diez: you're pathetic

20 10 7
                                    

allison:

Promienie ciepłego słońca bezszelestnie wdzierają się przez otwarte okno mojego pokoju. Otwieram oczy. Niebo jest bezchmurne. Ptaki, jak co rano śpiewały swoją poranną pieśń. Nie wstaję. Nie mam ochoty. Nawet ta pogoda mnie nie uszczęśliwia w tym momencie.

Rodzice wrócili już z podróży i od razu marudzą. Mówią, że powinnam iść do szkoły, bo zaniedbuję naukę i im się to nie podoba. Nie rozumiem dlaczego oni nie kumają, że ludzie czasem mają gorsze dni i nie są robotami, że pomimo wszystko są w stanie zdobywać dobre oceny.

Po dwudziestym razie wołania mojego ojca, żebym w końcu wstała, robię to. Nie chce mi się dalej słuchać jego marudzenia. Ściągam z siebie kołdrę. Idę do łazienki się ogarnąć. Mam nadzieję, ze Hutchins znów zrobi sobie wolne od szkoły i nie zobaczę go dzisiaj, bo inaczej nie ręczę za siebie.

No i mój koszmar się spełnia. Od razu kiedy wbijam do szkoły, Hutchins mnie zaczepia.

- Wiem, że przeze mnie nie chodzisz do szkoły. - zaczyna. - Przepraszam, że cię tak obraziłem, ale nie myślałem.

- Nie myślałeś? Słaba wymówka. - prycham i wymijam go szybkim krokiem. Jeremy zatrzymuje mnie i kładzie dłoń na moim ramieniu.

- Nie dotykaj mnie - mówię oschle, szybko strącając jego dłoń.

-Zaczekaj! - mówi. - Miałem powód, by tak postąpić.

- Miałeś powód? Żałosny jesteś. Powód był na tyle ważny i istotny, żeby potraktować mnie w taki, a nie inny sposób? Tyle ci powiem - jesteś bez serca. Nienawidzę siebie za to, że w ogóle ci chciałam pomóc. Jesteś zwykłą scierwą. - z trudem powstrzymuję cisnące się do oczu łzy.

Przez cały dzień szkolny unikam Jeremy'ego jak diabeł wody święconej. Zachowuje się jak baba z okresem. Najpierw mnie potraktował jak kogoś nic nie wartego, a potem przeprasza, bo miał powód. Zabawny jest. Spędzałam ten cały dzień z Shawn'em.

A i odnośnie osoby Mendes'a, to między nami jest okej już, można powiedzieć, że lepiej niż było kiedykolwiek. Jest jedno ale. Między nas Hutchins próbował się wcisnąć. Za każdym razem, gdy spędzałam dzisiaj czas z Shawn'em, a moje myśli powoli zaczęły opuszczać Hutchins'a, to on jak zwykle znów wpakował się w moje życie. Dawałam mu do zrozumienia, że nie chcę z nim gadać, że ma mi dać spokój. On nie dawał za wygraną. Uczepił się jak rzep psiego ogona. 

***

Wracam do domu po ośmiu godzinach w szkole. Wchodzę po schodach na górę i idę do swojego pokoju. Wzdycham i  kładę się na łóżko. Zbyt dużo myślę o tym wszystkim i należy mi się chwila relaksu i odpoczynku. Mam dość tego, że nigdy nie może być dobrze.

Biorę na kolana laptopa i włączam kolejny odcinek ulubionego serialu. Mimo tego, że powinnam się teraz uczyć, to chcę choć przez chwilę skupić się na czymś przyjemnym. Niestety mój relaks nie trwa długo. Mój telefon dzwoni niemiłosiernie już chyba z czwarty raz, co nie daje mi spokojnie skończyć oglądać. Chwytam za telefon i odbieram połączenie. To Mendes.

- Cześć, Allison. Zajęta jesteś?

- Byłam, ale już nie jestem, a co?

- Możemy się spotkać? Teraz?

- Nie wiem czy dam radę, muszę się uczyć. - próbuję się wymigać.

- No proszę. To dla mnie ważne.

- No dobra. Gdzie w takim razie?

- W parku niedaleko szkoły.

- Będę.

No to się wkopałam.

i never meant to fall for you | jeremy hutchinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz