Rozdział 34 R

2K 97 12
                                    

Rita 34


Byłam pewna, że zostaliśmy sami. Że łotry, które nas porwały odjechały, a my wykorzystamy ten czas na ucieczkę. Teraz jednak nie wiem czy nam się to uda. Dorian jest zbyt słaby i poobijany, aby mógł stawić czoła rosłemu mężczyźnie w pełni sił. Gdyby nie został wcześniej przez nich poturbowany mógł mieć szansę z każdym z nich. 

- Rita, połóż się i udawaj – powiedział raz jeszcze.

Zrobiłam co kazał i ułożyłam się ponownie na ziemi w takiej samej pozycji, zanim wyszli kilkanaście minut temu. W tym czasie Dorian przeszedł bezszelestnie w stronę wyjścia i stanął obok nich, będąc w pierwszej chwili niezauważalnym dla wchodzącego.

Kroki były coraz głośniejsze, a ja mimo tego, że miałam leżeć i się nie ruszać nie potrafiłam ukryć zdenerwowania. Zwłaszcza gdy przyglądam się zaciętej i skupionej twarzy bruneta. Widzę, że nasłuchuje co się dzieje na zewnątrz, by być gotowym do ataku, gdy tylko  drzwi zbite z desek się uchylą.

Choć marnie widzę naszą próbę ucieczki i boję się tego co może za chwilę się tu rozegrać to nie mogę wyjść z podziwu z postawy Doriana. Mój facet naprawdę jest waleczny i odważny. Na pewno ma świadomość, że jego obecne możliwości są dość ograniczone, a mimo tego decyduję się podjąć wyzwanie. By zwiększyć swoje szanse chcę wykorzystać moment zaskoczenia. Oby tylko mu się udało...

Dźwięk zamka przekręcanego zapewne w kłódce zdradza, że za chwilę ktoś przekroczy próg pomieszczenia. Wstrzymuję powietrze i powstrzymuję się, by nie zamknąć oczu. Raczej nie chcę patrzeć, bojąc się, że plan Doriana się nie powiedzie i to on na tym gorzej ucierpi. Nie mogę jednak spróbować odciąć się od rzeczywistości, ponieważ być może brunet będzie potrzebował mojej pomocy. W tej chorej sytuacji możemy liczyć jedynie na siebie. I aby udało nam się wyjść z tego cało musimy być zgraną drużyną. Dlatego zamiast powiek zaciskam zęby i czekam na zwrot wydarzeń.

Drzwi otwierają się z impetem jakby osobnik znajdujący się po drugiej stronie chciał zaskoczyć nas obecnością. Jest chyba tak tępy, iż nie domyślił się, że jego ciężkie kroki i szepertowanie w zamku uprzedziły nas o jego jakże „niespodziewanej’ wizycie.

Mężczyzna stoi w progu ze zmarszczonym brwiami. Rozgląda się dokładniej po pomieszczeniu i widzę jak złość zaczyna w nim buzować, bo jestem tu sama i pewnie pomyślał, że Dorian najzwyczajniej w świecie uciekł zostawiając mnie.

Wpatruję się w niego starając nie zerknąć w bok na bruneta, by nie zdradzić, że mnie nie opuścił. On nigdy by tego nie zrobił. Nie zależnie od sytuacji wiem, że nie zostawiłby mnie na pastwę losu. Wręcz przeciwnie. Wiem, że dla mnie gotowy poświęcić jest wszystko... Nawet siebie, bo ja czuję dokładnie to samo. Ale żadne z nas nie dopuści, by nas rozdzielono, bo razem znaczymy wszystko. Bez siebie nie znaczymy kompletnie nic...

Łysol, który mnie molestował robi kilka kroków w przód. Gdy znajduje się przed Dorianem, ten wykorzystuje moment i rzuca się na niego od tyłu, zaciskając mu sznur na gardle, którym wcześniej związane były jego ręce. Mężczyzna łapie dłońmi za linę i szarpie się na boki próbując jednocześnie pozbyć się bruneta, ale on przylgnął do jego pleców niczym pijawki i ani myśli odczepić się od swojego żywiciela. Aż nie dowierzam, że ma w sobie tyle siły.

Mężczyzna próbuję coś mówić, ale zamiast tego wydobywają się z niego przerażające charczenia.

- Rita wyjdź na zewnątrz! – rozkazuję Dorian, ale ja nie jestem w stanie się ruszyć.

Przyglądam się jak olbrzymi i obleśny mężczyzna, który jeszcze przed chwilą obnosił się ze swoją władzą nad nami, opada z sił i robi się siny. Opada na klęczki dzięki czemu mogę dostrzec  twarz Doriana, górującym nad naszym oprawcą z dziką furią. Oczy ma pociemniałe jakby przestawił się teraz na inny tryb... Tryb, w którym często znajduje się mój ojciec ...

Dłonie mężczyzny opadają bezwładnie wzdłuż jego ciała, podobnie jak głowa, która opuścił w dół. Mężczyzna na pewno jest już martwy, ale Dorian jakby nie umiał obudzić się z transu, w którym się znalazł. A ja nie wiem czy powinnam to zrobić za niego. Jest teraz na prawdę przerażający i gdyby nasze spotkania odbyło się w takich okolicznościach wątpię, abym pozwoliła mu się zbliżyć do siebie.

Gdy jednak odsuwa sznur i już myślę, że odepchnie łysola, wtedy brunet skręca mu kark, a ja wydobywam z siebie głośny krzyk. Krzyk przerażenie, który sprawia, że Dorian spogląda na mnie, a jego twarz od razu nabiera innego wyrazu. A tęczówki jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wracają do normalnych rozmiarów.

Wiem z jakiej rodziny pochodzę. Można pomyśleć, że takie widoki nie powinny robić na mnie wrażenia. Ale robią, ponieważ po raz pierwszy widzę morderstwo na żywo. Wcześniej takie obrazy mogłam zobaczyć jedynie w telewizorze oglądając kryminalne filmy, albo seriale.

Mogę mówić na swojego ojca co chcę. Że jest niesprawiedliwy, apodyktyczny i inne takie, ale nigdy nie doprowadził do sytuacji, by moje życie było zagrożone i abym musiała się o nie obawiać. Nie zdarzyło się również, bym oglądała jak wymierza sprawiedliwość na własną rękę, lub raczej dokonuje egzekucji. Nie dopuścił do tego, abym musiała zadręczać się jego czynami.

Dopiero teraz doceniam ile musiał włożyć starań, aby tego wszystkiego dopilnować. Ile kosztowało go odcięcie mnie od najmroczniejszych zakamarków naszego świata. I ujrzałam to wszystko teraz gdy zaczęłam się buntować i uciekać sprawiając, że nie mógł mnie ochronić przed złem, które czeka na zewnątrz. A okazuje się, że czeka go na mnie bardzo wiele.

Dopiero teraz rozumiem co miał na myśli mówiąc, że jestem jego córką... Że jestem cenniejsza niż królewska księżniczka... Bo ja również nią jestem... Z tą różnicą, że ja jestem mafijną księżniczką. Nawet Dorian to wie, w końcu sam określił mnie tym mianem. I chyba czas do tego przywyknąć. Jestem księżniczką... którą chcą porwać wszyscy nie przychylni mojemu ojcu.

Ludzie, którzy chcą by Luca Moretti zniknął z powierzchni ziemi.
Ludzie którzy chcą zająć miejsce mojego ojca i zmienić jego rządy.
Ludzie, którzy zapewne pragną, aby handel dziećmi i kobietami był ponownie legalny w jego otoczeniu.

To tym ojciec najbardziej sobie grabi u innych familie. Tym, że kategorycznie tego zabrania, a oni pomimo tego, iż wiedzą jakie jest jego zdanie w tej sprawie co jakiś czas próbują na niego wpłynąć. I może stąd to porwanie. Chcieli wymusić na nim przyzwolenie na ten bestialski biznes, gdyż jest on niezwykle opłacalny.

Rumor padającego na deski ciała przywraca mnie do rzeczywiści. Nie mam jednak odwagi spojrzeć na twarz martwego mężczyzny. Nie chcę aby ten widok mnie prześladował. Wystarczająco już dzisiaj przeżyłam.

Dorian niepewnie zbliża się do mnie jakby wiedział, że jego nieznane dotąd oblicze wprawiło mnie w przerażenie. Unoszę się do siadu, gdy on kuca u moich stóp.

- Dlaczego mnie nie posłuchałaś? – pyta z troską, ale i lekkim wyrzutem. -  Nie chciałem, abyś na to patrzyła – Wzdycha ciężko i przygarnia mnie do siebie, gdy nic nie odpowiadam. – Przepraszam, że nie zdołałem się powstrzymać – dodaje ze skruchą i całuje mnie w czoło.

Poczucie winy, które w nim słyszę sprawia, że zaczynam dochodzić do siebie i myśleć trzeźwiej. Dorian nie powinien czuć się winny przez to co zrobił, bo on jedynie nas uratował. Owszem okropne jest to, że pozbawił kogoś życia, ale gdyby tego nie zrobił, to pewnie my bylibyśmy teraz na jego miejscu. A jeśli nie teraz to w bardzo niedalekiej przyszłości.

Powinnam być mu wdzięczna, a nie zachowywać się jak histeryczka. Przecież to Dorian Russo. Przyszły Don, jednej z dwóch najpotężniejszych mafijnych rodzin we Włoszech. A co za tym idzie niebezpieczny gangster. Niebezpieczny dla otoczenia, bo na pewno nie dla mnie.

- Nie przepraszaj – odzywam się w końcu, gdy dopuściłam do siebie zdrowy rozsądek. – Wszystko jest w porządku. Co teraz? – pytam odsuwając się od bruneta i przypatrując się jego brązowym oczom, które z czułością pieszczą mą twarz samym spojrzeniem.

- Musimy jak najszybciej wrócić do domu, bo nasi ojcowie się pozabijają. Jestem pewien, że obwinią siebie nawzajem za nasze zniknięcie – wyjaśnia, a ja dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak wiele prawdy jest w jego słowach.

Jeśli faktycznie dojdzie do takich oskarżeń nasze rodziny pogrążą się w wojnie, której nic i nikt nie będzie w stanie zatrzymać. A wszystko przez to, że jakiś kretyn uroił sobie coś pod kopułą. Gdybyśmy jeszcze wiedzieli kto za tym stoi...

- Masz rację. Nie możemy do tego dopuścić – mówię hardo.

- Zbierajmy się. Niedługo na pewno ten drugi wróci i nie wiadomo czy będzie sam. A poza tym dobrze by było znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Gdy ktoś zastanie tu jedynie trupa zaczną nas najpierw szukać w pobliżu, a potem rozszerzą zakres poszukiwań.

- W takim razie chodźmy już – odpowiadam i podnoszę na równe nogi.

- Poczekaj. Sprawdzę w co jest zaopatrzony ten tutaj co mogłoby nam się przydać – zatrzymuje mnie Dorian i zaczyna przeszukiwać kieszenie mężczyzny.

- Nie mam telefonu – rzucam gdy uświadamiam sobie, że nie czuję go w tylnej kieszeni spodni, do których odruchowo sięgam.

- Zabrali nam je i wyrzucili – informuje mnie jakby nie był tym faktem zdziwiony.

- To może pożyczymy sobie od niego? – proponuję kiwając głową w stronę truposza.

- Niestety nie możemy. Pewnie zaraz by nas po nim namierzyli, a poza tym i tak jest zablokowany – tłumaczy wyjmując zza paska spodni mężczyzny broń i chowa ją w tym samym miejscu, tylko u siebie. A potem wraca do grzebania w kieszeniach w poszukiwaniu czegoś jeszcze.

- Może wystarczy odcisk palca. Sprawdzimy naszą lokalizację i powiadomimy tylko ojców gdzie jesteśmy – mówię co zaświtało mi w głowie. Dzięki temu nie musieli by skakać sobie do gardeł. A kto wie... Może nawet zaczęliby współpracować.

- Niestety nie działa – powiedział z grymasem brunet i rzucił telefon obok ciała. – Jest też na pin... W sumie sam odcisk palca byłby słabym zabezpieczeniem. Nikt tak nie ryzykuje.

- Trzeba będzie znaleźć jakiś inny sposób – wzdycham, bo naprawdę miałam nadzieję, że uda nam się dodzwonić do ojców i wszystko wytłumaczyć zawczasu.

- Musimy dotrzeć do miasta lub wsi. Tam  wszystko już ogarniemy.

- Ok.

Wyszliśmy na zewnątrz i przez chwilę staliśmy w miejscu, by zakręcić się wokół własnej osi. Wszędzie był las. Gesty porośniętymi drzewami liściastymi i iglastymi. Ścieżka, którą zapewne nas tu przywieźli była ledwo widoczna, co oznaczało, że musieli nas przywieźć terenowym samochodem, bo raczej inny by się przez tę gęstwinę nie przedostał.

- Pójdziemy ścieżką? – zapytałam nie widząc innej drogi.

- Tak, chociaż trochę to ryzykowne. Ale to najpewniejsza droga, by znaleźć się na głównej trasie.

Zrobiliśmy tak jak powiedział Dorian i poszliśmy leśną drogą przed siebie. Las ciągnął się i ciągnął jakby nie miał końca, a ja coraz bardziej opadam z sił. Jestem głodna, spragniona i słaba. A raczej ospała, przez co mam pewność, że zostało mi coś podane. Lubię spać, ale nie potrzebuję na to specjalnie wielu godzin. Czasami zdarzy mi się dłużej przebywać w krainie Morfeusza, ale to dzieje się od kilku tygodni, gdy zamiast spędzać noce na śnie, to baraszkuję z Dorianem w jego domku.

Po około godzinie słychać coś podejrzanego ...jakby warkot... Tak to z pewnością jest słyszalna praca silnika samochodowego.

- Dorian... – prawie wyszeptuję jego imię.

- Musimy się schować. Chodź szybko w głąb lasu – powiedział i chwycił mnie za rękę.

Brunet ciągnął mnie za sobą jakby w ogóle nie czuł zmęczenia. Ja natomiast padam już na twarz. Chciałabym móc być już w domu, ale do tego jeszcze wiele przed nami.

Najgorsze jest to, że my nawet nie wiemy gdzie dokładnie jesteśmy. Czy znajdujemy się blisko, czy daleko Katanii. Czy dzieli nas od niej kilka kilometrów, czy kilkadziesiąt, albo nawet kilkaset. Ciężko to stwierdzić, po tym jak całą drogę byliśmy nieprzytomni.

- Dorian, nie mam już siły – mówię, gdy czuję jak podejrzanie szybko słabnę.

- To przez środki nasenne, które ci wstrzyknęli – wyjaśnia, czym upewnia mnie w moich wcześniejszych przypuszczeniach – Dasz radę przejść jeszcze trochę?

- Spróbuję, ale naprawdę źle się czuję, a co gorsze jest mi niedobrze – przyznaję gdy fala mdłości nadchodzi niespodziewanie, a potem nie patrzeć na nic wymiotuję przed siebie.

Brunet chwyta mnie w pasie, przytrzymując przed upadkiem i jednocześnie odgarnia mi włosy do tyłu, bym ich nie ufajdoliła w swoich wymiocinach. Szczerze mówiąc trudno nazwać to wymiocinami, bo jedynie co ze mnie wylatuje to żółć, która pozostawia nieprzyjemny smak w ustach.

Jakby tego było mało moje ciało zaczynają oblewać zimne poty przez co zaczynam się trzęś. Przed oczami pojawiają się mroczki, a w uszach zaczyna szumieć

- Co ci jest? – dopytuje Dorian ze zmartwieniem i strachem, które udaje mi się jeszcze rozpoznać po jego tonie.

- Nie wiem – mruczę jedynie, gdyż na więcej nie mam siły. Tym bardziej, iż czuję jak opada ze mnie resztka sił, które miałam.

- Rita?! Rita?! Słyszysz mnie? Nie odpływaj! – krzyczy, lecz jego piękny głos przestał być dla mnie słyszalny, a zastąpiła go głucha cisza...


Wbrew zasadom ( Seria mafijna #3 )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz