Życie bywa zaskakujące, śmierć bywa nagła i tylko zmęczenie jest kontrolowane i zależne od nas - od tego czy pozwolimy sobie na nie. W zimowy, mroźny poranek taki jak ten dopuszczam do siebie zmęczenie. Pozwalam sobie na nie. Śnieg skrzypi mi pod nogami, lodowate powietrze wypełnia moje płuca z każdym zaczerpniętym wdechem. Czuję jak lód osadził się na rzęsach. Podmuchujący wiatr sprawia, że mróz odczuwalny jest jeszcze bardziej, mimo to nie zatrzymuję się ani na chwilę. Zmęczenie przynosi zapomnienie. Wyłącza od życia, wtedy zapominam o wszystkim. Uwielbiam ten stan,żadnych zmartwień,bólu, rozpaczy,rozczarowań, nic. Śnieg delikatnie prószy, a ja po prostu zapominam o tym wszystkim dobrym i o tym złym co spotyka nas każdego dnia. To przynosi ukojenie. Po ośmiu kilometrach, wyczerpana dobiegam pod dom i dostaje szoku. Moje serce przyśpiesza jeszcze bardziej.
Na podjeździe obok mojego jeepa stoi czarne audi i już wiem, że to nie wróży nic dobrego. Czekałam na ten dzień 5 lat - a raczej chciałam uciec od tego dnia. Chwytam za klamkę, starając się nie robić wielkiego hałasu naciskam na nią i wchodzę do środka. W duchu przeklinam się za moje zwyczaje, gdybym nie zostawiła klucza pod wycieraczką jak zwykłam robić to całe swoje życie, jego nie było by tu teraz. Nie zapomniał o tym. Staram się nie zwracać na niego uwagi, wiem że tam siedzi.Dostrzegam go kątem oka mimo wszystko udaję,że go nie widzę. Wiedziałam,że to dziś,ale nie spodziewałam się być z nim tylko we dwoje. Mój puls rośnie, wiem też ze obserwuje każdy mój ruch, więc przyspieszam kroku. Jestem już coraz bliżej schodów prowadzących na górę, niemal biegnę. Chwytam ręką poręcz, zdenerwowana tym spotkaniem i wtedy dostaje kolejną porcję adrenaliny, jego ręką zaciska się na moim lewym nadgarstku. Wszystkie żyły w moim ciele momentalnie wypełnia strach. Zatrzymuję się i tak już nie ucieknę. Stoję tak przez chwilę, aż w końcu obracam się do niego. Jego jasne rozczochrane włosy, niczym nie różnią się od moich. Zrobił się większy, bardziej umięśniony. Mocne rysy szczęki przypominają mi o tacie. Bardzo się zmienił od ostatniego razu. Po chwili nasze spojrzenie krzyżuje się. W jego ciemnych oczach nie ma prawie żadnych emocji poza zmęczeniem. Nie widzę w nich zła, czy nienawiści nie ma w nich nic, są niczym pustka. Stoimy wciąż bez ruchu, to sprawia,że atmosfera pomiędzy nami jest jeszcze bardziej napięta. Przełykam ślinę i przenoszę wzrok na jego rękę która wciąż zaciśnięta jest na moim nadgarstku i dopiero wtedy zauważam kolejny szczegół, który się w nim zmienił. Podwinięte rękawy bluzy odsłaniają jego przedramiona. Lewe z nich pokryte jest czarnym tuszem. Słowo widniejące na skórze napisane jest piękną, pogrubioną czcionką. Próbuje upewnić się czy dobrze czytam.
"Faith"
Powtarzam sobie to słowo w głowie jeszcze parę razy.
Moje imię.
Spoglądam w jego oczy. Obserwował mnie, gdy oglądałam to dzieło na żywym ciele, i nagle na jego twarzy pojawia się minimalna emocja, dostrzegam ją w oczach. Zadowolenie. Jego kąciki ust unoszą się w delikatnym uśmiechu. Widzę w nas podobieństwo. I nagle cichy szept, którego nie słyszałam od 5 lat przerywa naszą ciszę, a przez moje ciało przebiega dreszcz.
- Cześć siostrzyczko.