Rozdział 17

278 16 5
                                    

- Przepraszam.- jego głos jest cichy i delikatny, a przeprosiny zupełnie szczere.
Pragnę coś powiedzieć. Nie mogę. Otwieram usta lecz żaden dźwięk nie opuszcza ich.
- Tęsknię za tobą. - Jego dłoń gładzi mój policzek. Nieruchomieję pod wpływem jego dotyku. Słucham jego słów, które są jak muzyka. Ciepłe dłonie ześlizgują się na kark i zaciskają na nim palce. Pozwalam mu na to. Pozwalam bo też tęsknię. Przyciska czoło do mojego czoła.
- Muszę sobie wszystko poukładać. - odsuwa się i kręci głową.  - Nie radzę sobie z tym. - Mówi załamany. - Co mam robić? - jęczy zupełnie bezradny. Próbuje zapytać o co chodzi. Próbuje powiedzieć żeby się nie martwił. Próbuje.. Lecz nie mogę.
Nic nie mogę zrobić.
Widzę rozpacz w jego oczach.
Całuje mnie delikatnie w czoło i odchodzi. Zostawia mnie.
Próbuje się poruszyć, krzyknąć. Choć moje wysiłki są zupełnie na nic.
Widzę jak odchodzi.
Nie obraca się.
Zostawia mnie samą w pustce. Pustce, która czuje.
Upadam na kolana. Ładuje na szkle. Dotykam go palcami. To lustro.  Pochylam się i widzę coś czego nie powinnam zobaczyć.
Moja twarz jest inna. Zielone przeszkolone oczy płaczą. To nie moje oczy. Próbuje zetrzeć łzy. Lecz po moich policzkach nie płyną żadne.
Ciemne włosy przyklejone są do twarzy. To nie moje włosy. Próbuje się poruszyć, lecz wciąż tkwię w miejscu i przyglądam się odbiciu.
Odbiciu, kogoś kto nie jest mną.
Powieki przymykają się chowając zielone oczy, lecz łzy znajdują ujście i wciąż płyną.
- Colin. - Udaję mi się wyszeptać. Lecz to nie mój głos.
A Colina już nie ma.

Prostuje się zdyszana i zalana potem. Próbuje złapać oddech, choć w pokoju zdaje się być za mało powietrza. Wstaje z łóżka przerażona tym co zobaczyłam we śnie idę w stronę okna. Otwieram je szeroko i wdycham głęboko  powietrze. Próbuje się uspokoić, serce kołacze w mojej piersi, a oddech jest tak głośny iż wydaje się jedynym dźwiękiem. Co to do cholery było? Podchodzę do okna i otwieram je całkowicie, Zapieram łokcie na podgiętych kolanach, a na dłoniach opieram głowę  i po prostu odpycham. To jedyne co mogę teraz zrobić. Siedzę w oknie tak długo, dopóki moje kończyny nie są zimne, a oddech równy. Patrzę na zegarek już całkiem rozbudzona. 02;34.
Kładę się z powrotem na łóżku i nakrywam kołdrą. Patrzę w sufit i staram się przypomnieć, czy kiedykolwiek wiedziałam dziewczynę z mojego snu. Zamykam oczy i ponownie próbuje zasnąć,lecz smutne zielone oczy nawiedzają mnie. Znam skądś te oczy, z pewnością już kiedyś je widziałam. Prostuje się nie chcąc znów ich widzieć, a los wyczuwa moment i przypomina sobie o mojej komórce. Telefon zaczyna wibrować. Zrywam się i sięgam po niego. To co pragnę zobaczyć nie koniecznie jest właściwe. Waham się zanim spojrzę na aparat. Na moment moje serce staje tylko po to by po chwili  ponownie dostać arytmii. Nie powinnam tak reagować. Nie powinnam się cieszyć, że piszę do mnie ktoś w kim nie powinnam się zakochać- a jednak tak się dzieje-, chłopak który nie dawał żadnych znaków życia od ponad tygodnia, mężczyzna o którego się martwię, drań który uderzył moją przyjaciółkę. Przeraża mnie egoizm, którego jasno nie potrafię usprawiedliwić. Kate mnie znienawidzi.
Colin: musimy się spotkać.
Tylko tyle. Krótka wiadomość. Ale to wystarczy.
I teraz wiem, że szybko nie uda mi się zasnąć.
***
- wychodzisz tak wcześnie?- pytam obserwując nerwowe, a zarazem szybkie ruchy Matt'a.
- miałbym się spóźnić pierwszego dnia pracy? - Unosi brwi. - Co złego to nie ja. -  Uśmiecha się, zakłada kurtkę i wychodzi. Rozmieszają mnie słowa, całkiem sprzeczne zważywszy na jego zawinienia.
Pochylam się nad kubkiem kawy, myśląc czy spotkanie z Colinem będzie odpowiednią decyzja. Zaciskam dłoń na telefonie nie wiedząc co odpisać. W końcu udaje mi się wystukać kilka słów.
Ja: Dobrze. Gdzie i kiedy?
Odpisuje błyskawicznie.
Colin: 12;00 przyjadę po ciebie.
Moje serce przyśpiesza na myśl o spotkaniu.
Ja: Nie mogę. O tej godzinie jestem w szkole.
Colin: a teraz? 
Czytam wiadomość kilka razy. Odpisuje i naciskam jak najszybciej wyślij, nim zdążę się rozmyślić.
Ja:Ok.
Nie jem, ani nie pije, rzucam wszystko jak jest i pędem biegnę do pokoju
Ubieram się, myję zęby i upinam włosy w kitkę. Kilka razy patrzę w lustro doszukując się czy wszystko jest tak jak trzeba. Łapie za tusz i przeciągam dwa razy po rzęsach. Teraz lepiej. Nerwowo kręcę się po pokoju nie wiedząc co jeszcze zrobić. Trzymam telefon w dłoni próbując zapytać czy już jest? za ile będzie ? czy długo mam czekać, lecz zanim cokolwiek napisze, wiadomość przychodzi do mnie. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę jak bardzo denerwuje się tym spotkaniem. Moje ręce trzęsą się jakby były chore, a gdy próbuje przeczytać wiadomość telefon wysuwa mi się z dłoni i hukiem ładuje na podłodze, rozpada się na części. Cholera. W pośpiechu zbieram kawałki telefonu. Wyciągam kurtkę z szafy, a kawałki metalu chowam do kieszeni. Robię wszystko bardzo szybko, i nim minie chwila jestem na dworze, a biały mercedes już czeka. Znacznie zwalniam moją prędkość, nie dając poznać jak bardzo czekałam na to spotkanie. Podchodzę do samochodu i chwytam za klamkę robiąc dwa głębsze wdechy zanim ją pociągnę.
Siadam na miejscu pasażera, zapinam pas i jeszcze przez chwilę próbuje nie patrzeć w jego stronę. Próbuje zachować powagę, chce pokazać pogardę dla jego okropnego zachowania. Chce by wiedział jak zła jestem na niego, nie tylko dla tego, że uderzył moją przyjaciółkę, ale też dlatego ze uderzył mnie w serce i zostawił. I dopiero teraz powracają wspomnienia nocy w której musiałam zaufać obcym bo wyrzucił mnie z domu. Palant. Zbieram  się na odwagę i obracam w jego stronę. Po raz pierwszy od tygodnia patrzę na jego twarz. Patrzę na pustkę w oczach, które uważnie mnie obserwują. Nagle powietrze w aucie gęstnieje, a pustkę w oczach Colina zastępuje troska. Wyciąga dłoń w moją stronę,  zamykam oczy bo już sama  nie wiem czy opierać się przed jego dotykiem. W końcu jego ciepła dłoń dotyka mojego policzka.
- Nie widzieliśmy się tylko tydzień. - Gładzi mój zimy policzek. - Schudłaś. - Dodaje. Gula która tkwi w gardle nie chce się przycisnąć. Otwieram oczy i jeszcze raz przyglądam mu się. Obserwuję szczegół po szczególe. Próbuje krzyknąć, powiedzieć jak bardzo mnie zranił, jak okropnie jestem zła, lecz nie mogę. Moja złość wyparowuje tak szybko jak się pojawiła.
- Gdzie teraz mieszkasz? - To jedyne pytanie które potrafię zadać. Colin opuszcza dłoń, i dopiero teraz zdaje sobie sprawę jak długo trzymał ja na moim policzku. Odwraca wzrok i odpala silnik. Powoli wycofuje z podjazdu i rusza droga.
- Musimy porozmawiać, ale nie tu.- mówi stanowczo olewając moje pytanie i odjeżdża z pod domu,  a mnie paraliżuje. Nie dlatego, że jadę z Colinem do niewiadomego miejsca, lecz dlatego bo dostrzegam człowieka biegnącego asfaltem w stronę mojego domu. Trevor. Jak mogłam zapomnieć. Powinnam wysiąść i przeprosić, że go nie uprzedziłam, i nie odwołałam naszego porannego biegu. Jednak przejeżdżamy obok , a jedyne co robię to gapie się milcząc. Nie poruszam się,  bo tak naprawdę nie chce wysiadać z tego samochodu,  nie chce opuszczać Colina. Boje się, że jeśli to zrobię on znów zniknie bez słowa, a tego nie chce najbardziej.

Nie zrozum mnie źleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz