=Rozdział 6=Powrót=

628 25 23
                                    

- Uhhhh! Za dużo tego! Skąd wy się tu wzięliście?!- krzyknęłam.

- Mam swoje sposoby.- powiedział wesoło chłopak.

- A wy?- zapytałam.

- Nazwijmy to "kajakowaniem"- uśmiechnął się mężczyzna.

- No-no dobra tak czy siak po co tu jesteście?

- Po ciebie. Jakby nie patrzeć nagle zniknęłaś.- powiedział blondyn.

- No niby racja ale nie mogę wrócić! Nie ma jak, Beidou podobno będzie za miesiąc lub dwa poza tym nawet jeżeli przepłyneliscie tu kajakiem czy czymkolwiek innym ja na pewno nie wejdę na żadną łódkę, lód albo most.- powiedziałam.

- Y/N Xingqiu się o ciebie martwi, nie chcesz u niego mieszkać?- zapytał chłopak.

- Wszystko mi jedno czy zostanę tutaj z tym idiotą, moja mamą czy z bratem.

- Tym "idiotą" czyli kim?- spytał Kaeya.

- Nie ważne. Chcecie się gdzieś przejść?- spytałam.

- Mi pasuje! Byleby była gdzieś w pobliżu dobra knajpa gdzie mogę wypić.- odpowiedział Venti.

- Ty znowu o tym samym?- zapytałam z uśmiechem.- Niestety lecz nie miałam planu iść do miasta tylko..- odwróciłam się w inną stronę- Iść do Scared Sakury!- wskazałam palcem na górę.

- Żartujesz sobie tak?- zapytał granatowo włosy.

- Ależ skąd. Za mną chłopcy!- krzyknęłam i zaczęłam iść w stronę wejścia na górę.

Po kilkunastu minutach wchodzenia i jęków ze strony Ventiego uznaliśmy że zrobimy przerwę chociaż że byliśmy dopiero w połowie. A nawet mniej.

- Czekajcie, zaraz wracam.- powiedziałam i poszłam w swoją stronę a Venti, Kaeya i Albedo odpoczywali.
Wyszłam podziwiać widok, którego nie widziałam od dawna inaczej mówiąc Górę Yougou a raczej jej "wnętrze". Nagle usłyszałam kroki za mną więc się odwróciłam i zauważyłam blond włosego.

- Hej Albedo, czegoś szukasz?- spytałam ale ten mi nie odpowiedział. Wziął moje ręce i spojrzał na mnie. Obrócił nas trochę w prawo i nadal się patrzył. Następnie w przeciągu kilku sekund Albedo puścił mnie i zaczął odchodzić. A bynajmniej tak myślałam. Kiedy obrociłam się w stronę małego jeziorka na dole góry ktoś mnie popchnął. Kiedy ułamkiem spojrzałam się za mnie zauważyłam odchodzącego alchemika. Tylko że coś mi nie pasowało. Gdy ledwo był w zasięgu mojego wzroku zauważyłam, że ma swojego kitka a jeszcze przed kilkoma minutami go nie miał. Jakby nie patrzeć trudno jest tak szybko zaplec warkoczyki dookoła głowy.
Zamiast krzyczeć uśmiechnęłam się. Jednak miałam na to ochotę. Po chwili wpadłam do toksycznej wody* i próbowałam jak najszybciej się z niej wydostać lecz rany na plecach dały o sobie znak i mi to strasznie utrudniały. Ostatkiem sił z niej wyszłam i uznałam że odwiedzę moją mamę bo po pierwsze mieszka najbliżej, po drugie chce ją zobaczyć a po trzecie nie mam ochoty iść do tego całego Scaramouche. Moje plany lekko pokrzyżowały krzyki z góry. Zauważyłam że chłopacy zlatują na dół. Na razie nie chciało mi się z nimi gadać więc zaczęłam biec. A bynajmniej starałam się biec bo po tej wodzie każdy źle się czuje. Jednak oni byli szybsi i mnie złapali.

- Hola hola. Czemu od nas uciekasz Y/N? I czemu jesteś cała mokra? Poza tym jak ty się tu znalazłaś?- spytał Kaeya.

- Po pierwsze, nie uciekałam kierowałam się do.. kogoś bliskiego, po drugie, spójrz za siebie, po trzecie, ktoś mnie.. spadłam ze skarpy.- powiedziałam.

=Mora to nie wszystko= Childe x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz