once: i'm here

20 7 18
                                    

allison:

Idę właśnie na spotkanie z Shawn'em do parku. Kiedy docieram na miejsce, on już tam jest.

- Cześć. - witam się krótko. Nadal nie wiem, po co ja się zgodziłam spotkać. Sama przecież mówiłam, że potrzebuję od wszystkiego i wszystkich spokoju.

- Allison. Nie będę owijać w bawełnę. Chciałem o tym pogadać od dłuższego czasu i myślałem, by się jakoś spotkać i pogadać tak twarzą w twarz, tylko Ty i ja, sami, ale ciągle tylko Hutchins i Hutchins. A chodzi mi o to, że od dłuższego zależy mi na tobie i nie miałem pojęcia, jak ci to powiedzieć. Kocham cię dziewczyno!

Jestem w szoku. Shawn właśnie wyznał mi miłość.

- Nie wiem co powiedzieć...

- Wybacz, że tak wyszło, nie chciałem doprowadzić do tak niezręcznej sytuacji.

- Wiesz, że to, co mi teraz wyznałeś wpłynie na naszą relację.

- No wiem, sam czułem olbrzymi strach, by ci to powiedzieć, bo bałem się, że to byłaby nasza ostatnia rozmowa.

- Na ten temat na pewno.

- W sensie?

- Słuchaj Shawn, lubię cię i to bardzo, ale przestałam cię kraszować w drugiej klasie, bo stwierdziłam, że nawet jakbyś odwzajemnił moje uczucia, to my nie pasujemy do siebie.

- Przestań gadać głupoty. To nie prawda. Ty wiesz, że mnie kochasz, tylko nie umiesz tego pokazać.

- No ty chyba jesteś niepoważny. Czy ty siebie słyszysz?

- Przecież wiem, że ty mnie wręcz pragniesz. - przyciaga mnie do siebie.

W tym momencie Mendes się nie hamuje. Zaczynam się go bać. Boże, ześlij mi kogoś, kto by mnie od niego uratował.

- Weź mnie zostaw. Nie jestem twoją własnością.

- A właśnie, że teraz już tak. - próbuje mnie pocałować, lecz ja go odpycham.

- Nie zgadzam się na to, abyś mnie dręczył. - stanowczo mówię.

- Czy ja cię dręczę? - przykłada mi dłoń do szyi. Czy on chce mnie udusić?

- Po policję zadzwonię.

- Że co słucham? - owija bardziej swoją dłonią moja szyję.

Boże, spraw, żeby ktoś mnie uratował od tego zwyrola.

jeremy:

Wracam do domu z siłowni. Gniew w ciele objawia się powstaniem znacznej energii fizycznej. Trzymanie jej w sobie to jak noszenie tykającej bomby zegarowej. Zatem ćwicząc, rozładowuję ten nadmiar.

Przechodzę obok parku. W pewnym momencie zauważam dwie znajome mi postacie. To Allison i Mendes. Chyba się kłócą. Podchodzę bliżej. Przecież ten szmaciarz się do niej przykleja, a jej się to nie podoba.

Najgorsze jest to, że tyle ludzi stoi dookoła nich i nikt nie reaguje. Byłem pewien, że w tak ekstremalnej sytuacji czymś naturalnym jest "akcja reakcja". Jednak się całe życie myliłem. Nie trzeba przecież od razu podbiegać do napastnika. Można zatrzymać się kilka metrów dalej i wezwać policję lub straż miejską. Albo podejść do większej grupy osób i poprosić ich o wspólną interwencję. Sposobów, żeby pomóc, jest wiele. Bezczynne patrzenie nic tu nie pomoże.

Podbiegam do Mendes'a i daje mi z liścia. Nie powinienem, bo sam chwilę temu, wygłaszałem monolog, że są różne sposoby na takich ludzi, ale no nie wytrzymałem.

Zaczyna się bójka. Mendes może i chodzi na siłownię jak ja, lecz nieregularnie. Nie ma ze mną szans w tym momencie. Stopy ustawiam na szerokość ramion, jedną kładę lekko z przodu. Kolana lekko ugięte. Zasłaniam twarz gardą. Silną ręka zasłania twarz, słabsza podbródek, który trzymam nisko. Łokcie mam lekko na zewnątrz. Mendes mnie atakuje, lecz na próżno. Wygrywam z nim. Chłop się poddaje. Uderzam go w nos, z którego po chwili leci krew.

Podchodzę bliżej do Allison, która siedzi skulona na chodniku.

- Już wszystko w porządku, jestem tu.

- Już wszystko w porządku, jestem tu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
i never meant to fall for you | jeremy hutchinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz