Po rozmowie nie zostajemy już długo w hotelowym pokoju. Puszczam w niepamięć błędy, zagubionego w samym sobie mężczyzny. Nie pytam więcej o Sally, to nie ma sensu.
- Myślałem, że nie będziesz chciała się spotkać. Chciałem żebyś wiedziała. Żebyś chociaż ty jedna, spróbowała popatrzeć na to z mojej strony. - Odzywa się nagle, gdy wsiadamy do wozu. Kiwam głową i zaciskam dłoń na jego ramieniu. Dostrzegam w jego oczach cień ulgi, a moje serce mocnym uderzeniem, rozgrzewa organizm.
W drodze do szkoły, myślę o Kate. Zastanawiam się, czy ona też łaskawie wysłuchałaby jego wersji i spróbowałaby zrozumieć. Cieszę się, że Colin w końcu się odezwał, chociaż nie wiem, czy mogę o tym porozmawiać z Kate. Pewnie nie byłaby tym zachwycona. Co jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać, przestanie się do mnie odzywać? Strach przed utratą najbliższej przyjaciółki, nie pozwala mi powiedzieć prawdy. Colin zjeżdża na szkolny parking i zatrzymuje się na jego skraju.
- nie można dusić wszystkiego w sobie. - odzywam się, choć te słowa z moich ust brzmią jak ironia. Chyba go zaskoczyłam, bo robi duże oczy. - Możesz, że mną porozmawiać kiedy tylko będziesz tego potrzebował. Jednak chyba bardziej potrzebna ci będzie rozmowa z Drew. Spróbuj. - Zachęcająco kiwam głową i sięgam do klamki. Spojrzenia wszystkich stojących przed budynkiem skierowane są w stronę pięknego Mercedesa.
- Do zobaczenia- uśmiecham się delikatnie i wysiadam z wozu.
- Do zobaczenia.- powtarza za mną. Zamykam drzwi i robię krok w stronę budynku. Robię dokładnie jeden krok i zamieram. Wśród tych wszystkich spojrzeń, są również niebieskie oczy Kate. Nie wiem w którą stronę się ruszyć. Wolałabym cofnąć się, wskoczyć z powrotem do samochodu i odjechać, jak najdalej. Natychmiast odwraca się i wchodzi do szkoły. Ja również chce się odwrócić i w ogóle tam nie wchodzić. Samochód Colina odjeżdża, a ja stoję przerażona wizją kłótni z Kate. Idę w stronę budynku. I sama nie wiem czy robię to po to, by zniknąć z pola widzenia wszystkich gapiów, czy z powodu mrożącej w żyłach niskiej temperatury. Mijam wszystkich przy wejściu, unikając wzrokowego kontaktu z kimkolwiek.
- Dałaś dupy za podwózkę?- dobiega mnie zza pleców piskliwy głosik, jakiejś zazdrosnej suki. Zatrzymuje się na chwilę i rozważam nad odpowiedzią. A w sumie, niech ma zagadkę do końca dnia, a może i tygodnia? Idę w głąb korytarza pozostawiając, wścibskie uwagi bez komentarza. Mam ważniejsze sprawy do roboty, niż rozwiewanie wszelkich wątpliwości, mało ważnych dla mnie ludzi. Zostawiam szepty za sobą i idę w stronę klasy.
Dopiero trzecią godzinę mamy razem z Kate, do tego czasu nie widziałam jej nigdzie. Ledwo co udaje mi się znaleźć miejsce do siedzenia w głównym holu, który zimną jest przepełniony uczniami. Temperatura nikogo nie zachęca, do opuszczenia budynku. Błądzę wzrokiem po twarzach wszystkich osób, jednak wśród nich, nie ma nigdzie Kate. Przerwa ciągnie się zaskakująco długo.
- gdzie twoja przyjaciółka? - mam wrażenie, że mówi do mnie bajkowa wróżka. Cichutki i delikatny głosik z północnym akcentem, ledwo udaje mi się usłyszeć w tym hałasie. Obracam się i szukam osoby, która mówi do mnie. Chyba do mnie. Nagle obok, siada drobniutka dziewczyna, zostawiając niewielką odległość między nami. Widziałam ją parę razy, choć wydaje się, że to i tak dużo, bo dziewczyna nie przykuwa nigdy niczyjej uwagi. Jest cicha i skryta, chyba nigdy nie widziałam jej w towarzystwie kogoś innego. Ale nie jest mi jej żal, nie ma co się oszukiwać, większość ludzi w tej szkole to bezmózgie planty, a ona wygląda na bystrą. To nawet lepiej,że nie zadaje się z nimi. Jej sposób wtapiania się w tłum jest raczej celowy. Po dłuższej chwili, w której, w milczeniu przyglądam się dziewczynie, delikatnie wysuwa dłoń, a na jej niezwykle gładkiej twarzy pojawia się uśmiech.
- Jestem Juliet Greys .- Chwytam za jej malutką dłoń. Ma na sobie szeroki, dość duży jak na jej drobną sylwetkę, grafitowy sweter z wytarganymi na kciuki dziurami. Juliet niemal w nim tonie. Ale to kolejny rekwizyt wtapiający ją w tłum. W jej stroju dominuje czerń, a jej jasne blond włosy, związane w dwa cieniutkie, ale za to bardzo długie warkocze kontrastują z ciemnym strojem. Jasnej cery ,bez skazy nie ukryła pod makijażem. Ma racje jest tu zupełnie zbędny. Dopiero w tym roku zaczęła naukę w tej szkole. Z bliska wygląda na jeszcze młodszą.
- Faith Dawn. - Odpowiadam. - gdyby odjąć z twojego nazwiska S mogła byś przedstawiać się, jako autorka Marii Antoniny. - Żartuje, a Juliet zaczyna się cichutko śmiać.
- Masz rację, mogłabym. To byłby zaszczyt. - Uśmiecha się przyjaźnie.- Portland jest całkiem ładne, choć trudno mi się tu odnaleźć. - mimo pozorom Juliet zwinnie rozkręca rozmowę, dzięki czemu nie czuję się skrępowana. Nawet nie wiem o czym z nią rozmawiać. - przeprowadziłam się tu z rodzicami na początku roku szkolnego.
- Więc z jakich klimatów przybywasz? - Pytam by nie wyjść na ponurą.
- Skandynawia. - Uśmiecha się. - W Sztokholmie tata pracował w bankowości. Firma rozrosła się i potrzebowali ludzi na stanowiskach w nowo otwartych placówkach w innych krajach. Dobre warunki pracy, lepsza płaca. Hmm..No cóż, nikt by chyba nie odmówił zwłaszcza, że nie jestem małym dzieckiem, a przeprowadzka to dla nich tylko kilka formalności.- kiwam głową, jej pochodzenie tłumaczy wygląd.
- Gdzie twoja koleżanka? Codziennie widzę was razem. Zazdroszczę wam. Ja nie potrafię znaleźć odpowiedniej osoby. - mówi smutno.- jestem chyba za cicha.- delikatnie się uśmiecha. Nie wiem co mogę jej na to odpowiedzieć. Jeśli liczy na to, że będę się jej zwierzać po tym jak opowiedziała mi trochę o swoim życiu, to jest w sporym błędzie. Jest miła, ale nie lubię się zwierzać obcym. Głośny dźwięk dzwonka przerywa nam naszą pogawędkę, a ja bardzo szybko zrywam się z ławki i żegnam się, nim Juliet zdąży coś powiedzieć. Wpadam do sali z nadzieją, że w końcu zobaczę się z Kate. Sala jeszcze nie jest zapełniona, więc siadam w naszej wspólnej ławce i czekam, aż przyjaciółka wejdzie do klasy. Czekam choć wydaje się to zupełnie bez sensu. Dzwonek oznacza koniec kolejnej lekcji, a ja wychodzę zawiedziona i zmierzam korytarzem w stronę jadalni. Podchodzę do lady i biorę tacę, kucharka zadaje mi pytanie, dwa razy. Zdaje się, że pyta o to co nałożyć, gdy nie odpowiadam kładzie mocno na tace talerz. Biorę sok i siadam w kącie stołówki. Smutek rozchodzi się po całym moim ciele. Nie czuję się najlepiej. Brzuch dostaje skurczy, a głowa zaczyna mnie boleć. Nie chcę by mnie zostawiała. Dźgam widelcem stołówkowe jedzenie. Mój lunch kończy się tylko na wypitym soku. Krzyki, wrzaski , śmiech, rozmowy. Wszystko tylko nie głos Kate. Bezradność jest zupełnie bez sensu, jednak ona nie przebije samotności. Sprawdzam plan i liczę ile godzin opuszczę. Schodzę do boksu i zabieram kurtkę. Nie wychodzę ze szkoły, a moje dłonie już odruchowo chowają się do kieszeni płaszcza, chroniąc się przed zimnem. Lewa dłoń natyka się na kawałki metalu. Cholera. Wyciągam telefon w częściach. Składam go jak najszybciej i włączam. Telefon od razu piszczy zwiastujących przyjście wiadomości.