Wchodzę do ciepłego domu. Zrzucam z siebie wszystkie ubrania i wchodzę pod prysznic. Odprężam się pod strumieniem cieplej wody. Siedem kilometrów wykończyło mnie. Zamykam oczy i myje włosy. Miętowy zapach szamponu przypomina mi o zapachu włosów Colina. Owijam ciało i włosy miękkim ręcznikiem i wychodzę do pokoju. Przekopuję szufladę z bielizną i wyciągam jedną z wielu, czarną parę majteczek i czarny biustonosz. Zakładam na siebie szare spodenki dresowe i zwykły tshirt. Schodzę na dół do kuchni starając się robić wszystko jak najciszej. Nie spodziewam się, że Matthew wstanie tak wcześnie w niedziele, zwłaszcza po wczorajszej imprezie. Ku mojemu zaskoczeniu Matt siedzi przy wyspie. Pochyla się nad kubkiem kawy. Uśmiecham się radośnie.
- dzień dobry. - Sadzam pupę na krześle obok i wyciągam mu z rąk kubek. Upijam z niego dość spory łyk nie spuszczając wzroku z Matta. Liczyłam, że wyrwie mi go z powrotem i nie da wypić. On tylko przewraca oczami i uśmiecha się. Mój kochany brat znów z nami.
- co dziś jemy? -pytam. Uśmiecham się niczym mała dziewczynka wymuszając, by on coś przygotował. Jego wzrok wypełnia litość. Wstaje ze stołka i wlecze się do lodówki.
- specjalne życzenie? - Pyta odwracając się w moją stronę. Jedna rękę trzyma na drzwiach lodówki, a drugą na jej ramie, ukazując przy tym mocno umięśnione ręce. Przyglądam mu się z niedowierzaniem. Zmienił się.
- Faith - macha mi ręką przed nosem. - nie możesz mi się tak przyglądać.- marszczy brwi i pociera ręką o głowę. - jesteś moją siostrą. Nie możesz rozbierać mnie wzrokiem. - Próbuję utrzymać poważną minę. Nie wychodzi mu to, bo po chwili parska śmiechem. Kręcę głową. Głupek.
- to jak? - Pyta - jakieś specjalne życzenia? - unosi jedną brew, a jego spojrzenie jeździ po mnie, niewidzialne macając. Jego lewy kącik ust podnosi się. Wiem, że żartuje, mimo to szturcham go w ramię.
- głupek. - śmieje się i odwracam. - Idę wysuszyć włosy.
- bez życzeń. Rozumiem. - zupełnie nie zwraca na mnie uwagi pociera ręką brodę. - Więc będzie niespodzianka. - Mówi bardziej do siebie niż do mnie.
Dokładne wysuszenie zajmuje mi około piętnastu minut. Długie włosy zawsze wymagają pracy. Schodzę wiec z powrotem na dół. Zapach wdzierający się w moje nozdrza jest powalający. Ślinianki reagują automatycznie podobnie jak żołądek, zwija się jak tylko może. Wchodzę do kuchni i siadam na stołku w stronę Matta. Przyglądam się umięśnionym plecom. Matt jest bardzo skupiony. Nawet nie zauważył, że jestem w kuchni. Z dużej miski wylewa, równomierne małe porcje. Na talerzyku obok układa starannie wysmażone placuszki. Na patelnie wylewa resztki masy. Otwiera kilka szafek w poszukiwaniu czegoś. Jednak w żadnej nie znajduje, tego czego szuka.
- Faith. - krzyczy nie świadomy mojej obecności. - Mamy syrop klonowy?
Uśmiecham się w duchu.
- Dolna szafka, ostatnia półka. - odpowiadam dostosowanym tonem do naszej odległości. Zdezorientowany Matt odwraca się w moją stronę. Zdziwiony wyraz twarzy i wielkie oczy, rozbawiają mnie.
- zniszczyłaś moją niespodziankę. - wytyka mi.
- nie mogłam się doczekać. - Odpowiada mi tylko uśmiechem. Odwraca się w stronę talerza z wielką stertą pancakes. Moich ulubionych. łezka kręci mi się w oku na wspomnienie. Kiedyś Matt robił je dla nas w każdy weekend. Podnosi je na jednej ręce, w drugiej trzyma syrop. Ustawia wszystko na środku stołu i obraca się po talerze dla nas. Nie czekając już ani chwili dłużej, sięgam po naleśnik i wgryzam się, delektując jego smakiem.
- bez talerza, świnko ? - śmieje się i podkłada mi talerz.
- mmm - mruczę. - boże Matt, to najpyszniejsze co w życiu jadłam. - Chłopak uśmiecha się dumny. Gdy kończymy śniadanie pomagam mu posprzątać w kuchni. Później już tylko, cały dzień siedzimy na kanapie rozmawiając i wszystko wspominając. W między czasie do domu wraca mama i przysiada się do nas. Opowiadam mu do jakiej uczelni będę aplikować po szkole. Zdaję się być pod wrażeniem. Oglądamy filmy i zdjęcia. Na obiad zamawiamy pizze i tak oto zlatuje nam pół dnia. Gdy patrzę na zegarek dochodzi piąta.