Rozdział 3

591 30 2
                                    

Ledwo utrzymuję szklankę z wodą w trzęsącej się ręce. Matt siedzi  obok mnie przy kuchennej wyspie. Nie rozmawiamy o niczym. Po prostu milczymy,nie mamy już wspólnych tematów jak dawniej. Nie mogę pojąć jak daleko odsunęliśmy się od siebie. Wydawało by się, że znaliśmy i rozumieliśmy się jak nikt inny, jednak okazało się zupełnie inaczej. Nie znaliśmy się w ogóle. Tak wiele chciała bym  zapytać mu pytań,ale strach wygrywa, jego odpowiedź może być bolesna. Nie spodziewałam się, że będę musiała gościć go w domu sama. Gościć. To dalej jego dom. Matthew w końcu przerywa naszą ciszę.

- Nie widziałem cie od pięciu lat, Faith.  Wyrosłaś na piękną kobietę. - obserwuje mnie uważnie, a wszystko co mówi jest szczere i przemyślane, wiem że nie zagaduje bezmyślnie.- pewnie chłopaki ganiają się za tobą.- żartuje starając się rozluźnić atmosferę.

- Nie do końca.- Rzucam szybko. - ty tez się zmieniłeś.

Patrzy na mnie a na jego twarz zalewa uśmiech, po czym z jego ust wydobywa się cichy i leniwy śmiech.

- Taa. - swój wzrok znów przenosi na mnie.- Faith?- przerywa na chwilę patrząc mi głęboko w oczy, a wyraz jego twarzy jest teraz całkiem poważny.- dlaczego nie przyszłaś do mnie ani razu?  - w jego głosie pojawia się nuta oskarżenia. - Dlaczego nie byłaś tam ani razu? Czekałem na Ciebie, potrzebowałem twojej obecności.- milknie na moment spuszczając wzrok. - Pisałem listy, nie odpowiedziałaś nawet na jeden, co się stało Faith? Przecież wiesz, że zawsze byłaś dla mnie ważna. - wstaje od stołu i kieruje się w stronę zlewu, moje serce przyśpiesza, zapiera o niego dłonie i opuszcza głowę czekając na odpowiedź, której chyba nigdy nie dostanie. 

- Nie mogłam. Wiesz o tym. - Przerywam na chwilę, czekając na jego reakcje, lecz Matt dalej stoi w miejscu i tylko słucha.- Mama nie chciała bym tam chodziła. Nie chciała bym to wszystko widziała, byłam jeszcze dzieckiem. - mówię zażenowana, moja okropną odpowiedzią, brzmiąca niczym najgłupsza wymówka. Po skończeniu szesnastu lat wiele razy chciałam tam pójść , rozmyślałam nad tym na okrągło, ale w końcu zabrakło mi odwagi. Nasz ostatni okres przed wyrokiem w niczym nie przypominał relacji kochającego się rodzeństwa,  a przecież zawsze byliśmy zżyci. Nasze ostatnie spotkanie sam na sam nie należało do najlepszych . Nienawidzę tego dnia. Kochałam go najbardziej jak tylko mogłam,a on zranił mnie i porzucił bez żadnych wyjaśnień. Od tamtej pory wszystko między nami jest inne, przynajmniej dla mnie. Spoglądam na zegarek wiszący nad wejściem do kuchni.  Wskazuje siódmą trzydzieści.

-Matt, nie mogłam. Naprawdę nie mogłam nic na to poradzić, taka była decyzja mamy. - Tłumaczę, broniąc swoje egoistyczne zachowanie. Słysze tylko jak wzdycha po czym obraca się do mnie.

-Rozumiem.- oznajmia bez żadnego żalu.- co z listami?  -Pyta ściągając brwi w geście złości. Obserwuje mnie uważnie,a ja dostaje kolejny cios w serce. Boże, jakie listy?  Nie mam pojęcia o czym o mówi.

-Nie dostałam ani jednego. - Wyjaśniam, a Matt tylko zaciska pięści,  wygląda groźnie. Wsuwa dłonie do kieszeni bluzy i wychodzi z kuchni. Słysze jak przerzuca kurtką w salonie,  słyszę dźwięk odsuwanych kieszeni, po niedługiej chwili znów wraca.

- Wszystkiego najlepszego.- podchodzi do mnie i kładzie małe, beżowe  pudełeczko przede mną.- przykro mi, że nie świętowałem razem z tobą twoich osiemnastych urodzin.- w jego oczach na chwilę błyska smutek.- Muszę iść załatwić parę spraw. Jeszcze przyjadę. - Nie mówi już nic więcej po prostu zabiera swoją kurtkę i wychodzi z domu.

Przez moment siedzę w bezruchu, zszokowana przebiegiem rozmowy próbuję pozbierać myśli. Biorę prezent w ręce, długo zwlekając z odpakowaniem. W końcu zbieram się na odwagę i otwieram pudełeczko. Dostaję szoku i zauroczenia równocześnie. Chwytam w palce delikatny, złoty łańcuszek i przyglądam się zawieszce. Kwadratowa zawieszka pięknie się mieni. Dopiero po chwili dostrzegam coś niezwykłego. Czcionka napisu jest także delikanta jak cały łańcuszek.

Faith Dawn.

Obracam zawieszkę w palcach. Druga strona również posiada grawer.

"Zawsze razem"

M .

Dwa zwykłe słowa sprawiają, że w moim wnętrzu coś wybucha. Gniew, żal, smutek i setki wspomnień szczęśliwego rodzeństwa i ich obietnic. Nawet tych złamanych. Kochałam go, i mimo wszystkiego co nas poróżniło, moje serce nadal go kocha. Łzy płyną strumieniem po moich policzkach, a z ust wydobywa się głośny szloch i jęki. Zapinam łańcuszek, wstaję z wysokiego stołka i idę na górę do mojego pokoju. Na schodach potykam się o dwa stopnie i tracę równowagę, upadam z hukiem i zaczynam płakać jeszcze bardziej. Dopiero po długiej chwili  zbieram się w sobie i ruszam do góry. Otwieram drzwi mojego pokoju. Rozbieram się do naga z ciuchów, wszystko niechlujnie ląduje na podłodze. Otwieram drzwi łazienki, odkręcam gorącą wodę i wchodzę pod prysznic. Pozwalam sobie na deszcz łez płynący razem z gorącą wodą. To wszystko czego teraz potrzebuję.

Nie zrozum mnie źleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz