pierwszy dzień życia

1.2K 63 101
                                    

Will Byers

Ta historia ma początek i koniec.
Historia, która jest o niczym ważnym, ponieważ wszystko przemija. Nic nie jest wieczne, ani dane raz na zawsze.

Był 20 sierpnia. Dzień, w którym zacząłem żyć dalej albo po prostu zacząłem żyć, po 15 latach. Żyłem. Kiedyś po prostu byłem i istniałem jak wszyscy na tym świecie. Teraz mój umysł dobrze funkcjonował - było w nim mniej złych myśli. Poczułem pewnego rodzaju ulgę. Taką jak wtedy, gdy ostry ból głowy przerywa połknięta tabletka. Jednak mnie nie leczono z jakiegoś bólu głowy.

Rozmyślałem o tym, co się zmieniło. Przez wakacje sporo urosłem. Wyglądałem nieco zdrowiej i może nawet jak typowy czternastolatek. Moja mama sięgała mi do ramienia, jednak mój brat Jonathan wciąż był z naszej trójki najwyższy. Mimo tego mogłem pożyczać od niego fajne koszulki zespołów, których słuchaliśmy w aucie.

Zbliżał się koniec wakacji, a po wakacjach ja z całą drużyną zaczynaliśmy pierwszą klasę liceum. Myśląc o tym, czułem strach pomieszany z podekscytowaniem. Jonathan powtarzał mi za każdym razem, że liceum nie jest niczym strasznym. Takie gimnazjum, tylko dzieciaki nie są już aż tak wredne, a dziewczyny zaczynają rozmawiać z chłopakami - tłumaczył.

Z drugiej strony brakowało mi codziennego spotykania się z całą drużyną w szkole. W wakacje rzadko udawało się spotkać całą grupą. Dustin wyjechał na kolejny obóz, Max była obrażona na Lucasa, Lucas był obrażony na Max, a Mike i Nastka byli zajęci sobą (bardzo).

Tęskniłem za wspólnym czytaniem komiksów oraz graniem w D&D. Albo szlajaniem się całymi dniami po Hawkins bez żadnego celu. Teraz rower nie był mi całkowicie potrzebny, bo większość czasu spędzałem w okolicy. Nastka czasami pytała, czy chcę spotkać się z nią i z Mikiem, ale wszyscy dobrze wiedzieliśmy, że bym im przeszkadzał. Do całowania się wystarczą dwie osoby.

Jonathan co tydzień zawoził mnie na wizytę u psychologa. Nie byłem pewien, czy mi to potrzebne, jednak mama bardzo nalegała. Ona zawsze martwiła się o wszystkich, tylko nie o siebie. Tak naprawdę Joyce Byers zasługiwała na cały świat.

Słuchaliśmy kasety z Joy Division. Muzyka umilała mi drogę. Przez otwartą szybę wlatywało świeże powietrze pachnące końcem wakacji.

Gabinet pani psycholog wyglądał jak zwykły, przytulny salon. Atmosfera była raczej jak na herbatce u cioci. Kojarzył mi się z domem Wheelerów, dlatego wzbudzał we mnie zaufanie.

– Czy w ostatnim czasie miewasz bóle głowy? – zapytała pani Kelley, zapisując coś w swoim notatniku zaostrzonym ołówkiem.

– Raczej nie – odpowiedziałem powoli z powątpieniem. Czy miewam bóle głowy? To pytanie wydało mi się dziwne.

– Raczej czy nie?

Przecież to nie miało nic wspólnego z tym, jak się czułem.

– Jakie to ma znaczenie? – zapytałem z irytacją w głosie. Zauważyłem, że pani psycholog oczekuje mojej odpowiedzi, więc odpuściłem. – Nie, na pewno nie mam.

– Wspomniałeś, że brakuje ci motywacji. Masz na myśli, że nie chcesz żyć? Chcesz coś sobie zrobić, czy...

Ja pierdolę.

– Po prostu czasem jest mi trochę ciężko. Ale teraz jest o wiele lepiej, niż kiedyś.

Chciałem żyć. Samobójstwa wcale nie brałem pod uwagę. Byłem potrzebny mojej rodzinie. Mamie, Jimowi, Jonathanowi i Nastce. Czułem się im naprawdę potrzebny.

– Z czym jest ci ciężko, Will?

Wzruszyłem bezradnie ramionami. Nie lubiłem tłumaczyć swoich myśli. Czułem się niezrozumiany i przywykłem do tego.

– Czasem wydaje mi się, że powinienem się po prostu zamknąć i siedzieć cicho – zadrżał mi głos.

Pani Kelley mruknęła pod nosem i zapisała coś w swoim głupim notatniku. Co mogła o mnie pisać?

– Nie chcesz rozmawiać z innymi? A twoi przyjaciele? – dopytywała.

Kochałem moich przyjaciół. Byli przy mnie, gdy było najgorzej. Tak okropnie, że myślałem, że wolę umrzeć niż przechodzić przez to całe najgorsze. Ale gdy najgorsze minęło, nic już nie było takie jak dawniej. Nie byłem już ważny. Może nigdy nie byłem.

– Nie słuchają – wymamrotałem, bo coś zaczęło cisnąć mnie w gardle. Poczułem się cholernie mały i bezradny. Jak pięcioletnie dziecko.

– Co chciałbyś, żeby usłyszeli, Will? – Kelley miała uspokajający głos. Popatrzyłem na swoje dłonie.

– Nie wiem. Chciałbym, żeby zależało im na mnie tak samo, jak mi zależy na nich.

Po skończonej wizycie napotkałem za drzwiami czekającą na swoją kolej Chrissy Cunningham. Była ona typową nastolatką o ładnym uśmiechu i blond włosach. Zdecydowanie nie wyglądała na osobę, którą  coś trapi. Czy ja wyglądałem na osobę, którą coś trapi?

Najważniejsze, że moje życie toczyło się dalej.

Na razie wrzucam krótki rozdział, bo nie wiem, jak fanfiction się przyjmie. <3

Drogie marzenia - BylerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz