to całkiem sprawnie. Na szczęście byliśmy jeszcze przed dużą dostawą. Szykowało nam się kilka większych rezerwacji, ale zamówienia miały dotrzeć dopiero w środę. Miałem nadzieję, że do tego czasu uda się chociaż osuszyć ścianę. Teraz leżały pod nią ścierki, gdyby spłynęło więcej wody. Niewiele, ale zawsze coś.

Dochodziło w pół do piątej, gdy wysłałem załogę do domu i sam zacząłem się zbierać. Na tym etapie padałem już z nóg.

Miałem już gasić światła, gdy drzwi do baru gwałtownie się otworzyły. Zapomniałem je zamknąć od razu po wyjściu chłopaków i Kamili. Wypuściłem ich frontem, skoro i tak jeszcze chwilę zostawałem.

– Artur? – rozległ się głos Julki.

– Tu jestem – wychyliłem się zza baru, gdzie upychałem jeszcze trochę wódki w lodówkach. Jutro był piątek, więc i tak powinno zejść, a zaplecze zrobiło się teraz tak ciasne, że przejść dało się niemal tylko bokiem, chyba że miało się drobną posturę jak Kamila. – Nie musiałaś przyjeżdżać, zaraz miałem się zbierać.

– Napisałeś „Awaria w barze, nie wiem, kiedy będę" i sądziłeś, że spokojnie pójdę dalej spać? – zapytała, unosząc wymownie wystylizowaną brew. Po oczami miała jeszcze resztki makijażu.

– Mniej więcej – przyznałem. – Mogłaś zadzwonić.

– Nie odbierałeś.

Wtedy sobie przypomniałem, że telefon zostawiłem w kurtce. Był wyciszony, więc nawet nie słyszałem, że dzwonił. Wyjąłem go i zobaczyłem trzy nieodebrane połączenia od Julki.

– Powiesz mi, co się stało, że przyjechałeś tu w środku nocy?

– Sąsiad z góry nas zalał. – Wzruszyłem ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. – Zabezpieczyliśmy towar i dałem znać właścicielowi o sytuacji. Pewnie rano oddzwoni. Na ten moment nic więcej nie zrobimy. Chodź, przyda ci się jeszcze trochę snu. – Kierowany przyzwyczajeniem, chwyciłem ją za rękę.

– A tobie? Nie położyłeś się w ogóle.

Julka przyglądała mi się badawczo, marszcząc brwi.

– Nie – przyznałem. – Tęskniłaś? – zapytałem żartobliwym tonem, choć pytanie było jak najbardziej na serio.

– Nie lubię spać bez ciebie – odpowiedziała, wtulając się w mój bok tak, że nie mogłem zobaczyć jej twarzy.

– Już nie musisz. – Objąłem ją odrobinę mocniej i przymknąłem oczy.

Pachniała jak dom.

Blask zgaszonych świateł [dawniej Słodkie pożądanie] /ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz