doce: he couldn't do that

14 6 8
                                    

Uwaga: drastyczne rzeczy!

jeremy:

- Już wszystko w porządku, jestem tu.

Allison na mnie patrzy zszokowana. Chyba nie spodziewała się mnie, ratującego ją z rąk Mendes'a.

- Dziękuję, ale nie potrzebuję pomocy. - mówi.

- Jesteś pewna?

- No... - odwraca wzrok.

- A widzisz! To nie była zwykła kłótnia, prawda?

- Masz mnie. Nie, nie była. Shawn sobie coś ubzdurał, że ja coś do niego czuje i zaczął być nachalny, a potem agresywny.

- Nigdy się nie spodziewałem, że Mendes mógłby się tak zachowywać. Zazwyczaj był taki miły, opiekuńczy, wrażliwy, zabawny, czasem trochę nieśmiały.

- Te wszystkie "rzekome" cechy Mendes'a to wobec ciebie? 

- Weź nawet nie żąrtuj. Mówię z doświadczenia.

- Ze swojego?

- Musisz mnie łapać za słówka? Chodziło mi o byłą Shawn'a.

- Którą? Przecież oboje wiemy, że trochę ich miał.

- No na przykład taka Ashley, nie wiem czy ją pamiętasz, bo ona przecież z nami nie chodzi do szkoły. 

- Coś kojarzę, ale do sedna, Hutchins.

- No więc mieli wpadkę w 2 klasie liceum no i on chciał, żeby ona się pozbyła tego dzieciaka. - nie mogę uwierzyć w to, co Jeremy mówi. Ale że Mendes? Niemożliwe.

- Że co? Toć to do niego niepodobne. 

- Ale to prawda.

- A ty skąd o tym wiesz, co?

- Od niej samej. Opowiedziała mi całą historię. On chciał, żeby ona usunęła i nie chciał w ogóle zmienić zdania. Jak najszybciej udało mu się znaleźć termin w klinice. Kiedy poszła do łazienki przebrać się w tą koszulę, taką jak mają kobiety do porodu, zaczęła płakać. Wiedziała, że nie zatrzyma tego, bo on jej groził, że jak tego nie zrobi, to ją udusi. Nie była w stanie się mu sprzeciwić. Dali jej pigułkę na rozpoczęcie procesu - miało przyspieszyć ten mechanizm. Procedura była dla niej traumatyczna. Popadła w depresję, co doprowadziło, że - no - skończyła ze sobą. 

W tym momencie przed oczami widzę sylwetkę Ashley, która płacze. Przecież ona tak nagle zniknęła, nikt nic o niej nie mówił, jakby  w ogóle nie istniała. Mendes jest odpowiedzialny za to, że Ashley zakończyła swój żywot. Nie miała nikogo, no oprócz mniej, kto by jej pomógł, ale ja to i tak za mało. Shawn'owi, temu gnojkowi należy się surowa kara.

- Ale teraz dość o nim. Teraz tobie jest potrzebna pomoc.

- Jest okej, na serio, nie musisz się mną martwić.

- Zwariowałaś? Typ próbował cię udusić, a ty na spokojnie to przyjmujesz? - podnoszę głos na nią.

- A co ty się mną tak nagle przejmujesz? - zakłada ręce na piersi. 

- A co, nie mogę?

- A co, chcesz mnie udobruchać?

- No, tak trochę. W sensie mi zależy na tobie- ale nie w takim sensie, że ja coś do ciebie czuje, ale-

- Ale?

- Nie mógłbym zostawić kobiety w potrzebie.

- Ach, jaki ty szarmancki jesteś, no ja nie mogę. Ciekawe, że nie byłes taki, kiedy ja próbowałam Ci pomóc, a ty miales to w dupie totalnie i jeszcze mnie zwyzywałeś. - dziewczyna przewraca oczami.

- To co, dasz sobie mi pomóc?

- No dobrze. Dostajesz ode mnie ostatnią szansę. - podaję Allison rękę, aby wstała z chodnika.

- Oczywiście! Nie zmarnuję jej!

- Oczywiście! Nie zmarnuję jej!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
i never meant to fall for you | jeremy hutchinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz