Rozdział 14

391 55 11
                                    

I'm a bad liar when I'm fucking tired
Keeping up with the stories

– Sad Heroes Sunny Side Down

Artur

Jeszcze długo po wyjściu Marysi siedziałem na górze i myślałem nad tym, co powiedziała. Może miała rację? Muzyka nie była tylko pasją. Była sposobem funkcjonowania i wyrażania emocji. Potrzebą. Kiedyś nawet nie przyszłoby mi do głowy, że oboje się jej wyrzekniemy. Przyszło nam to obojgu aż nazbyt łatwo.

Potarłem pulsujące skronie palcami. Po moim trupie pozwolę Julce tak zwyczajnie się poddać. Wierzyłem, że gdzieś pod powierzchnią nadal czai się moja Julka. Ba, miałem pewność po tym, jak w zasadzie włamała się ze mną do biurowca, w którym mieściła się redakcja. Ta dziewczyna wciąż tam była. Nieokrzesana, może nawet nieco szalona, ale właśnie to mnie w niej przyciągnęło na samym początku. Właśnie z tego powodu się zaprzyjaźniliśmy i od samego początku byłem w niej zadurzony po same uszy. Imponowała mi. Na dodatek schlebiało mi, że dziewczyna dwa lata starsza ode mnie chce w ogóle mieć cokolwiek ze mną do czynienia, nawet jeśli tylko jako kumple z zespołu.

Gdybym jej nie znał, zrzuciłbym jej milczenie na niedoczas. Gdy jednak minęła szósta wieczorem, a Julka nie odezwała się nawet słowem, zacząłem się martwić. Cisza z jej strony oznaczać mogła tylko dwie rzeczy – albo była śmiertelnie obrażona, albo cierpiała. Spróbowałem do niej zadzwonić, ale od razu odbiłem się od poczty głosowej i wtedy wezbrała się we mnie panika. Nie miała w zwyczaju wyłączać telefonu. Nigdy. Po prostu tego nie robiła. Nawet byłem święcie przekonany, że nie zna na pamięć pinu do karty. Nie miała głowy do cyfr.

W drugiej kolejności wybrałem numer, na który nie dzwoniłem od dawna. Daria odebrała po trzecim sygnale.

– Artur? – zapytała zdziwiona, odbierając połączenie. – Coś się stało? Coś z Julką?

Brzmiała na naprawdę przejętą i przez to zacząłem się zastanawiać, jak wiele zmieniło się między siostrami Kreft.

– Nie mogę się dodzwonić do Julki. Wspominała ci o czymś?

Po drugiej stronie linii zapadło przeciągłe milczenie.

– Nie... – odpowiedziała. – Myślę, że jednak wiem, czemu milczy. Zaczekaj, wyślę ci coś.

Usłyszałem trzaski i komunikator nagle piknął. Odjąłem telefon od ucha i otworzyłem wiadomość z linkiem od Darii. To był artykuł w Belle. O mastektomii. Jednak to zrobiła.

– Masz pojęcie, gdzie może teraz być?

– Najpewniej w domu. Wiesz, ona nie jest zbyt imprezowa od... – Urwała i wzięła głęboki wdech, zanim dokończyła: – ...tamtego czasu. Raczej trudno ją gdzieś wyciągnąć i chyba teraz rozumiem dlaczego. Ten artykuł... Jeśli ją zapytasz, to powie, że nikogo teraz nie potrzebuje, ale będzie kłamać.

Słowa Darii docierały do mnie jak przez grubą ścianę, gdy przesuwałem wzrokiem po artykule. Ścisnęło mnie w gardle.

– Jadę do niej – rzuciłem tylko, zanim się rozłączyłem i zacząłem zbierać pospiesznie swoje rzeczy.

Wrąbałem się w końcówkę popołudniowego szczytu. Kląłem więc na czym świat stoi, stojąc w korku. Poszesnastej samochody w stolicy jakoś magicznie się rozmnażały i blokowały dosłownie każdą z głównych arterii miasta. Trasa, która normalnie zajęłaby mi kwadrans z górką, trwała ponad czterdzieści minut. Potem kolejny kwadrans zmarnowałem na szukanie miejsca parkingowego i na tym etapie żałowałem już, że nie zostawiłem samochodu pod barem.

W końcu wcisnąłem się gdzieś dopiero ulicę dalej. Zdążyło już zajść słońce, a wrześniowe powietrze trochę wystudziło mi głowę, gdy zmierzałem do kamienicy, w której mieszkała Julka. Na dole minąłem się ze starszawą kobietą z małym białym pieskiem bardziej przypominającym pluszaka niż zwierzę, sąsiadkę Julki z naprzeciwka.

– Pan do panienki Kreft mam nadzieję? – zagaiła, gdy przytrzymałem jej drzwi.

Zmarszczyłem brwi.

– Tak, ale... – zacząłem zmieszany.

– Od dwóch godzin puszcza taki łomot, że się wytrzymać nie da. Wie pan, jak to się niesie po murach? Podłoga aż mi trzeszczy.

Byłem pewien, że z tą podłogą to przesadza, ale głośną muzykę było słychać już na dole. Jeśli rzeczywiście trwało to od dwóch godzin, szczerze współczułem mieszkańcom. Tym prędzej wbiegłem po wyślizganych schodach na górę.

Zapukałem najpierw normalnie, z czystej grzeczności. Potem zacząłem się już zwyczajnie dobijać, uderzając w drzwi bokiem dłoni zwiniętej w pięść. Chwilę to potrwało, ale nagle muzyka ucichła, a zamek głośno szczęknął.

Julka wyglądała, jakby dopiero co wróciła z pracy, ale po spotkaniu z sąsiadka wiedziałem, że jest tu znacznie dłużej. Wciąż jednak miała na sobie sukienkę, którą założyła rano, a włosy związane w luźny węzeł. Nawet makijaż nie dał rady ukryć jej nienaturalnej bladości. Niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, dziwnie matowe i bez wyrazu.

Uniosłem telefon trzymany w dłoni.

– Widziałem artykuł na stronie.

– Och – wyrwało jej się. Przy nogach Julki pojawiła się Mrużka i otarła się o nie niespokojnie. Najeżyła się lekko, jakby nie chciała nikogo dopuścić do swojej właścicielki. Nawet mnie. – Nie miałeś dzisiaj zostać dłużej w barze?

– Miałem. – Wyprostowałem się. – Ale chłopaki sobie poradzą, a nie byłem pewien, czy ty sobie radzisz.

Julka westchnęła ciężko i wzruszyła ramionami, zanim odsunęła się, żeby wpuścić mnie do środka i zamknęła za mną drzwi.

– Nie bardzo wiem, co mam ci powiedzieć. – Oparła się o ścianę naprzeciwko drzwi. – Nie czuję się ani dobrze, ani źle. Czuję się... – Pokręciła głową. – Po prostu nagle czuję... wszystko.

Jej ramiona zadrżały jakby w preludium płaczu, gdy spojrzała na mnie szklistymi oczami.

– Pustkę, chaos, tęsknotę, strach... – kontynuowała, nie spuszczając wzroku. – Nadzieję, troskę... Miłość. Mam wrażenie, jakbym zaraz miała wybuchnąć.

– Znam pewien sposób na bezpieczny wybuch. – Wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.

Chwyciła ją bez choćby śladu wątpliwości na twarzy. Zamiast tego w niebieskich oczach zobaczyłem bezbrzeżną ufność.

A/n: Zabieram się od razu za pisanie kolejnego rozdziału, postaram się dodać jutro ;* Tymczasem... iskrzącej nocy Wam życzę ;)

Ania xx

Blask zgaszonych świateł [dawniej Słodkie pożądanie] /ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz