=Rozdział 21= Tajemnica

309 22 6
                                    

Obudziłam się w środku nocy. Głowa mnie bolała tak że, nie wiem. Wstałam z łóżka i podeszłam do plecaka w nadziei że wzięłam jakieś tabletki przeciwbólowe. Szukałam i szukałam ale na moje nieszczęście nie mogłam ich znaleźć. Usiadłam przy stoliku łapiąc się za głowę zaczynając płakać bo ból był nie do wytrzymania.

Siedziałam tak chwilę a ta chwila okazała się być godzinami bo słońce zaczynało wstawać. Położyłam się znów do łóżka jednak nie mogłam zasnąć. Nie słyszałam jednak kiedy brunet się obudził.

Kiedy znów wstałam zauważyłam że Zhongli wszedł do pokoju z talerzami.

- O już wstałaś?

- Dzień dobry... Zhongli masz jakieś leki przeciwbólowe?

- Niestety nie posiadam.- na jego słowa jękłam głośno i walnelam głową w poduszkę.- Co cię boli?

- Głowaa... Spać nie mogłam przez całą noc..

- W takim razie zjedz śniadanie a ja zaraz wrócę.- powiedział po czym podał mi talerz i wyszedł.

Starałam się zjeść jednak przez ból nie potrafiłam. Zawsze tak było że podczas bólu głowy nie potrafiłam nic zrobić i tylko narzekałam. Życie no.

Gdy zjadłam już połowę do pokoju wszedł Zhongli z małym kubeczkiem w rękach.

- Co to?- spytałam.

- Napij się tego. Powinno ci przejść.- powiedział po czym podał mi kubek do rąk. Gdy wzięłam łyka od razu chciałam to wypluć jednak wzrok Zhongliego przekonał mnie do wypicia.- Aż takie złe nie było, prawda?- wymamrotalam coś obraźliwego pod nosem aby nie usłyszał.- Prawda, Y/N?

- Pewnie...

- To świetnie. Teraz dokończ jedzenie.- rozkazał a ja posłusznie zrobiłam co mi powiedział.

Po kilkunastu minutach skończyliśmy jeść a Zhongli poszedł odłożyć talerze. Uznałam że wypadało by się ubrać i wyruszyć w podróż by szybciej wrócić do domu.

Poszłam do łazienki a po chwili z niej wyszłam ubrana i po porannej toalecie. Spakowałam piżamę do plecaka i wzięłam go na plecy. Widząc że mężczyzna wziął już swój bagaż i klucz szybko wyszłam z pokoju.

- Gotowa?- zapytał na co ja przytaknęłam.- To idziemy.- powiedział i zakluczył drzwi. Zeszliśmy do recepcji zdając klucz po czym zjechaliśmy na dół windą.

Szliśmy w sumie bardzo krótko bo tylko pół godziny gdy w końcu coś sobie uświadomiłam.

- Poczekaj.- powiedzialam- Po co my tak właściwie tu przyszliśmy. Nie ma tu żadnych unikalnych roślin.

- Sama zaproponowałaś więc się nie wtrącałem. Jeżeli chcesz możemy sobie zrobić krótką przerwę a potem iść do Mondstadt.

- Mogłeś mi powiedzieć! W Liyue nie mieszkam tak długo jak ty!

- No już, już. Chodź, postawie ci herbatę.- powiedział.

- Jest mi za ciepło na gorący napój.

- W takim razie zróbmy sobie przerwę i chodźmy dalej.- rzekł po czym usiedliśmy do jednego ze stolików.

Po ok 10 minutach znów ruszyliśmy w podróż. Szybko przeszliśmy droga do Mondstadt ignorując przeciwników i znaleźliśmy się na przeciwko Dawn Winery. Niestety... Pan maruda był akurat przed swoją rezydencją czekając na coś.

- Którędy teraz?- spytał brunet.

- Za mną.- powiedziałam i poszliśmy w stronę miasta. Nie uniknęłam wzroku czerwono wlosego jednak wyglądał jakby po prostu miał mi zaraz pomachać.

Szliśmy jeszcze przez jakiś czas aż w końcu wyszliśmy na drogę którą prowadzi do Mondstadt.

- Będziesz chciał tu zajrzeć?- spytałam.

- Nie trzeba. Wolałbym szybko wrócić do Liyue.

- W takim razie chodźmy do Windrise.- powiedziałam i zaczęłam się kierować w stronę charakterystycznego drzewa. Byliśmy tam po krótkiej chwili a nawet kogoś spotkaliśmy.

- Kogo moje oczy widzą! Dwójka moich najlepszych przyjaciół!- krzyknął Venti zeskakując z drzewa.

- Znacie się?- spytałam Zhongliego.

- Venti to mój dobry przyjaciel. Znamy się od bardzo dawna.- odpowiedział.

- Więc moi kochani, co was sprowadza do Mondstadt?

- Pogrzeb.- powiedziałam.

- Haha... Miała na myśli kwiaty na pogrzeb...

- Aaaa! Już wiem! Pewnie chodzi o Panią która karmiła koty w mieście. Ah, szkoda mi jej.- powiedział Venti.

- Być może. My tylko przyszliśmy zebrać te czerwone kwiaty które są przy tym drzewie.- rzekł złotooki.

- Chwila! Skoro już tu jestem i on też chce moją kase z powrotem!- krzyknęłam.

- Widzisz Y/N...

- Nie ma mowy. Za długo czekałam poza tym mój następny raz tutaj będzie pewnie na okres jesieni. Więc daj mi morę.- powiedziałam stanowczo.

- Eh... No dobra.- powiedział wyciągając małą saszetkę z kieszeni.- Tylko tyle mam.

Przeliczając pieniądze oboje odeszli ode mnie.

- Venti- zwróciłam się do niego- jeszcze 10.

- A skąd Barbatos ma ci wziąć 10 mory?!- krzyknął.

- Było nie chlac tyle!

- Venti czemu ty...- odezwał się nagle Zhongli.

- Co?- spytał w odpowiedzi.

- Czemu jej powiedziałaś że jesteś Barbatosem?!

- Bo od dawna o tym wiem?- powiedziałam.- A ty skąd wiesz że Venti jest Bogiem hmmm? Może jesteś Moraxem Zhongli?- zasmialam się.

- No dobra, masz mnie.

- Haha! Dobry żart.- odpowiedziała mi cisza.- Czekaj ty nie żartujesz?

- Po co bym miał? Nawet jeśli bym ci skłamał nie mam gwarancji że o tym nie zapomnisz. Ale wiedząc że dochowalas sekret Ventiego wierzę że dochowasz również mojego.

- Em... No jasne?

- No to chodźmy pozbierać już te kwiaty.




__________________

Przepraszam za taką odkleje ale dobrze że poprawiłam bo tak to meteor by ją pierdolnął w łeb ;-;

=Mora to nie wszystko= Childe x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz